Syria była jednym z ostatnich elementów arabskiego domina. I jednym z nielicznych państw regionu, w którym nie udało się obalić dyktatora. Po 10 latach krwawej wojny domowej wszystko wskazuje na to, że reżim zwyciężył. Po drodze obrócił swój kraj w ruinę.
Czerwone graffiti na popękanym piaskowożółtym murze szkoły podstawowej wyglądało jak wymalowane krwią. "Twoja kolej, doktorku" - brzmiał napis, wykonany sprayem przez grupę nastolatków. Wiadomość dla dyktatora została potraktowana jako deklaracja wojny. Wkrótce w mieście Daraa na południu Syrii pojawili się funkcjonariusze sił bezpieczeństwa, by dać nauczkę chuliganom. Aresztowane dzieciaki torturowano ponad miesiąc.
Wieść szybko rozniosła się po kraju. Na znak protestu mury syryjskich miast pokryły antyrządowe hasła, a ulice wypełniły się gniewnym tłumem. Był 15 marca 2011 roku. W Syrii rozpoczynała się rewolucja. Właśnie minęło 10 lat od jej wybuchu.
Dyktatura okulisty
"Primum non nocere”. Po pierwsze nie szkodzić. Jak potoczyłyby się losy Syrii, gdyby jej przywódca Baszar al-Asad pozostał w zawodzie i - zamiast mordować ludzi - robił to, co jest powołaniem lekarza - ratował ich zdrowie i życie? Zanim stał się krwawym dyktatorem, Baszar był bowiem okulistą, pracującym w londyńskiej klinice.
Rola przywódcy nie była mu pisana, ale plany pokrzyżowała tragedia. W 1994 roku w wypadku samochodowym zginął jego starszy brat. To Basil miał przejąć schedę po ojcu Hafizie i objąć urząd prezydenta Syrii. W obliczu jego śmierci misję powierzono młodszemu synowi. Baszar, który nie posiadał szczególnych przywódczych predyspozycji ani odpowiedniego zaplecza, został wysłany do armii. Mundur miał pomóc mu zdobyć doświadczenie i niezbędne kwalifikacje do dowodzenia krajem.
Tym sposobem w 2000 roku na czele Syrii stanął okulista.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam