Incydent ze szklanką wody, którą szef MSW rzucił w gubernatora obwodu odeskiego na posiedzeniu Rady Reform, nabiera coraz większego rozgłosu. Głos w sprawie zabrało nawet rosyjskie MSZ. Politycy w Kijowie apelują do skonfliktowanych urzędników, by podali się do dymisji. Saakaszwili ogłosił, że odchodzić nie zamierza. Dymisji Awakowa także nie będzie.
- Przyjechałem na Ukrainę, żeby budować, rozwijać, poprawiać. Najpierw jednak muszę zniszczyć układy korupcyjne. Robię dobrą robotę w Odessie i nadal będę walczyć z korupcją na swoim stanowisku, licząc na wsparcie zdrowych sił w parlamencie i społeczności ukraińskiej – powiedział Micheil Saakaszwili w jednym z programów telewizyjnych.
Były prezydent Gruzji, który został gubernatorem obwodu odeskiego w maju, zapewnił, że podawać się do dymisji nie zamierza. Jak stwierdził, oczekuje od prezydenta Petra Poroszenki stanowczych działań i zapowiada, że udzieli mu pełnego wsparcia w kwestii walki z korupcją.
"Takie rzeczy"
Saakaszwili był pytany o dymisję po incydencie, do którego doszło podczas posiedzenia narodowej Rady Reform w Kijowie 14 grudnia. W czasie spotkania, prowadzonego przez prezydenta, gubernator zarzucił szefowi MSW Arsenowi Awakowowi, że jest "złodziejem i skorumpowanym ministrem". W odpowiedzi Awakow rzucił w Saakaszwilego szklanką wody. Prowadzący posiedzenie Petro Poroszenko najpierw uspokajał skonfliktowanych polityków, później postanowił zamknąć obrady.
Postępek obydwu polityków jest komentowany nie tylko w Kijowie. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa ubolewała na Facebooku: "Jeśli takie rzeczy mają miejsce podczas formalnych spotkań, to co można powiedzieć o społeczeństwie ukraińskim? Jak bardzo jest ono spolaryzowane? Następnym etapem będzie jeszcze większa jego radykalizacja" – prognozowała rzeczniczka MSZ.
Zacharowa ubolewała także nad losem rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu, którzy muszą żyć "w składzie jednej Ukrainy i z takimi władcami".
Prokremlowska telewizja LifeNews cytowała byłego premiera Ukrainy Mykołę Azarowa (wyjechał do Rosji po obaleniu prezydenta Wiktora Janukowycza), który stwierdził: - To była kłótnia na poziomie złodziejaszków, a nie przedstawicieli władz.
"Upokarzające dla Ukrainy"
Zwolennicy Saakaszwilego i Awakowa podzielili się na dwa obozy. Przeciwko gubernatorowi zwarli szyki posłowie Frontu Ludowego premiera Arsenija Jaceniuka. Saakaszwilego bronią z kolei deputowani prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki.
Pierwsi zarzucają gubernatorowi, że "zawiera układy z oligarchami i knuje spisek w celu odsunięcia premiera od władzy". Drudzy twierdzą, że do dymisji powinien podać się szef MSW Arsen Awakow, który swoim zachowaniem "zhańbił Ukrainę".
Była premier Julia Tymoszenko wezwała do odejściu obydwu urzędników.
– Ich konflikt jest upokarzający dla Ukrainy– oświadczyła przywódczyni partii Batkiwszczyna.
Do dymisji obydwu w najbliższym czasie jednak nie dojdzie.
Jak twierdzi kijowski politolog Witalij Kułyk, w parlamencie nie ma wystarczającej liczby głosów, by przegłosować dymisję szefa MSW. Poza tym, odejście szefa MSW zagroziłoby koalicji, tworzonej m.in. przez ugrupowanie premiera i prezydenta.
- Sednem konfliktu miedzy Awakowem i Saakaszwilim są ambicje premierowskie tego drugiego i, delikatnie mówiąc, niezbyt przyjazne relacje między Frontem Ludowym i Blokiem Petra Poroszenki. Saakaszwili, jako rozsądny polityk, oszacował, że obecny skład parlamentu nie poprze jego kandydatury na premiera, dlatego stawia na przedterminowe wybory Rady Najwyższej, do której z łatwością wprowadzi swoją siłę polityczną – podkreślił kijowski politolog Taras Berezowec.
Autor: tas//gak / Źródło: korrespondent.net, lifenews.ru, RIA Nowosti, obozrevatel.com
Źródło zdjęcia głównego: Arsen Avakov/Facebook