Ratują, szpiegują i przekazują meldunki. Ostrzegają własne oddziały przed skażeniem bronią masowego rażenia i zbliżającym się ostrzałem. Walczą, a za swoje poświęcenie otrzymują najwyższe wojskowe odznaczenia. Brzmi jak opis armii wszechstronnie wyszkolonych komandosów? Nic bardziej mylnego. Mowa tu o zwierzętach, które towarzyszą żołnierzom w dzień i w nocy na frontach wszystkich wojen, które przetaczają się przez świat od czasów starożytnych.
Wszyscy byliśmy świadkami nietypowej ceremonii w Pałacu Maryńskim w Kijowie, gdzie prezydent Wołodymyr Zełenski, w obecności premiera Kanady Justina Trudeau i mediów, odznaczał psa imieniem Patron (pol. Nabój) medalem "Za ofiarną służbę". Ale dla jego przewodnika Mychajły Iljewa, sapera z obwodu czernihowskiego, wysokie odznaczenie państwowe dla zwierzęcia nie było niespodzianką. Rudy Jack-Russell terrier w pełni na nie zasłużył, wykonując podobnie jak człowiek ryzykowne frontowe rozkazy.
Służba przy wykrywaniu min pozostawionych przez wycofujące się rosyjskie oddziały to tylko wycinek zadań, jakie historia wojskowości stawiała i stawia przed zwierzętami. Pełnoprawnymi i często trudnymi do zastąpienia towarzyszami broni.
Żołnierze z trąbami - czyli postrach starożytnego pola walki
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam