Prezydent Andrzej Duda królem nie jest, ale posiada pewną królewską prerogatywę. To prawo łaski, które ostatnio stało się politycznie gorącym tematem. Było nim także w średniowieczu. Po co Karolowi III podczas koronacji był potrzebny miecz ze złamanym czubkiem? Jak powstawały średniowieczne "grupy Wagnera"? Dlaczego prawie tysiąc lat temu skazańcy z Lotaryngii podróżowali do Gniezna? I wreszcie: czy Jarosław Kaczyński dogadałby się z cesarzem Justynianem? O tym wszystkim w rozmowie z Aleksandrem Przybylskim opowiada profesor Jerzy Pysiak.
W związku z kolejnymi decyzjami ułaskawieniowymi prezydenta, przypominamy tekst ze stycznia 2024 roku.
- Wszczynam postępowanie ułaskawieniowe wobec skazanych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika - poinformował w czwartek 11 stycznia prezydent Andrzej Duda. Obaj byli ministrowie rządu PiS zostali skazani prawomocnym wyrokiem za tzw. aferę gruntową, która miała miejsce za rządów PiS w latach 2005-2007. We wtorek 9 stycznia wieczorem policja zatrzymała Kamińskiego i Wąsika w Pałacu Prezydenckim w celu osadzenia w więzieniu. Dwa dni później żony polityków - Barbara Kamińska i Roma Wąsik - spotkały się z prezydentem, by prosić o ułaskawienie mężów. To po tym spotkaniu Andrzej Duda ogłosił, że "wszczyna postępowanie ułaskawieniowe". I to pomimo tego, że ułaskawił już Kamińskiego i Wąsika w tej samej sprawie - w listopadzie 2015 roku prezydent Andrzej Duda tłumaczył, że postanowił "w swoisty sposób zwolnić, uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy". Teraz niektórzy politycy PiS mówią o "królewskiej kompetencji" albo "monarszych prerogatywach" prezydenta.
Czy historia prawa łaski zna przypadki podwójnych ułaskawień? Co ta "monarsza prerogatywa" robi w systemie demokratycznym? Jak często królowie korzystali z prawa łaski i czy udzielali schronienia prawomocnie skazanym przestępcom?
Aleksander Przybylski: Poseł Andrzej Kosztowniak powiedział niedawno, że prawo łaski prezydenta Dudy wynika historycznie z uprawnień monarszych, czym wywołał śmiech zgromadzonych w studiu polityków. Tyle tylko, że poseł PiS miał rację. Zgodzi się pan?
Jerzy Pysiak*: To prawda, że prawo łaski, którym dysponują głowy państw we współczesnych demokracjach, jest zakorzenione w średniowieczu, a nawet starożytności. Dopiero rewolucja francuska, a potem Kodeks Napoleona ugruntowały w Europie słynny Monteskiuszowski trójpodział władzy. Wcześniej to król lub inny suwerenny władca był zarówno źródłem, jak i egzekutorem prawa. Wydawał wyroki lub w jego imieniu robiły to królewskie sądy, mógł też je zmieniać wedle swej woli. Dzisiaj nie można owego prawa łaski, którym dysponuje prezydent, interpretować w duchu ustroju, który w społeczeństwach demokratycznych dawno przeminął. Współczesne rozumienie prawa łaski może być interpretowane tylko w odniesieniu do trójpodziału władzy, który jest standardem demokratycznego państwa. W demokracjach granice władzy wyznacza prawo uchwalane przez kolegialne ciała, jakimi najczęściej są wybierane przez ogół obywateli parlamenty. Wszyscy bez wyjątku są mu poddani, niezależnie od swojej pozycji politycznej czy społecznej.
Do aktualnych wątków jeszcze wrócimy, ale skąd w średniowiecznej Europie pojawiła się instytucja ułaskawiania przestępców?
Prawo w średniowieczu miało swoje dwa główne źródła. Jednym z nich było interpretowane w duchu chrześcijańskim prawo rzymskie, a drugim prawo zwyczajowe ludów germańskich. To drugie źródło akurat dawało niewielkie prerogatywy władcy w zakresie ułaskawień, bo było bardzo zero-jedynkowe. Gdy jakaś sprawa karna stanęła na wiecu sądowym przed obliczem króla lub działającego w jego imieniu urzędnika, to zadaniem sądu było tylko ustalenie faktów. Jeśli wina została dowiedziona, na scenę wkraczał tzw. mówca prawa. Zwykle był to starszy mężczyzna pełniący dodatkowo jakieś funkcje sakralne. Z pamięci recytował on zwyczajowy wyrok za konkretne przestępstwo i nikogo nie interesowały ewentualne okoliczności łagodzące czy skrucha skazanego.
To gdzie i kiedy europejscy królowie zyskali prawo do zmieniania wyroków i ogólnie stanowienia prawa?
Istotnym momentem było wprowadzenie Digestów przez cesarza Justyniana Wielkiego w VI wieku.
Digesta kojarzą mi się z herbatnikami na trawienie.
Była to wielka kompilacja prawa rzymskiego dokonana przez bizantyjskich jurystów, którzy co nieco od siebie dodali. Pojawia się tam zasada głosząca, że to, co zadowala władcę, ma wartość prawa. Cesarz Rzymski jest wprost uznawany za władcę całego świata i przedstawiciela władzy boskiej na ziemi. Tym samym ma wyłączną i absolutną władzę stanowienia prawa, a także zmieniania wcześniejszych wyroków. Myślę, że to taki ideał dla Jarosława Kaczyńskiego. On w Digestach odnalazłby się wprost cudownie.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam