Premium

Trudna piłkarska miłość Recepa Tayyipa Erdoğana. Piłkarze go wspierają, kibice nienawidzą

Zdjęcie: Kayhan Ozer/Anadolu Agency/Getty Images

Nigdy nie kopał zawodowo piłki, ale strzelane przez niego bramki trafiały na pierwsze strony tureckich gazet. Jest kibicem Fenerbahce, ale to inny klub ze Stambułu uhonorował go zastrzeżeniem numeru, zaś jeden z niemieckich piłkarzy zrobione z nim zdjęcie przypłacił końcem kariery w reprezentacji. U ubiegającego się o reelekcję prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana piłka nożna od zawsze miała szczególne miejsce. I jako umiłowana dyscyplina sportu, i jako skuteczne narzędzie do robienia polityki.

Piłkarskiego talentu mu ponoć nie brakowało. Od wielkiej kariery miał go powstrzymać jedynie ojciec, troskliwie przedkładający edukację syna nad kopanie piłki. A transfer do samego Fenerbahce był podobno o krok. Podobno, bo to wersja jedynie Recepa Tayypia Erdoğana i jego akolitów. Opowieści o kolejnych strzelanych golach i dryblingach pojawiają się wyłącznie w peanach na cześć obecnego prezydenta Turcji. Kronikarze i rzetelni biografowie mają problem z odnalezieniem informacji o rzekomych piłkarskich popisach przyszłej głowy państwa. A szkoda, bo pewnie każdy chętnie obejrzałby mecz młodzieżowej drużyny Erdoğana, w którym przy stanie 9:9 miał on przewrotką strzelić zwycięskiego gola.

Erdoğan udowodnił niedowiarkom swój piłkarski "kunszt" w 2014 roku, gdy podczas ceremonialnego meczu otwarcia stadionu Istanbul Başakşehir zdobył trzy gole. I choć to tylko mecz pokazowy, a obrońcy nie kwapili się do interwencji, trzeba przyznać, że prezydenckie trafienia były niezgorsze.

Takich bramek, na nowo otwieranych stadionach, Erdoğan - mer Stambułu, Erdoğan - premier, a wreszcie Erdoğan - prezydent strzelił sporo, co nigdy nie uchodziło uwadze mediów - zwłaszcza tych mu przychylnych. Ale dowody na jego miłość do futbolu, i zrozumienie politycznego znaczenia piłki nożnej, wykraczają daleko poza boiskowe popisy.

Od blisko dwóch dekad Turcja uporczywie stara się o organizację EURO. Dotąd bezskutecznie. A przecież była gotowa zorganizować je nawet z Grecją, z którą toczy historyczno-polityczne spory. Dotąd udało się ściągnąć jedynie finały Ligi Mistrzów - w 2005 roku (ten, w którym Jerzy Dudek i jego Dudek Dance zapewniły Liverpoolowi zwycięstwo nad Milanem) i obecnie (Manchester City zagra w nim z Interem; sędziować będzie Szymon Marciniak).

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam