Planetoida minie nas o włos

Aktualizacja:
 
Niepokojące skrzyżowanie orbitNASA/JPL

Planetoida wielkości połowy tej, która na początku XX wieku zniszczyła tajgę na Syberii, przeleci w czwartek (8 kwietnia) blisko Ziemi. Jak podkreślają naukowcy, dystans ten jest "bezpieczny". Jednak nigdy nie wiadomo, kiedy prawdziwe zagrożenie doleci do nas. Czy jesteśmy gotowi ochronić się przed nim?

Planetoida 2010 GA6, która w czwartek minie ziemię w odległości 359 tys. km. (prawie tyle samo, co odległość Ziemi od Księżyca) to niewielki - jak na warunki kosmiczne - 22 metrowy kawałek skały.

Została odkryta przez amerykańskie obserwatorium Catalina Sky Survey. I choć nie ma zagrożenia kolizją, gdyby taka nastąpiła, mogłaby zniszczyć całe miasto albo nawet region.

Katastrofa Tunguska

W 1908 roku tylko o połowę większe ciało niebieskie uderzyło w Ziemię w centralnej Syberii - nad rzeką Podkamienna Tunguzka niedaleko jeziora Bajkał. Eksplozja była porównywalna z wybuchem 15-megatonowej bomby nuklearnej (1000 razy więcej niż tej zrzuconej na Hiroszimę).

– Takie planetoidy potrafimy dziś dostrzec kilka razy w roku, a co kilkaset dochodzi do zderzenia. W przypadku takiej kolizji skala zniszczeń byłaby ogromna – ocenia Krzysztof Ziołkowski, astronom z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.

Dlatego od lat astronomowie przygotowują scenariusze na wypadek kosmicznej katastrofy.

Scenariusz 1. Nuklearny atak

Metodą zastosowaną przez Bruce'a Willisa w "Armagedonie" było umieszczenie ładunków nuklearnych we wnętrzu planetoidy. O ile astronomowie na poważnie rozważają taką możliwość, to wiąże się ona z dużymi problemami.

Eksplozja mogłaby spowodować rozbicie planetoidy na tysiące małych kawałków albo odłupanie jednego dużego. Wówczas Ziemia byłaby narażona nie na jedno, a na kilka uderzeń. Nie byłoby jednak problemu, gdyby kawałki planetoidy były na tyle małe, że spaliłby się w atmosferze.

– Wszystko zależy od tego jakiej wielkości i z jaką prędkością kawałki planetoidy trafią w atmosferę. Dlatego trudno określić, jakiej wielkości muszą być to części – komentuje Ziołkowski.

Scenariusz 2. Uderzenie rakiety

Można też staranować planetoidę za pomocą rozpędzonej rakiety. Najpoważniejszy problem, to tak pokierować rakietą, by cała jej energia kinetyczna posłużyła do zmiany kursu planetoidy, a nie do wywołania jej rotacji albo odłupania fragmentu.

Tak jak przy eksplozji jądrowej, istnieje jednak obawa, że planetoida rozpadnie się na kilka części. We wrześniu 2002 roku jedna z firm przedstawiła projekt ratunkowej misji kosmicznej zwanej "Don Kichot", w której wzięłyby udział dwa statki kosmiczne - Hidalgo i Sancho.

Scenariusz 3. Kosmiczne zwierciadła

Astronomowie spodziewają się, że zmianę kursu planetoidy mogłoby spowodować umieszczenie w przestrzeni kosmicznej ogromnych zwierciadeł. Kilka lat temu profesor Massimiliano Vasile z Uniwersytetu w Glasgow odkrył, że umieszczenie ogromnej liczby zwierciadeł w przestrzeni kosmicznej i skierowanie ich na planetoidę, spowodowałoby ogrzanie jej powierzchni i uwolnienie gazów znajdujących się we wnętrzu. Gazy te mogłyby się zachować jak gigantyczny silnik, który skierowałby asteroidę na nową orbitę.

Scenariusz 4. Grawitacyjny ciągnik

Pomysł ten zakłada wystrzelenie w kosmos pojazdu, który odholuje groźny obiekt z trajektorii kolizyjnej. Nie musiałby nawet dotknąć przesuwanego obiektu. Za hol posłużyłaby siła przyciągania.

Statek po zrównaniu z planetoidą musiałby utrzymać stałą odległość. Po odpaleniu silników grawitacja posłużyłaby za hol i wpłynęła na zmianę trajektorii lotu.

Scenariusz 5. Odciągnięcie planetoidy

W tym wariancie fizycy proponują umieszczenie na obiekcie silników, które zmieniłyby kurs. Przez lata rozważane były wszystkie rodzajów silników: od rakietowych do żagli słonecznych.

Innym tego typu rozwiązaniem byłoby umieszczenie na powierzchni planetoidy urządzenia, które miotałoby w przestrzeń skały z jej powierzchni. Tym samym powodując niewielkie przyśpieszenie planetoidy w przeciwnym kierunku.

Scenariusz 6. Pomalowanie powierzchni

Najbardziej "kosmiczną" metodą byłoby pokrycie powierzchni planetoidy farbą odblaskową, co mogłoby spowodować powolną, acz systematyczną zmianę kursu planetoidy.

Trudno wyobrazić sobie praktyczne wdrożenie tego pomysłu, chociażby ze względu na wielką ilość potrzebnej farby i trudności z jej nałożeniem na powierzchnię.

Cokolwiek jednak uda nam się zrobić - miejmy nadzieje, że będzie wystarczająco skuteczne. W końcu według jednej z naczelnych teorii dotyczącej wyginięcia dinozaurów, wielkie gady skończyły dominację na Ziemi właśnie przez uderzenie asteroidy.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: NASA/JPL