Czterej polscy himalaiści jako pierwsi ludzie na Ziemi stanęli zimą na wierzchołku Broad Peak. Za ten sukces zapłacili wysoką cenę, do bazy wróciło tylko dwóch z nich - Adam Bielecki i Artur Małek. Wysoko w górach, pomiędzy szczytem a obozem szturmowym, zaginęli Tomasz Kowalski i nestor polskiego himalaizmu Maciej Berbeka. Po dwóch dniach poszukiwań kierownik Krzysztof Wielicki zdecydował się zakończyć wyprawę uznając ich jednocześnie za zmarłych.
Polacy stanęli u stóp Broad Peak 23 stycznia, po sześciu dniach wędrówki lodowcem Baltoro. Bazę usytuowano pod zachodnią ścianą niezdobytej do tej pory zimą góry, na wysokości 4950 m n.p.m. Była to jedyna wyprawa tej zimy, która w paśmie górskim Karakorum atakowała ośmiotysięcznik.
Już trzy dni później himalaiści w składzie 27-letni Tomasz Kowalski (KW Warszawa), 29-letni Adam Bielecki (KW Kraków), 33-letni Artur Małek (KW Katowice) i 58-letnii Maciej Berbeka (KW Zakopane) rozpoczęli akcję górską, czyli ruszyli w kierunku wysokiego na 8047 m wierzchołka.
"W przypływie nudy"
"Wyprawa osiągnęła wysokość 6550 m i 'żarty' się skończyły, z każdym następnym metrem robi się już coraz bardziej bojowo" – napisał na początku lutego Tomasz Kowalski, który miesiąc później zaginął w drodze powrotnej ze szczytu. Oprócz warunków pogodowych szczegółowo opisywał wówczas – jak sam to określił – "w przypływie nudy" sprzęt, z którego korzysta ekipa.
Po załamaniu pogody w pierwszej połowie miesiąca, 15 lutego, ruszył pierwszy atak szczytowy. Dwa dni później okazało się, że ta próba zakończy się niepowodzeniem. "Pierwszy zespół szturmowy – Adam Bielecki, Artur Małek – zrezygnował z zakładania C4 i zaatakował wprost z C3. Zespół wyszedł dzisiaj o godz. 07.00 i doszedł do wysokości 7820 m n.p.m gdzie zatrzymała ich szczelina" – przekazano w komunikacie opublikowanym na stronie ekspedycji.
Podczas tej próby himalaiści podzielili się na dwa dwuosobowe zespoły. Druga para, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski, następnego dnia również osiągnęła podobną wysokość, ale musiała zawrócić ze względu na zbliżające się załamanie pogody.
Gra w szachy i kolejny atak
Po pierwszej, nieudanej próbie przyszło długo czekać na kolejne kilkadziesiąt godzin sprzyjającej pogody. "Standardowo dni mijają nam na czytaniu książek, grze w szachy i nie kończących się dyskusjach na tematy różne. Biblioteczkę mamy całkiem urozmaiconą: od przewodnika po Pakistanie Lonely Planet, przez kilka górskich pozycji, wywiadów, powieści, po takie perełki jak 'Trzej Muszkieterowie' i niezwykle wciągający, norweski kryminał o lepieniu bałwana 'Pierwszy Śnieg'. Niedługo zaczniemy grać w grę pt. 'jakie zdjęcie jest na X stronie ostatniego numeru GÓR'" – pisali w ostatnich dniach lutego uczestnicy wyprawy.
Na początku marca otworzyło się długo wyczekiwane okno pogodowe. "4. osobowy zespół szturmowy w składzie Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Artur Małek, Tomasz Kowalski wyszedł z obozu szturmowego na wys. 7400 do ataku na szczyt o 5.15 czasu lokalnego 5 marca" – płynęły komunikaty z Karakorum.
Tempo wspinaczki na szczyt znacząco spowolniły lodowe szczeliny, które musieli pokonać. Broad Peak udało się zdobyć, ale bardzo późno. Polacy pojawili się na wierzchołku pojedynczo pomiędzy 17 a 18 wieczorem 5 marca. Było to pierwsze zimowe wejście na ten ośmiotysięcznik.
"On był już bardzo słabiutki"
Kłopoty zaczęły się podczas powrotu. Bieleckiemu i Małkowi udało się zejść najpierw do obozu IV, z którego rozpoczęto szturm na szczyt, a potem bezpiecznie dotrzeć do bazy. Ślad po dwóch pozostałych himalaistach - młodym, 27-letnim Tomaszu Kowalskim i niezwykle doświadczonym 58-letnim Macieju Berbece - zaginął.
Ostatni raz kontakt z jednym z nich był 6 marca rano. Wiadomo, że obydwaj byli bardzo wyczerpani, i według relacji kierownika wyprawy, Krzysztofa Wielickiego, mieli kłopoty ze schodzeniem. "Tempo Tomka i idącego przed nim Maćka zaraz po zdobyciu szczytu od pierwszych minut było dramatycznie wolne. Do ok. drugiej w nocy 6 marca, przez 7-8 godzin pokonali oni odcinek zaledwie do przełęczy, który standardowo zajmuje ok. godzinę" – relacjonował. Przekazał też, że po drodze Kowalski przewrócił się. Podczas upadku wypiął mu się rak, podczas ostatniej rozmowy meldował, że ma trudności z jego zapięciem.
Wielicki, próbując odtworzyć wypadki w nocy z wtorku na środę, gdy czterech polskich himalaistów schodziło z Broad Peak, mówił, że Kowalski w czasie ostatnich rozmów, przed świtem, "mówił już cicho".
- On był już bardzo słabiutki. (...) Wiedział, że jedyny ratunek to, gdyby udało mu się zejść niżej, na przełęcz. Zresztą też małe szanse... (...) Ale od tamtego czasu się nie zgłosił. Ja przypuszczam, że on jednak próbował schodzić. Był namawiany przeze mnie, przez całą noc. On co chwilę, co pół godziny mówił, że dalej nie pójdzie i że będzie biwakował. A biwak przy tej wysokości, przy tych temperaturach jest bez sensu - relacjonował.
Dodał, że Kowalski, niestety, nie dotarł nawet do przełęczy. Na niej na pewno był Maciej Berbeka, bo ślady jego obecności "tam były". Zespół ratowniczy złożony z Pakistańczyków jednak "nie znalazł Maćka".
Zdaniem Wielickiego, Berbeka też był "wyczerpany, bo też bardzo wolno schodził". - Można się potknąć, wpaść do szczeliny albo też polecieć dalej. To jest wysoka ściana, 1800 metrów - dodał.
Nadzieja gaśnie
Kolejne dwa dni to wypatrywanie jakiegokolwiek znaku życia pod szczytem Broad Peak. Wielicki, a także Bielecki i Małek lustrowali z bazy przez lunetę drogę, którą mieli schodzić ich koledzy. Pakistańczycy wchodzący w skład ekipy wyszli do obozu III na wysokości 7000 metrów i stamtąd próbowali jeszcze dojrzeć jakiś ślad obecności Kowalskiego i Berbeki. Bezskutecznie.
W nocy z 7 na 8 marca pogoda zaczęła się psuć, co podkopało wszelkie nadzieje na odnalezienie śladów zaginionych. "Zgodnie z prognozami pogoda załamała się całkowicie. Jest pełne zachmurzenie, nie ma widoczności, w bazie jest mgła. Pada śnieg. Wieje bardzo silny wiatr a na wysokości 8000 m huragan o sile 100 km na godz. Warunki są ekstremalnie trudne nawet w bazie wyprawy" – napisał Artur Hajzer, kierownik projektu Polski Himalaizm Zimowy.
8 marca wieczorem kierownik wyprawy, Krzysztof Wielicki, zdecydował, że dalsza obecność pod Broad Peak nie ma sensu. "Mając na uwadze wszystkie okoliczności, zaistniałe warunki, moje doświadczenie i historię himalaizmu jak i wiedzę z zakresu fizjologii i medycyny wysokogórskiej, po jeszcze dodatkowych konsultacjach z lekarzami i współorganizatorami wyprawy w Polsce można uznać Macieja Berbekę i Tomasza Kowalskiego za zmarłych" – napisał.
Rafał Słomka//kdj
Źródło zdjęcia głównego: polskihimalaizmzimowy.pl