Przez kilka miesięcy planowanie i rozdzielanie tematów było na serio, na serio były dyskusje z szefami, podział pracy i codzienne obowiązki. Tylko telewizja była na niby, bo wszystko, co robiliśmy, lądowało w szufladzie. Pamiętam żarty niedowiarków, że będzie nas oglądać siedem osób, z czego sześć znamy i pamiętam też te zdziwione miny, kiedy tych osób nie było ani kilka, ani nawet kilkadziesiąt, były ich tysiące. Anita Werner wspomina początki TVN24.
Moja noga od pachwiny do kostki była w gipsie. A schody do budynku TVN miały chyba ze sto stopni. Kiedy ja byłam jeszcze na dole, mój przyszły szef stał już przy drzwiach i cierpliwie czekał, aż dokuśtykam na górę.
Początek był do bólu normalny. Żadnych fajerwerków, żadnych niespodziewanych zwrotów akcji, żadnego Pierścienia Arabeli. Ogłoszenie w gazecie, list motywacyjny wysłany w kopercie razem ze zdjęciem i CV, a potem zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną.
Później też było normalnie, zbyt normalnie jak na przygodę życia. Poranne zebrania gdzieś w kącie, na wózku transportowym, obok scenografia w budowie, a na prompterze wyświetlony napis: "Maciej Dobry, dzień dobry". Nie wiem, czy podczas prób kamerowych napisał to sam Maciej Dowbor, czy któryś z jego kolegów. Wiem, że to miał być chwilowy żart, tyle że prompter się popsuł i te słowa biły z niego przez następne tygodnie jak neon.
Przez kilka miesięcy planowanie i rozdzielanie tematów było na serio, na serio były dyskusje z szefami, podział pracy i codzienne obowiązki. Tylko telewizja była na niby, bo wszystko, co robiliśmy, lądowało w szufladzie zamiast na antenie. Antena wystartowała w sierpniu 2001.
Miałam jasnobrązową marynarkę i związane włosy, zaczęłam dyżur jak co dzień, skupieniem i koncentracją przykrywałam młodość i niedoświadczenie. W studiu nagle pojawili się wszyscy najważniejsi szefowie, a w słuchawce w uchu usłyszałam: "jesteśmy na antenie". Robiłam dalej swoje i nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jaki to dla mnie zaszczyt móc przeżywać taki moment. Pamiętam żarty niedowiarków, że będzie nas oglądać siedem osób, z czego sześć znamy i pamiętam też te zdziwione miny, kiedy tych osób nie było ani kilka, ani nawet kilkadziesiąt, były ich tysiące.
Pierwsza całodobowa telewizja informacyjna w Europie Środkowo-Wschodniej. Taki "polski CNN". Mówiliśmy to z dumą i tłumaczyliśmy każdy szczegół, kiedy okazywało się, że ktoś jeszcze nie wiedział, że istniejemy. Przecieraliśmy szlaki i tworzyliśmy absolutnie nową jakość. Mieliśmy pasję, byliśmy maksymalnie zaangażowani, spędzaliśmy w studiu czas nawet po pracy, ucząc się nowych systemów montażu albo digitalizacji kaset (!). Pod każdym względem ta telewizja to była rewolucja.
Byliśmy pionierami, sami sobie zawieszaliśmy poprzeczkę i zawiesiliśmy ją wysoko. Tego, jak robi się całodobową telewizję informacyjną, nie mieliśmy się w Polsce od kogo uczyć, to od nas później uczyli się inni. Atak na wieże World Trade Center w Nowym Jorku we wrześniu 2001 roku, pokazał nam, jak wiele możemy dać naszym widzom, a naszym widzom pokazał, że z nami wiedzą najwięcej i najszybciej.
Ta telewizja miała i ma magię. Ale ta magia nie była i nie jest niczym eterycznym i ulotnym. To drużyna ludzi, których gdyby wysłać w kosmos, tam też stworzyliby cywilizację, jeżeli akurat byłaby taka potrzeba. Wtedy, dla takich "świeżaków" jak ja, "Fakty TVN" były wzorem jakości, ale w TVN24 to my sami musieliśmy zdefiniować swoją całodobową jakość. Jakość, która miała stać się marką.
Nie będę zanudzać podziękowaniami, wymieniać zasług, przypomnę po prostu najważniejsze nazwiska. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Mariusz Walter i Jan Wejchert, ich odwaga i pomysł. Nie byłoby tak sprawnego startu, gdyby nie Maciej Sojka, nie byłoby tak wielu lat rozwoju i umacniania się na rynku, gdyby nie Adam Pieczyński, który przekazał niedawno stery Michałowi Samulowi. Nie byłoby na co dzień niczego, gdyby nie setki specjalistów w swoich dziedzinach, a większość z nich to ludzie pracujący z drugiej strony kamer.
20 lat to prawie połowa mojego życia. I za te spędzone w TVN24 jestem przede wszystkim wdzięczna. Tak, jestem szczęściarą, przez te lata nawet przez chwilę nie pomyślałam, żeby uciekać w inne miejsce. TVN24 dawała mi nieograniczone możliwości rozwoju: newsy, reporterka, publicystyka, pasmo poranne, magazyn wieczorny. "Fakty po Faktach", "Fakty po Południu", wcześniej "Poranek TVN24”, "Magazyn 24 godziny", "Skaner polityczny" (ktoś jeszcze to pamięta?), "Dzień na Żywo", także autorski program "Dama Pik", filmy dokumentalne realizowane dla TVN Style, no i oczywiście "Fakty". Każdy dzień był szansą, każdy rok był nowym wyzwaniem.
Studenci często pytają mnie: co zrobić, żeby być w tym miejscu, w którym ja jestem? Jak zostać dobrym dziennikarzem? Odpowiadam krótko: "Pamiętajcie zasadę 3xP - pasja, pracowitość, pokora. Bądźcie ciekawi świata, nie bójcie się pytać i uczcie się od najlepszych". Tych najlepszych w TVN24 jest niezły tłum.
Kiedy wiesz, że masz wokół siebie "dream team", że razem weszliście na szczyt, kiedy wiesz, że życie to droga i idziecie dalej, zastanawiasz się: czy można jeszcze więcej? Czy można jeszcze lepiej? Można. W takim gronie można wszystko.
Anita Werner jest związana z TVN24 od początku istnienia stacji. Prowadzi "Fakty" i "Fakty po Faktach". Zdobywczyni Wiktorów (2003 r., 2009 r., 2010 r.), Telekamer (2010 r., 2017 r., 2018 r.), Złotej Telekamery (2019 r.). Dwukrotnie nominowana do nagrody Grand Press w kategorii Dziennikarz Roku. Nagrodzona w Plebiscycie MediaTory w kategorii TORpeda, InicjaTOR (2009 r., 2010 r., 2016 r.).
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24