25-letni mężczyzna, który przyznał się do zamachu w mińskim metrze, zrobił to, bo satysfakcję sprawia mu ludzkie cierpienie - mówią psychiatrzy, którzy rozmawiali z podejrzanym. I porównują go do filmowego Hannibala Lectera. Źródło agencji Interfax-Zapad w organach bezpieczeństwa podało szczegóły pierwszego przesłuchania mężczyzny. Informator mówił też o okolicznościach zatrzymania rzekomego zamachowca.
- Podejrzany przekonuje, że działał sam. Politycznych motywów swoich działań nie przedstawia - powiedział informator Interfaxu, cytowany na stronie internetowej agencji.
Jak Lecter?
Z podejrzanym rozmawiali już psychiatrzy. - Ze słów psychiatrów wynika, że podejrzany jest niezrównoważony psychicznie. Swoje działania wyjaśnia satysfakcją, którą sprawia mu ludzkie cierpienie. Psychiatrzy porównali podejrzanego z psychologicznym profilem filmowego Hannibala Lectera - powiedział informator agencji.
Z jego informacji wynika też, że podejrzany już podczas pierwszego przesłuchania przyznał się. I to nie tylko do ostatniego zamachu. - Mówi, że przeprowadził zamach bombowy w Witebsku we wrześniu 2005, zamach w alei Zwycięzców 3 lipca 2008 oraz atak bombowy na stacji metra Oktiabrskaja 11 kwietnia 2011 - powiedział informator Interfaxu.
Szybcy i sprawni jak KGB
Rysopis podejrzanego o zamach ustalono na podstawie materiałów wideo, na których widać, jak zostawia ładunek wybuchowy na stacji metra. Jak udało się tak szybko zatrzymać mężczyznę.
Według źródła agencji Interfax, przejrzano nagrania wideo ze wszystkich stacji metra z kilku poprzedzających atak dni. Okazało się, że poszukiwany regularnie wychodził z metra na stacji Frunzenskaja. Wysłano tam natychmiast agentów w cywilu, którzy we wtorek zobaczyli człowieka, podobnego do poszukiwanej osoby.
Poszli za nim aż do jego mieszkania, wtedy wezwali jednostkę antyterrorystyczną Ałmaz. Komandosi wkroczyli do mieszkania i zatrzymali podejrzanego. Zatrzymano tam też kobietę, która przedstawiła się jako narzeczona mężczyzny.
Nieuchwytny
Podczas przesłuchania podejrzany powiedział, że pierwszy zamach przeprowadził w Witebsku we wrześniu 2005. Potem, pozostając niezidentyfikowanym, odbył obowiązkową służbę wojskową.
Powróciwszy z armii, jak mówił, w internecie znalazł informacje, jak zbudować bombę o większej mocy. Przygotował taką, a potem zdetonował 3 lipca 2008 w Mińsku, na koncercie z okazji Dnia Niepodległości. Mężczyzna twierdzi, że udało mu się uniknąc przeprowadzonej wówczas przez władze obowiązkowej kontroli daktyloskopijnej całej męskiej populacji Białorusi.
Trzy zamachy, jeden sprawca?
We wrześniu 2005 roku dwa ładunki wybuchowe domowej roboty eksplodowały w Witebsku, raniąc kilkadziesiąt osób. Do podłożenia bomb przyznała się nieznana wczesniej organizacja o nazwie Białoruska Armia Narodowo-Wyzwoleńcza. Opozycja białoruska odcięła się od tej organizacji.
W nocy z 3 na 4 lipca 2008 roku ładunek domowej roboty został zdetonowany podczas koncertu plenerowego z okazji Dnia Niepodległości w Mińsku. Rannych zostało przeszło 50 osóbn. W toku śledztwa zatrzymano działaczy opozycji, pobrano też odciski palców od ponad miliona obywateli. Nie odnaleziono jednak winnych tego incydentu.
W zamachu w Mińsku na stacji Oktiabrskaja zginęło 12 osób, a niemal 200 zostało rannych.
Źródło: Interfax.by