Nie mogło być powtórki z 2014 roku, kiedy Rosja nie tylko nas zaatakowała, ale też przekonała świat, że nic złego się nie stało - mówi w rozmowie z tvn24.pl Taras Borowok, ukraiński artysta i autor znanej już na całym świecie piosenki "Bayraktar". Utwór sławiący drona jest elementem wojny propagandowej, jaką Ukraina prowadzi z najeźdźcą. Artysta, który dzisiaj służy w ukraińskiej armii, opowiada, jak wygląda walka o rząd dusz z rosyjskimi trollami.
Sytuacja na froncie wojny o Donbas mocno się komplikuje - chociaż duże straty ponoszą zarówno ukraińscy obrońcy, jak i rosyjscy najeźdźcy, to jednak agresorzy w ostatnich dniach przerwali linie obrony w okolicach Popasnej i zbliżają się do okrążenia miasta Siewierodonieck. Ukraińskie władze oceniają, że sytuacja jest bardzo poważna, ale zaznaczają, że obrońcy heroicznie powstrzymują ataki.
Żołnierze broniący własnego kraju jak nigdy potrzebują wiary w to, że może się udać. Tak jak udało się w pierwszych dniach wojny, kiedy zatrzymany został atak na Kijów. Wtedy symbolem ukraińskiego oporu stała się piosenka "Bayraktar".
Utwór trwa nieco ponad dwie minuty, składa się z siedmiu krótkich zwrotek nasączonym czarnym humorem: wokalista do prostego, elektronicznego podkładu śpiewa między innymi o chowających się w krzakach rosyjskich czołgistach, którzy próbują ugotować zupę. Nagle nad ich głowami pojawia się bezzałogowy samolot Bayraktar TB2, który "podgrzewa" nie tylko zupę, ale też najeźdźców.
Kolejne zwrotki traktują między innymi o zmaganiach rosyjskiej policji, która stara się wyjaśnić przyczyny nagłych zgonów żołnierzy w "nowiutkich maszynach". Piosenkę kończy wers o tym, że "nowego słowa uczy się (rosyjski) car: Bayraktar".
Utwór, który został opublikowany 28 lutego na profilu Sił Lądowych Ukrainy, błyskawicznie zyskał popularność: najpierw w internecie (jeden po drugim publikowane były nagrania z tekstami w różnych językach), potem poza nim. Po wybuchu wojny w wielu krajach protestowano pod rosyjskimi ambasadami, głośno puszczając "Bayraktara".
- Można powiedzieć, że dobrze wykonałem wydany mi rozkaz - uśmiecha się Taras Borowok, do niedawna muzyk i scenarzysta. Od początku wojny jest - jak podkreśla w czasie rozmowy z tvn24.pl - żołnierzem, który służy na "swój sposób" - w studiu, a nie na froncie.
"Bayraktar" powstał bowiem na zlecenie ukraińskiej armii, która od pierwszych godzin robiła wszystko, żeby świat spojrzał na rosyjską agresję oczami zaatakowanych.
- Walka toczyła się nie tylko o morale naszych żołnierzy i społeczeństwa, ale też o to, żeby świat zrozumiał, jakiego barbarzyństwa dopuszczają się Rosjanie. Wszyscy musieli wiedzieć, kto jest dobry, a kto jest zły - zaznacza Taras Borowok.
Wyciągnięte wnioski
Ukraińcy, jak wskazuje Borowok, musieli wyciągnąć wnioski z klęski w 2014 roku. Wtedy to Rosjanom nie tylko udało się przejąć Krym i skutecznie wspierać prorosyjskich separatystów w obwodach ługańskim i donieckim na wschodzie kraju, ale też przekonać opinię publiczną, że w zasadzie nie stało się nic złego.
W polskim internecie wtedy zaroiło się od memów i żartów z całej sytuacji: popularny był na przykład obrazek uśmiechniętego Władimira Putina z nożem do krojenia tortu, który wskazywał kogoś palcem. Podpis głosił: "ten gość dobrze mówi, dajcie mu kawałek Ukrainy". Internauci chichotali też z żartów o "ciastkach z Krymem" (rzekomo ulubiony posiłek Putina) i wzdychali do Natalii Pokłońskiej, która przeszła na stronę Rosjan i została mianowana na stanowisko prokuratora Krymu ("ach, ale bym się jej dał anektować" - żartowano na polskich witrynach). Podobnie zresztą wyglądało to na innych, popularnych stronach szeroko pojmowanego Zachodu.
Słabo słyszalne były głosy o tym, że doszło do bezprawnego zajęcia terytorium niezależnego państwa. Ukraińscy żołnierze - zgodnie z wyobrażeniem promowanym przez Kreml - byli pokazywani jako zagubieni, niezdolni do walki wychudzeni chłopcy, którzy do dyspozycji mieli jedynie pordzewiały sprzęt z czasów ZSRR.
- Wtedy nic nie zadziałało tak, jak powinno. Oficerowie służb bezpieczeństwa byli skorumpowani, wojsko niegotowe do działania, a wojna informacyjna została oddana walkowerem - ocenia Taras Borowok.
Swoją gotowość do pomocy armii zgłosił kilka miesięcy przed inwazją, kiedy w pobliżu ukraińskich granic zaczęły gromadzić się rosyjskie jednostki. - W wojsku byłem 17 lat temu, ale ciągle mam tam kumpli. Przekazałem, że jestem w pełnej gotowości - wspomina Borowok.
W gotowości była też ukraińska armia, w której został powołany dział informacji. Jego zadaniem było koordynowanie przekazu o przebiegu działań i tworzenie materiałów propagandowych.
Bez ścinania włosów
Rosyjskie wojska najechały Ukrainę 24 lutego rano. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski natychmiast ogłosił stan wojenny i powszechną mobilizację. W jej ramach do wojska wcielony został Taras Borowok. Trafił do działu informacji Sił Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy.
- Usłyszałem, żebym nie pakował się na front. Zamiast tego miałem zostać w Kijowie, gdzie mam własne studio. Plus tego był taki, że przynajmniej nie musiałem ścinać długich włosów i pozbawiać się kolczyków - opowiada z uśmiechem Borowok.
My, Ukraińcy już tak mamy, że śmiech pozwala na przejście przez najgorszy mrok.
Jego żona z dziećmi, zwierzętami domowymi i tym, co mieli najcenniejsze, ruszyli w kierunku granicy z Polską. Artysta też opuścił dom. Pierwsze dni inwazji spędził w studiu. Dział informacji ukraińskiej armii pracował już pełną parą: pojawiły się teksty o rzekomym "Duchu Kijowa", czyli pilocie myśliwca, który miał strącić kilka rosyjskich maszyn. Na Facebooku umieszczono pierwsze nagrania z najeźdźcami, którzy zdecydowali się poddać. Na opublikowanych filmach wyglądają na wystraszonych, opowiadają, że nikt im nie mówił, że będą rzuceni do walki.
Niedługo potem pojawiły się filmy przedstawiające okupantów, którzy utknęli w windzie (mieli wejść w kilkanaście osób, a broniący budynku Ukraińcy odłączyć prąd) oraz rolników, którzy za pomocą swoich ciągników kradli rosyjskie czołgi.
Ukraińska propaganda wojenna błyskawicznie i błyskotliwie reagowała też na rosyjskie fejki. Kremlowscy propagandziści rozpuszczali w pierwszych godzinach wojny informacje, że prezydent Zełenski razem z resztą oficjeli uciekli już z kraju. W reakcji pojawił się film nagrany przez ukraińskiego prezydenta, który - już po zmroku - spaceruje po Kijowie w towarzystwie najważniejszych osób w państwie. "Dobry wieczór państwu, szef kancelarii jest tutaj, premier jest tutaj, prezydent też jest tutaj. Wszyscy tu jesteśmy. Nasze wojska tu są. Walczymy o naszą niezależność, tak będzie dalej. Sława naszym obrońcom, sława bohaterom. Sława Ukrainie!" - mówi Zełenski do kamery.
Film błyskawicznie zdobył popularność zarówno w Ukrainie, jak i poza nią. Nagranie było pokazywane w telewizjach na całym świecie i zaczęło być popularne w sieci jako mem. Ukraina rozpoczęła swoją walkę o przychylność świata.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam