Premium

Jeden kraj, ta sama wojna, a kompletnie inna rzeczywistość. "Poproszę 17 pizz. Chłopaki w okopach chcieli..."

Zdjęcie: Scott Peterson/Getty Images

W Kramatorsku, na wschodzie Ukrainy, słychać artylerię strzelającą na froncie, a rosyjskie rakiety zabijają mieszańców. Niedawno jeszcze przyjemne miasto przekształciło się w bazę wojskową. W Rachowie, 1300 km na zachód, wojny nie słychać, a nawet nie czuć. Niektórzy twierdzą, że ta wojna to nie ich sprawa.

Władysław ze swoim około 20-letnim synem siadają przy barze w pubie na Starym Mieście we Lwowie. Zbliża się koniec stycznia 2023 roku. Gdyby nie przerwy w dostawach prądu i pogrzeby żołnierzy, którzy zginęli na froncie, o wojnie można byłoby tu zapomnieć. Ludzie spacerują, restauracje i słynne lwowskie kawiarnie pełne klientów. Przed budynkiem lwowskiej opery słychać muzykę ulicznego grajka, a rodzice kupują dzieciom podświetlane balony. Nawet godzina policyjna nie jest zbyt uciążliwa we Lwowie - obowiązuje dopiero od północy.

Władysław z synem zamawiają po piwie. Nie mija 10 minut, gdy podchodzi do nich trzech miejscowych. Atmosfera gęstnieje w oka mgnieniu.

- Dlaczego rozmawiacie po rosyjsku? Nie znacie ojczystego języka? - pyta chłopak w czarnym dresie i czapce z daszkiem na głowie.

- Coś ci się nie podoba? - Władysław odpowiada pytaniem po ukraińsku.

Jego syn, który siedzi obok mnie, dyskretnie pokazuje, że założył na rękę kastet. Zapowiada się tęgie mordobicie.

- Słuchajcie, odpuście. Przyjechaliśmy ze wschodu, z Charkowa. Ruska bomba rozj....a nasz dom - Wład (bo tak się przedstawia w zdrobnionej wersji swojego imienia) próbuje załagodzić sytuację. - Żona z córką są już w Polsce i czekają na nas. A nas pogranicznicy nie chcą wypuścić z Ukrainy, bo nie mamy wszystkich dokumentów [w Ukrainie mężczyzn w wieku poborowym obowiązuje zakaz opuszczania kraju; wyjechać można tylko w ściśle określonych celach - red.]. Jak słyszycie, mówimy po ukraińsku. Między sobą rozmawiamy po rosyjsku albo wtedy, gdy chcemy coś dokładnie wyjaśnić - tłumaczy Wład.

We wschodniej, rosyjskojęzycznej części Ukrainy całkiem możliwe, że Włada poznaliby w knajpie. Nie jest tam całkowicie anonimowy. Ludzie znają go z mediów społecznościowych, zwłaszcza z Instagrama, gdzie jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę chwalił się udanym życiem zamożnego biznesmena, odwiedzającego plaże i restauracje w egzotycznych krajach.

Teraz awantura w lwowskiej knajpie rozchodzi się po kościach. Szukający zaczepki zaczynają rozumieć, że Wład nie przyjechał prowokować ich językiem rosyjskim, tylko jak wielu w Ukrainie wycierpiał już swoje podczas wojny.

Ale na zachodnich i wschodnich krańcach kraju wojna wygląda na tyle odmiennie, że nie zawsze ludzie muszą się dogadywać. Nawet gdy mówią tym samym językiem.

Pojechałem w najdalszy zakątek na wschodzie Ukrainy, gdzie dociera pociąg, i najdalej jak się da na południowy zachód. Żeby zobaczyć, jak tam ludzie odczuwają wojnę. Niby jeden kraj, ta sama wojna, ale kompletnie inna rzeczywistość.

Południe Ukrainy. Pociąg wyrusza z Kramatorska na wschodzie, by po dwóch dobach z postojem w Odessie dotrzeć do Rachowa na Zakarpaciu tvn24.pl

Na dworcu w Kramatorsku słychać front

Pociąg dalej na wschód już nie pojedzie. Według rosyjskiego prawa to już Rosja, bo prezydent Władimir Putin pod koniec września 2022 roku podpisał "porozumienia" o przyłączeniu czterech ukraińskich obwodów, w tym donieckiego, do Rosji.

Na peronie w Kramatorsku na razie jednak Rosji nie widać. Jest połowa stycznia, wysiadam razem z ponad setką wojskowych, nie rosyjskich, a ukraińskich. W większości to oni byli pasażerami pociągu jadącego z Kijowa. Wracają z urlopów. Mają ze sobą spore plecaki, które wypchały im rodziny i znajomi. To i tak szczęściarze, bo przez nasilające się walki w Donbasie żołnierzom coraz trudniej namówić przełożonych do wypisania przepustki. Ci, którym jeszcze niedawno obiecywano pięć dni wolnego, dostają góra trzy. Na dworcu w Kramatorsku spotykają kolegów, którzy wracają z innych miast. Padają sobie w ramiona, ściskają się, niektórzy mają nawet łzy w oczach, gdy znów widzą towarzyszy z okopów.

Żołnierze wsiadający w Kramatorsku do pociąguMariusz Kowalczyk

Od razu po wyjściu z pociągu całkiem dobrze słychać, co się dzieje na froncie. Są dni, że odgłosy artylerii nie milkną. Do Bachmutu, który Rosjanie starają się zdobyć od miesięcy, w linii prostej jest zaledwie 30 km. Odgłosy ciężkiej artylerii ni pozostawiają złudzeń - że walki są wyjątkowo zaciekłe.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam