Choć osiągała sukcesy i była jedną z najlepszych pływaczek w kraju, nie zabrano jej ani na igrzyska olimpijskie w Meksyku, ani w Monachium. Ona jednak nie poddała się i postanowiła zapisać się w historii inaczej. Została pierwszą Polką, która przepłynęła kanał La Manche.
Teresa Zarzeczańska wychowała się bez ojca. Zginął jeszcze przed jej urodzeniem. Aleksander Zarzeczański był nauczycielem wychowania fizycznego i porucznikiem w 17. Pułku Piechoty w Międzyrzeczu. W 1946 roku nagle został aresztowany i trafił do więzienia. Miał 30 lat. Na wolność nigdy nie wyszedł. Z dokumentu, który po dwóch latach otrzymała rodzina, wynika, że miał zostać postrzelony podczas ucieczki. Jak było naprawdę? Tego nikt już się nie dowie. Nie udało się tego ustalić nawet Instytutowi Pamięci Narodowej. Podobnie jak tego, gdzie go pochowano. Wiadomo jedynie, że z rozkazu ówczesnego marszałka Polski Michała Żymierskiego miało do tego dojść w Międzyrzeczu.
Po jego śmierci ciężarnej żonie, z drugim dzieckiem w wózku, kazano wynieść się z mieszkania. Została przygarnięta przez rodzinę i zamieszkała na wsi, w Siemiątkowie na Mazowszu. To tam 15 października 1946 roku na świat przyszła Teresa Zarzeczańska.
Po ojcu odziedziczyłam wysoki wzrost, długie nogi i ręce oraz zamiłowanie do sportu. Po mamie twarz, zdolności matematyczne i może jeszcze coś. Od najmłodszych lat ona była mi wzorem, imponowała mi pracowitością, odwagą, uporem, wielkim zaangażowaniem, wszechstronnością działania, uczciwością*.
Choć ojca nie znała, to on stał się inspiracją do jej największego sportowego sukcesu.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam