"To była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach" - za te słowa, wypowiedziane publicznie tuż po śmiertelnym wypadku ze swoim udziałem łódzki adwokat stanął w środę przed sądem dyscyplinarnym. Rzecznik dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi obwinia go o uchybienie godności zawodu. Równolegle toczy się śledztwo w sprawie tragedii z jesieni ubiegłego roku, kiedy prowadzony przez prawnika samochód zderzył się czołowo z autem, którym jechały dwie kobiety. Obie zginęły.
Paweł K. (nie zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku) 26 września zeszłego roku siedział za kierownicą osobowego mercedesa, który czołowo zderzył się z audi jadącym z naprzeciwka. W audi jechały dwie kobiety w wieku 53 i 67 lat, obie zginęły. Mecenas, który w momencie wypadku był trzeźwy z wypadku wyszedł bez większych obrażeń. Wypadek przeżyła też jego żona i syn. Następnego dnia po tragedii, prawnik nagrał komentarz, który został opublikowany w mediach społecznościowych. Fragment, w którym stwierdził, że była to "konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach" wywołał oburzenie opinii publicznej.
"Wszyscy mówią o tym, że nadmierna prędkość, że brawura, że telefony komórkowe, że pijani kierowcy. Ale zapominamy o tym moi drodzy, że po naszych drogach poruszają się trumny na kółkach. To była konfrontacja bezpiecznego samochodu z trumną na kółkach. I między innymi dlatego te kobiety zginęły" - mówił w nagraniu.
- Komentarz ten przekroczył zasady umiaru, współmierności i oględności w wypowiedzi. Obwiniony uchybił w ten sposób zasadom godności zawodu adwokata, podważając do niego zaufanie - podkreślał w środę na rozprawie zastępca rzecznika dyscyplinarnego przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Łodzi, mecenas Mariusz Wolski.
Potem przedstawił mecenasowi Pawłowi K. drugi zarzut - związany z tym, że w 2021 roku prawnik zamieścił zdjęcie zrobione za kierownicą samochodu, który wyraźnie przekraczał dozwoloną prędkość.
- Zdjęcie zostało zrobione we wnętrzu samochodu należącego do obwinionego. Wskazuje ono na naruszenie powszechnie obowiązującego prawa o ruchu drogowym poprzez znaczne przekroczenie dopuszczalnej prędkości jazdy samochodem, co również stanowi naruszenie godności zawodu adwokata i podważa do niego zaufanie - dodał zastępca rzecznika dyscyplinarnego.
Bez przyznania się do winy
Adwokat Paweł K. pojawił się na rozprawie w towarzystwie obrońcy, mecenasa Macieja Lenarta. Obwiniony nie przyznał się do zarzutów i zastrzegł, że nie rozumie drugiego z nich (związanego ze zdjęciem zrobionym w samochodzie).
- Do obu się nie przyznaję. Zaznaczam, że nie będę składał wyjaśnień, ani nie będę odpowiadał na pytania. Co najwyżej na pytania mojego obrońcy, jeżeli takowe będzie miał - powiedział mecenas K.
W sądzie odtworzone zostało całe nagranie, którego fragmenty wywołało publiczne oburzenie. Prawnik opowiada w nim, że dzień wcześniej miał tragiczny wypadek i nie pamięta, jak do niego doszło. Relacjonuje, że kiedy podbiegł do drugiego auta, w środku były dwie martwe kobiety i że "nie było kogo ratować". Na nagraniu zaznacza też, że okoliczności wypadku będą badane przez prokuraturę.
"Możliwości są dwie: albo ja zjechałem na przeciwległy pas i uderzyłem w audi, albo audi zjechało i uderzyło we mnie. Nic innego nie mogło się wydarzyć" - mówi na nagraniu prawnik.
Potem apeluje do odbiorców o ostrożną jazdę i obserwowanie "również innych uczestników ruchu i myślenie za nich". Wskazuje też, że "każdy może mieć słabszy dzień i może dojść do tragedii". Podkreśla, że wypadki drogowe nie dzieją się z premedytacji, tylko jest to "wypadkowa błędów". Dopiero potem łódzki adwokat przechodzi do kwestii samochodów, które brały udział w wypadku.
Podkreśla, że zmarłe jechały w "blisko trzydziestoletnim audi", które - jak twierdzi - z pewnością było wielokrotnie naprawiane i miało "długą przeszłość". Zauważa, że w Polsce - podobnie jak z nadmierną prędkością - powinno walczyć się ze zjawiskiem wprowadzania do ruchu niebezpiecznych pojazdów. Potem padają słowa o "trumnach na kółkach", które są dobrze znane opinii publicznej i przez które prawnik stanął przed sądem dyscyplinarnym.
"To nie była próba dyskryminacji kogokolwiek"
Sąd dyscyplinarny na środowej rozprawie odczytał wyjaśnienia, które mecenas Paweł K. składał przed rzecznikiem dyscyplinarnym 9 listopada zeszłego roku. Obwiniony uznał wtedy, że jego słowa o "trumnach na kółkach" były "niefortunne". Zaznaczał jednak, że był w szoku po wypadku, a jego żona i dziecko w dalszym ciągu byli w szpitalu.
"Sens tego fragmentu został całkowicie wypaczony. Nie chodziło mi o to, że te panie zginęły, bo ja jechałem nowym autem, a one starym i dlatego zginęły. Chciałem powiedzieć, że niezależnie od tego, kto spowodował tę tragedię, skutki byłyby inne, gdyby uczestniczki poruszały się bezpiecznym pojazdem" - odczytywała wyjaśnienia mecenasa K. przewodnicząca sądu dyscyplinarnego.
Prawnik tłumaczył, że rozumie powszechne oburzenie, ale zaznaczał, że nie chciał wywołać takiej reakcji.
Paweł K. przed rzecznikiem dyscyplinarnym tłumaczył się też ze zdjęcia, na którym widać było bardzo szybką jazdę. Twierdzi, że "z tego, co pamięta" za kierownicą nie siedział on, tylko "inna osoba".
Odroczenie
Sąd dyscyplinarny nie wydał w środę orzeczenia, bezterminowo odroczył rozprawę. Na tajnym posiedzeniu zastanowi się nad wnioskami dowodowymi, które złożyły strony. Obwiniony Paweł K. i jego obrońca zawnioskowali o dołączenie do materiału dowodowego opinii z toczącego się śledztwa w sprawie śmiertelnego wypadku, w którym uczestniczył Paweł K. Chodzi o ekspertyzę dotyczącą stanu technicznego audi, którym jechały zmarłe kobiety.
- Nie ulega wątpliwości, że moment na wypowiadanie takich słów nie był fortunny. Opinia jednak jest niezbędna, żeby stwierdzić, czy obwiniony mówił prawdę, czy też nie - podkreślał mecenas Maciej Lenart.
Z tą argumentacją nie zgadzał się rzecznik dyscyplinarny, mecenas Mariusz Wolski. Podkreślał, że przecież prawnik w momencie nagrywania komentarza nie miał pojęcia, w jakim stanie technicznym był samochód, w którym jechały ofiary wypadku.
Mecenas Wolski zawnioskował z kolei o włączenie do materiałów sprawy analiz Naczelnej Rady Adwokackiej przygotowywanych przez zewnętrzną firmę na zlecenie NRA, a dotyczących publikacji mogących wpływać na wizerunek adwokatury w Polsce. Dzięki temu chce wskazać przed sądem, jaką reakcję wywołały publikacje mecenasa Pawła K. w mediach społecznościowych.
Sąd rozważy też zgłaszaną przez obwinionego potrzebę dołączenia ekspertyzy biegłego psychiatry, który badał prawnika w związku z inną sprawą toczącą się przed sądem dyscyplinarnym. Dotyczy ona filmu w mediach społecznościowych, na którym prawnik śpiewa piosenkę "Papuga". Prawnik śpiewa:
"Nic już tu nie mogę stracić; skoro nawet gwiazda porno chce puścić bez gaci mnie; smacznej matchy, j***ć potwierdzaczy".
Film zdobył popularność już po tragicznym wypadku prawnika, ale - jak zapewnia obwiniony - został nagrany i opublikowany przed tragedią z 26 września.
Obrońca Pawła K. podkreślał, że opinia jest o tyle ważna, że dzięki niej będzie można ocenić stan psychiczny, w jakim znajdował się w momencie nagrywania i publikowania filmu.
Nieprawomocnie zawieszony
Dwa tygodnie temu mecenas K. też stanął przed sądem dyscyplinarnym Okręgowej Rady Adwokackiej w Łodzi. Sprawa związana była z inną wypowiedzią prawnika w mediach społecznościowych. Mecenas K. w ubiegłym roku przekazywał w swoim internetowym oświadczeniu, że jego klient został "bezczelnie oszukany" przez prokuraturę i policjantów. Rzekomo mieli oni przekonać niedoszłego klienta mecenasa K., że musi on mieć innego adwokata ze względów formalnych (bo prawnik reprezentował w tej sprawie innego podejrzanego).
Zdenerwowany prawnik wyraził swoje oburzenie w sieci. Podkreślał, że policjanci przekazali osadzonemu "kompletne bzdury, farmazony kompletnie wyssane z - przepraszam, inaczej nie da się tego nazwać - brudnego, śmierdzącego palucha, który nie wiem, gdzie wcześniej był zanim zaczęto z niego wysysać". Mecenas oceniał też, że to "typowa śmieciarska akcja prokuratorsko-policyjna". Informował też, że "ma już plan, który jest już realizowany", który zaskoczy prokuratora. Prawnik zapowiadał, że "jego będzie na wierzchu, bo on takich spraw nie odpuszcza".
Te słowa - jak uznał sąd dyscyplinarny - były "niegodne prawnika", dlatego uznał go za winnego uchybienia godności zawodowej i zawiesił na cztery miesiące prawo mecenasa K. do wykonywania zawodu i na trzy lata pozbawił go prawa patronatu adwokackiego. Mecenas ma też pokryć koszty pracy rzecznika dyscyplinarnego i sądu - łącznie dwa tysiące złotych.
- Mecenas używał słów wulgarnych. Każdy obywatel wie, że stwierdzenie "karma to suka" jest stwierdzeniem wulgarnym. Inne wypowiedzi też nie są wypowiedziami, które powinien wypowiadać adwokat - zaznaczał wówczas sąd dyscyplinarny.
Podkreślił, że mecenas K. naruszył zasady etyki, które nakazują mu umiar i takt. Podkreślał, że wypowiedzi prawnika były związane z wykonywanym przez niego zawodem, dlatego podlegają one ocenie sądu dyscyplinarnego. Zaznaczył, że nie ma w tym przypadku znaczenia, czy mecenas K. miał rację w swojej wypowiedzi, czy też nie. Faktem jednak jest - dla sądu dyscyplinarnego - że użył on niedopuszczalnej formy.
Orzeczenie z końca kwietnia jest nieprawomocne.
Sprawa karna: jest kluczowa ekspertyza
Śmiertelny wypadek z udziałem mecenasa Pawła K. jest prowadzony przez Prokuraturę Okręgową w Olsztynie. Jej rzecznik mówi w rozmowie z tvn24.pl, że do śledczych dotarła już ekspertyza z zakresu ruchu drogowego, przygotowana przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.
- Prokurator obecnie zapoznaje się z treścią opinii i sprawdza, czy jest ona kompletna i czy w pełni odpowiada na potrzeby prokuratury w zakresie wyjaśnienia okoliczności tragedii - mówi Krzysztof Stodolny z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Dodaje, że w "najbliższym czasie" prokuratura może podjąć kluczowe decyzje procesowe - czyli zadecydować, czy stawiać zarzuty.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź