W Charkowie, Doniecku i Ługańsku na wschodniej Ukrainie oraz w Odessie na południu trwają w niedzielę wiece prorosyjskie, których uczestnicy domagają się federalizacji kraju, ustąpienia władz w Kijowie i popierają referendum ws.przyłączenia Krymu do Rosji. W Charkowie do prorosyjskiego wiecu doszło przed polskim konsulatem, gdzie zebrało się kilkaset osób.
W demonstracjach w Charkowie i Doniecku uczestniczy po ok. 3 tys. osób, zaś w Ługańsku – ok. 500. Zgromadzeni na nich ludzie trzymają flagi Federacji Rosyjskiej i mają przypięte pomarańczowo-czarne wstążki będące symbolem ruchów prorosyjskich. Akcja w Charkowie odbywa się mimo sądowego zakazu demonstracji. Mieszkańcom miasta rozdawane są biuletyny do głosowania z trzema pytaniami: "czy popierasz gospodarczą federalizację Charkowa?", "czy popierasz władzę ludu?" oraz "czy jesteś za suwerennością językową?".
Kilkaset osób zebrało się również przed polskim konsulatem w Charkowie. Demonstranci wykrzykiwali prorosyjskie hasła i nawoływali m.in. "Europa nie przejdzie".
"Hasła, które nie należały do przyjemnych"
Jak wyjaśnił obecny na miejscu dziennikarz TVN24 Adam Krajewski, sytuacja jest już opanowana. Polski konsulat znajdował się na trasie prorosyjskiego wiecu, demonstranci początkowo go minęli, jednak później grupki manifestujących zaczęły wracać i zbierać się przed polską placówką.
W ocenie dziennikarza TVN24, na miejscu mogło być nawet ok. 1000 osób. Demonstranci skandowali "Rosja, Rosja", rzucali przedmiotami. Ochraniający konsulat milicjanci wezwali posiłki, a sytuacja po kilkunastu minutach się uspokoiła.
Jan Granat, polski konsul przyznał w rozmowie z TVN24, że pracownicy polskiej placówki czują się bezpiecznie. - Bezpośrednio może nie podejmowano żadnych czynności, które by wskazywały na to, że chcą zaatakować konsulat, nie było prób zerwania flag Unii Europejskiej czy naszej polskiej, ale były hasła, które nie należały do przyjemnych: obraźliwych o Unii Europejskiej i o nas, że jesteśmy tchórzami - wyjaśnił. Jak dodał, prorosyjska demonstracja oddaliła się już od konsulatu i przeszła dalej, w stronę centrum miasta.
W Doniecku chcą referendum
W Doniecku ludzie domagają się referendum "takiego jak na Krymie", chcą dymisji rządu premiera Arsenija Jaceniuka oraz żądają nadania językowi rosyjskiemu statusu języka państwowego.
W Ługańsku, gdzie także obowiązuje sądowy zakaz demonstracji, zgromadzeni na wiecu skandują "Donbas-Rosja!". Tutaj także rozdawane są ulotki zachęcające do poparcia federalnego ustroju Ukrainy oraz jej przystąpienia do Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu.
Brzmią nawoływania do ustąpienia pełniącego obowiązki ukraińskiego prezydenta Ołeksandra Turczynowa.
Autor: kg/jk / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA