Gra pozorów Ukrainy. Chcą do UE, czy tylko udają?


Umowa stowarzyszeniowa Ukrainy z UE parafowana. Kijów przedstawia to jako wielki sukces i duży krok w procesie integracji europejskiej. Bruksela wskazuje, że deklaracje Ukrainy mają się nijak do czynów. Chodzi zwłaszcza o prześladowania opozycji przy użyciu wymiaru sprawiedliwości. Nic nie wskazuje na to, że umowa zostanie w najbliższym czasie podpisana przez Brukselę. Może być wręcz dużo gorzej - prawdopodobne jest, że po jesiennych wyborach parlamentarnych na Ukrainie UE będzie zmuszona do wprowadzenia sankcji wobec Kijowa.

Unia Europejska parafowała umowę stowarzyszeniową z Ukrainą 30 marca. I od początku pomniejszała znaczenie tego faktu. Po pierwsze, to tylko techniczny krok sygnalizujący koniec negocjacji. Po drugie, parafowanie to powinno mieć miejsce już na grudniowym szczycie UE-Ukraina w Kijowie. Nie zrobiono tego jednak, żeby zademonstrować niezadowolenie Brukseli z niedotrzymywania obietnic Janukowycza ws. Tymoszenko. Na szczycie 19 grudnia 2011 roku przywódcy jedynie ogłosili zakończenie negocjacji umowy stowarzyszeniowej.

Może być gorzej, nie lepiej

Bruksela już zapowiedziała, że dwa kolejne kroki, a więc podpisanie umowy przez Radę Europejską oraz rekomendacja przez Radę ratyfikacji Parlamentowi Europejskiemu i parlamentom krajów członkowskich nie zostaną podjęte, dopóki Kijów nie zaprzestanie używać wymiaru sprawiedliwości do walki z opozycją polityczną.

UE ogłosiła też, że nie uzna ukraińskich wyborów październikowych jako zgodnych z demokratycznymi standardami, jeśli liderzy opozycji będą pozostawać w więzieniu i nie będą mogli wziąć udziału w wyborach.

Jeśli Bruksela nie uzna demokratycznego charakteru wyborów, następnym krokiem – w 2013 roku – będzie przygotowanie czarnej listy urzędników ukraińskich z zakazem wjazdu do UE oraz sankcje ekonomiczne. Czyli podobna akcja, jak wobec reżimu Łukaszenki. Dla Janukowycza byłby to tym boleśniejszy cios, że w 2013 roku Ukraina ma objąć rotacyjne przewodnictwo w OBWE.

Podwójna gra Kijowa

Janukowycz i rządząca Ukrainą ekipa nie powinna się temu dziwić. Od miesięcy Kijów zwodzi Unię, z jednej strony obiecując zaprzestanie represji wobec opozycji, a nawet zwolnienie Tymoszenko, z drugiej zaś robiąc coś wręcz przeciwnego. I to w demonstracyjny, wręcz prowokacyjny sposób.

20 marca parlament przyjął raport komisji nadzwyczajnej, który oskarża Tymoszenko o "zdradę stanu". Zdaniem autorów, ówczesna premier Ukrainy była szantażowana przez Rosjan. Zgodziła się na niekorzystne dla Ukrainy ceny gazu, ponieważ spółka Zjednoczone Systemy Energetyczne (JES), którą kierowała Tymoszenko w połowie lat 90., była Rosjanom winna 400 mln dolarów.

Tego samego dnia parlament wydał rezolucję, która w długim tekście i kwiecistym językiem wzywa UE do "zademonstrowania politycznej woli i zapewnienia szybkiego podpisania umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z UE".

W marcu prezydent wydał szczegółowe instrukcje opracowania i realizacji planów integracyjnych z Unią, a współpracownicy Janukowycza zapewniają podczas zagranicznych wizyt, że integracja europejska pozostaje głównym celem polityki zagranicznej Ukrainy. Aby nie było wątpliwości, Janukowycz już w czasie forum w Davos w styczniu oświadczył: "Ukraina widzi swą przyszłość w UE".

UE traci cierpliwość

Na początku marca w zachodniej prasie pojawił się wspólny artykuł ministrów spraw zagranicznych Szwecji, Wielkiej Brytanii, Czech, Polski i Niemiec – po raz pierwszy tak wyraźne wotum nieufności dla polityki Kijowa, pozorującej dążenie do UE, a faktycznie ograniczającej wolności polityczne w kraju w duchu bardziej putinowskim, aniżeli europejskim.

