Normalnie żyję, zajmuję się dziećmi, chodzę do sklepu czy kina, a tworząc muzykę również dużo pracuję - mówi Sidney Polak w rozmowie z tvn24.pl. - Zupełnie nie myślę o sobie, jako o człowieku odizolowanym. Dzięki temu mogę pisać teksty, które poruszają ludzi, a mam takie sygnały - dodaje.
Estera Prugar: Karierę muzyczną zacząłeś bardzo wcześnie - perkusistą T.Love zostałeś, mając zaledwie 18 lat.
Sidney Polak: Doszedłem do zespołu w kwietniu lub maju. Kończyłem trzecią klasę w tak zwanym liceum "Eksperyment" w Warszawie. Po wakacjach zaczynałem maturalną. Tak naprawdę dzięki tej szkole otworzyły się przede mną możliwości grania. Dołączyłem do swojego pierwszego zespołu Cytadela, który na początku lat 90. był w Jarocinie i na różnych przeglądach, gdzie wygrywał nagrody. Przez to trafiłem do środowiska żoliborskich muzyków, gdzie zauważył mnie Janek Benedek (wtedy gitarzysta i kompozytor T.Love – przyp. red.), który na prośbę Zygmunta (Staszczyka – przyp. red) zastanawiał się nad tym, jak ma wyglądać nowy T.Love.
Muniek wrócił z Anglii, stary skład rozpierzchł się po Polsce i przestał istnieć. Próbował skompletować nowy zespół, w którym znalazłem się ja. Po kilku miesiącach dołączył basista Paweł Nazimek i gitarzysta Jacek Perkowski. To utrzymało się do 1994 roku, kiedy odszedł Janek Benedek, a na jego miejsce wszedł Maciej Majchrzak, z którym ja grałem równolegle w zespole Incrowd.
Jakie uczucia towarzyszyły nastolatkowi, który wchodził do tego świata?
Tak naprawdę byłem dzieckiem. Chłopcem, który nie znał życia i ta szkoła rock’n’rollowa na pewno wywarła na mnie mocny wpływ. Zygmunt był nie tylko kolegą z zespołu, ale byłem też pod jego silnym wpływem jeśli chodzi o wychowanie muzyczne czy nawet takie ogólne. Oczywiście, na moim osiedlu na Chomiczówce T.Love był już wtedy znany i słuchałem ich piosenek, które leciały w Rozgłośni Harcerskiej, między innymi "Idą żołnierze" czy – jak to się wtedy mówiło – "Idą kołnierze". Nagrywali też podziemne kasety, które krążyły między ludźmi i przegrywało się je z magnetofonu na magnetofon. Dlatego, kiedy dowiedziałem się, że istnieje szansa, abym zasilił szeregi tego bandu, to czułem że to może poważnie zmienić moje życie.
Oczywiście, dzisiaj nastąpiła pewna idealizacja przeszłości, ale naprawdę miło wspominam tamte czasy. Chociaż nie dostałem niczego za darmo, bo był to przecież efekt mojej ciężkiej pracy. W momencie, kiedy zacząłem grać, nie byłem gościem, który siadł do instrumentu i ćwiczył przez dwie godziny, ale osiem godzin, codziennie przez dwa lata. Ostro zaniedbałem wtedy szkołę średnią, zrywałem się z lekcji i ćwiczyłem do nieprzytomności – leciała mi krew z rąk, miałem odciski, bąble, więc to nie było tak, że dołączyłem do T.Love bo miałem pofarbowane na biało włosy, tylko rzeczywiście na tle innych perkusistów tamtego pokolenia mogłem się pozytywnie wyróżniać.
Musiałeś szybciej dorosnąć w rock’n’rollowym świecie?
"Moje lata w T.Love, to nie jest 28 lat ciągłej balangi – wiele przebalowałem, ale również przez wiele lat byłem prawie abstynentem. Nie jestem typem samobójcy, który stoi nad przepaścią i bez zastanowienia w nią skacze." Sidney Polak
Od 13. roku życia wychowywałem się bez mamy, z którą miałem kontakt, ale wyjechała do pracy za granice. Ojciec, oczywiście, miał pewne wymagania, ale na przykład nie musiałem wracać do domu o konkretnej godzinie. Mogłem zadawać się ze starszymi kolegami, a on miał zaufanie, że się nie stoczę. W moim przypadku nie skończyło się to jakimś dramatem, nie uzależniłem się od narkotyków czy alkoholu. Całe szczęście zawsze miałem w sobie instynkt samozachowawczy, który powodował, że kiedy zaczynałem się źle czuć ze swoim trybem życia lub trochę przeginałem – było za ostro i za dużo - to miałem chwile opamiętania. Bywały okresy resetu i oczyszczania się. W związku z tym, moje lata w T.Love, to nie jest 28 lat ciągłej balangi – wiele przebalowałem, ale również przez wiele lat byłem prawie abstynentem. Nie jestem typem samobójcy, który stoi nad przepaścią i bez zastanowienia w nią skacze. Na pewno jest to też kwestia wychowania, które zawdzięczam rodzicom, bo zawsze akcentowali, że muszę bardzo uważać.
