Historia chłopca o nieustalonej tożsamości, którego ciało dwa lata temu znaleziono w stawie pod Cieszynem, poruszyła całą Polskę. Kiedy wydawało się, że sprawa pozostanie niewyjaśniona, nastąpił przełom: policja zatrzymała domniemanych rodziców dziecka. Oboje usłyszeli zarzuty. Matka - zabójstwa dziecka.
19 marca 2010 roku dwóch chłopców zauważyło w wyschniętym stawie na obrzeżach Cieszyna zwłoki dziecka. Powiadomili o tym rodziców, a ci - policję. Pierwsze ustalenia wykazały, że przyczyną śmierci był uraz brzucha. Wiek szacowany był na około 18 miesięcy. Dziecko najprawdopodobniej już nie żyło, gdy ktoś wrzucił je do stawu.
"Chłopczyk. Żył ok. 2 lat" Śledztwo ruszyło natychmiast. Policja opublikowała zdjęcie chłopca i przeszukała policyjne bazy zaginięć - nie tylko polskie, ale także czeskie. Apel o zgłaszanie wszelkich informacji na temat chłopca poszedł w Polskę. Rozdzwoniły się telefony: policja sprawdziła kilkadziesiąt tysięcy rodzin, które miały dzieci w podobnym jak chłopczyk wieku. Przesłuchała też osoby, które kupiły - płacąc kartą płatniczą lub kredytową - ubranka, takie jakie miał na sobie chłopczyk. Sporządzono także ekspertyzę DNA, która mogła w przyszłości ułatwić porównanie materiału genetycznego z członkiem rodziny chłopca. Miesiąc po znalezieniu zwłok dziecko zostało pochowane na cmentarzu komunalnym w Cieszynie. Na tablicy nagrobnej napisano tylko "Chłopczyk. Żył ok. 2 lat". Kamieniarz wykuł potem napis: "Śpij, mały syneczku, na cieszyńskiej ziemi, ona Cię przytuli matczynym ramieniem". Policja, która chłopca nazwała "Jasiem", postawiła sobie za cel wyjaśnienie sprawy. Jednak mimo że śledztwo było drobiazgowe, a termin jego zakończenia przesuwał się kilka razy, wiosną tego roku zakończyło się umorzeniem. Wydawało się, że sprawa pozostanie niewyjaśniona.
Anonimowy telefon Przełom nastąpił dopiero w czerwcu 2012 roku po anonimowym telefonie do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Będzinie. Osoba, która przedstawiła się jako sąsiadka powiedziała, że w mieszkającej obok rodzinie od dawna nie widziała jednego z dzieci - Szymona. Policja odwiedziła wskazane mieszkanie. Zastała w nim tylko ojca, który powiedział, że matka jest razem z dziećmi w Mysłowicach, gdzie opiekuje się chorym ojcem. Przedstawiciele tamtejszego MOPS-u ustalili, że kobieta rzeczywiście była u ojca, ale tylko raz i w towarzystwie dwóch córek, bez syna. W sobotę 23 czerwca późnym wieczorem policja zatrzymała kobietę i mężczyznę, domniemanych rodziców chłopca. Według policji nie kwestionowali, że są rodzicami Szymona, którego ciało odnaleziono w Cieszynie. Potwierdzić ma to jeszcze analiza DNA. Kobiecie postawiono zarzut zabójstwa. Jej konkubentowi - zarzut nieudzielenia pomocy dziecku, znajdującemu się w położeniu, które bezpośrednio zagrażało jego życiu, a także nieumyślnego spowodowania śmierci. Ojciec przyznał się do winy, matka - nie. Treści ich zeznań nie ujawniono, chociaż według prokuratury są one rozbieżne.
Dwa lata ciszy Jak przez dwa lata rodzicom udało się ukrywać prawdę? Dlaczego nikt z rodziny i sąsiadów nie zareagował na publikowane zdjęcia, a potem na nieobecność Szymona? Według przedstawicieli lokalnych władz i pomocy społecznej, była to zwyczajna rodzina, która nie budziła zastrzeżeń. Kiedy będziński MOPS interweniował ws. braku obowiązkowych szczepień dzieci, matka stawiła się w przychodni z chłopcem. Teraz już wiadomo, że przyszła z podstawionym dzieckiem. Nie wiadomo kim był, być moze kimś z rodziny.
Matka Szymona ma łącznie siedmioro dzieci, w tym pięcioro z pierwszego związku. Gdy związała się z obecnym partnerem, cała piątka trafiła do domu dziecka. Z obecnym konkubentem miała troje dzieci, w tym Szymona.
Matce za zabójstwo grozi do 25 lat więzienia lub dożywocie, ojcu za nieudzielenie pomocy i nieumyślne spowodowanie śmierci - do 5 lat.