Proces stowarzyszenia znajduje się dziś jednak w impasie. Choć negocjacje nad umową stowarzyszeniową zakończyły się z sukcesem w grudniu 2011 roku, podczas polskiej Prezydencji w UE, działania Ukrainy zablokowały jej podpisanie i ratyfikację. Stało się tak z prostego powodu: rozwój wydarzeń na Ukrainie w ostatnich dwóch latach każe nam wątpić w intencje Kijowa w odniesieniu do podstawowych zasad, na których opiera się zarówno sama umowa, jak i całość naszych wzajemnych relacji. "International Herald Tribune", 5 marca 2012

"Rozwój wydarzeń na Ukrainie każe nam wątpić w intencje Kijowa w odniesieniu do podstawowych zasad, na których opiera się zarówno umowa stowarzyszeniowa z UE, jak i całość naszych wzajemnych relacji" - to pierwsze zdanie artykułu.

Ukraiński rząd nadal udaje jednak, że nie widzi krytyki. 20 marca, także w zachodniej prasie, pojawiła się odpowiedź na artykuł pięciu szefów dyplomacji w UE. Minister spraw zagranicznych Kostiantyn Hryszczenko napisał, że Ukraina jest oddana wartościom europejskim i z całych sił zdąża ku pełnej integracji z Unią.

Robią swoje

Nic nie wskazuje na to, żeby Janukowycz miał spełnić oczekiwania unijne, zwolnić Tymoszenko, zaprzestać represji wobec opozycji, przeprowadzić uczciwe wybory. Dla prezydenta i jego Partii Regionów ważniejsze jest utrzymanie monopolu na scenie politycznej.

26 marca włoska policja zatrzymała Arsena Awakowa, jednego z liderów partii Tymoszenko Batkiwszczyna, który od września ub.r. przebywa w UE. W kraju oskarżony jest o nadużycie urzędu. To kolejny, po Tymoszenko, Łucence i kilku innych, czołowy przedstawiciel opozycji i ekipy rządzącej na Ukrainie przed 2010 r., który ma trafić za kratki. Prokurator generalny Ukrainy zapowiedział, że będzie zabiegał o ekstradycję byłego gubernatora obwodu charkowskiego (2004-2010). 27 marca władze Batkiwszczyny wezwały włoski rząd i Interpol, żeby nie wydawać Awakowa. On sam podobno chce być sądzony we Włoszech.

29 marca ogłoszono, że śledztwo ws. oszustw podatkowych przeciwko Tymoszenko zostało ukończone i akta wysłano do sądu w Charkowie, gdzie ma odbyć się proces. Zarzuty dotyczą działalności biznesowej Tymoszenko w latach 90. To kolejne uderzenie w liderkę opozycji, kóra już odsiaduje wyrok 7 lat więzienia.

Sankcje zamiast ratyfikacji?

Do wejścia w życie negocjowanej od marca 2007 roku umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina potrzebne jest podpisanie dokumentu oraz jego ratyfikacja przez parlament Ukrainy, Parlament Europejski i parlamenty 27 państw UE (plus zapewne będzie też już Chorwacja). Daty podpisania jednak Unia nie wyznacza ze względu na pogorszenie sytuacji z przestrzeganiem prawa na Ukrainie.

Do podpisania umowy na pewno nie dojdzie przed wyborami parlamentarnymi w październiku.

24 lutego w wystąpieniu wyemitowanym przez trzy kanały telewizyjne, Janukowycz zapowiedział, że zrobi wszystko, aby wybory były uczciwe i transparentne, żeby nie trzeba było się wstydzić przed Europą. Następnego dnia oświadczył, że pozostaje oddany idei integracji europejskiej. Ale już dwa dni później sąd w Kijowie skazał byłego szefa MSW Jurija Łucenkę na 4 lata więzienia i 3 lata zakazu działalności publicznej.

Julia Tymoszenko personifikuje wszystkie problemy i symbolizuje powszechne zjawisko wykorzystywania przez rządzącą ekipę służb specjalnych, prokuratury i sądów do walki z opozycją. Ale jej zwolnienie - które i tak jest mało prawdopodobne - wcale ich nie rozwiąże.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz to: niedemokratyczne wybory na Ukrainie, wstrzymanie podpisania umowy przez UE, a potem czarna lista i sankcje unijne wobec Kijowa.

Źródło: tvn24.pl