Prezydent Boliwii nie ustaje w atakowaniu USA i Europy za dyplomatyczny incydent w postaci zmuszenia do lądowania jego samolotu lecącego nad krajami UE. Evo Morales wezwał Europejczyków, aby "wyzwolili się z imperializmu USA".
Boliwijczyk od opóźnionego powrotu do kraju w środę występuje na kolejnych wiecach, korzystając z "niesprawiedliwości" jaka go dotknęła.
Wszystkiemu winny imperializm
W czwartek powiedział do tłumu zwolenników, że za zmuszeniem jego samolotu do lądowania stoi Waszyngton i jest gotów zamknąć ambasadę USA w swoim kraju. - To przesłanie do Amerykanów. Imperium i jego sługusy nigdy nie zdołają nas zastraszyć - stwierdził.
Według Moralesa, Francja, Hiszpania, Portugalia i Włochy zamknęły przed nim przestrzeń powietrzną na rozkaz Waszyngtonu, który działał na podstawie pogłosek, że ścigany zdrajca wywiadu USA Edward Snowden leci na pokładzie prezydenckiego samolotu z Moskwy.
Moralesa zmuszono do lądowania na 14 godzin w Wiedniu, gdzie na pokład weszła inspekcja austriackiej straży granicznej. Prezydent Boliwii jest przekonany, że to wszystko było działaniem na rozkaz USA. - Europejczycy muszą się wyzwolić z imperializmu USA - mówił Morales.
Przemawiając na stadionie w stolicy Boliwii, w towarzystwie prezydenta Ekwadoru Rafaela Correa, wenezuelskiego prezydenta Nicolasa Maduro i argentyńskiej prezydent Christiny Fernandez, Morales zapowiedział, że rozważa zamknięcie ambasady USA w kraju. Już w 2008 roku wydalił zeń ambasadora. - Bez Stanów Zjednoczonych jest nam lepiej tak politycznie jak i demokratycznie - stwierdził.
Trójka prezydentów południowoamerykańskich krajów, które wszystkie są krytycznie nastawione do USA, stwierdziła, iż cały incydent z samolotem Moralesa jest próbą zastraszania "ludu Ameryki Południowej". - Naszym grzechem jest niezależność i antyimperializm - przekonywali.
Autor: mk//kdj / Źródło: CNN, BBC News