Jakie relacje powstają po tylu latach wspólnego grania?
To jest ciężkie pytanie dlatego, że zespół ma wiele aspektów. Jestem socjologiem, więc rozpatrując to w ten sposób, mogę powiedzieć w jaki sposób funkcjonuje taka mała grupa społeczna, którą jest kapela. W tym wypadku podstawową kwestią jest to, czyj ten zespół jest i w naszym przypadku od początku było wiadomo, że szefem jest Muniek – to jest jego firma, którą on założył i zawsze określał T.Love jako demokrację z silnym prezydentem. Rzeczywiście było tak, że w wielu momentach się nas radził. Nasza twórczość, piosenki i pomysły były efektem wspólnej fluktuacji, nakręcania się, inspiracji przede wszystkim.
Przyjaźnicie się?
Po takim czasie myślę, że to nie jest tylko przyjaźń. Były między nami bardzo różne momenty – między Muńkiem i mną, między innymi chłopakami – chwile miłości i nienawiści, wszystkie odcienie relacji. Na pewno mogę powiedzieć, że – jak mi się zdaje – nigdy nie straciliśmy do siebie szacunku. Wydaje mi się, że za sobą stoimy i gdyby któryś z nas potrzebował pomocy, to bez oglądania się na jakąkolwiek przeszłość, tej pomocy każdy z nas by mu udzielił. W tym sensie ten zespół jest grupą bardzo dobrych kolegów, którzy znają się na wylot i za pewne rzeczy się lubimy, za inne nie, ale jesteśmy facetami, którzy wiedzą o tym, ile każdy z nas jest wart i te relacje oparte są na wzajemnym szacunku.
Myślałeś kiedyś o odejściu z zespołu?
Były takie momenty, kiedy pojawiały się kłótnie i czułem się gorzej, bo miałem wrażenie, że jestem niesprawiedliwie oceniany, ale chodziło bardziej o jakieś prywatne sytuacje między nami. Wtedy pewnie zastanawiałem się nad tym, czy by tego wszystkiego nie ciepnąć i pójść swoją drogą. Myślę, że podobnie było po tym, jak wydałem pierwszą solową płytę, która odniosła sukces. "Otwieram wino" zostało przebojem, "Chomiczówka" też i wielu moich znajomych namawiało mnie, żebym odszedł i robił swoją karierę. Natomiast ja się na to nie odważyłem, bo zawsze traktowałem T.Love jako swój dom i stwierdziłem, że takiego bandu się nie zostawia. Teraz zawiesiliśmy działalność koncertową, ale nie rozwiązaliśmy się i jesteśmy cały czas członkami tego zespołu.
Zawiesiliście działalność w 2017 roku, a ty po długiej przerwie powróciłeś na scenę jako solista.
Mogę powiedzieć, że ta długa przerwa w mojej karierze solowej była spowodowana głównie przez to, że od 2009 roku zespół bardzo dużo zrobił. Nagraliśmy kilka płyt studyjnych i cały czas byliśmy w trasie. Tak naprawdę ciągle, poza rokiem 2013, kiedy zrobiliśmy przerwę w graniu, a ja akurat wtedy złapałem zajawkę na bycie sportowcem-amatorem i postanowiłem dokończyć studia socjologiczne. Napisałem pracę magisterską, co zaowocowało tym, że zostałem na studiach doktoranckich (Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego – przyp. red.). Nie miałeś czasu tworzyć?
Nie chodziło nawet o to, że w ciągu dnia czy tygodnia nie mogłem znaleźć czasu na zajęcie się swoją muzyką, ale na pewno miałem problem z koncentracją. Nie mogłem na kilka dni czy tygodni zupełnie się wyłączyć z życia, aby móc się zastanowić, o czym chcę zrobić płytę.
W momencie, w którym od zeszłego roku życie koncertowe T.Love całkowicie stanęło, już po kilku dniach byłem gotowy na to, żeby się zamknąć w swoim świecie instrumentów, komputera i mikrofonu. Mogłem dokończyć pomysły, które zbierałem przez te wszystkie lata, choć tak naprawdę więcej niż połowa płyty składa się z tekstów, które napisałem już po zawieszeniu.
Jakie to wzbudziło w tobie emocje?
Nie wiedziałem z czym to się je. Podejrzewam, że to będzie co najmniej kilkuletnia przerwa. Mieliśmy tego przedsmak w 2013 roku, ale wtedy wiedzieliśmy, że od początku następnego wracamy do grania. Teraz sytuacja jest o wiele bardziej klarowna. Mam swój projekt. Piszę muzykę i teksty. W tej chwili nie mam nawet żadnej kapeli, w której gram na bębnach. A gram dużo, dużo ćwiczę. Mam w domu na stałe rozstawione bębny i są one elementem mojego treningu. Staram się utrzymywać ręce w dobrej formie i nawet mam wrażenie, że – mimo braku koncertów - jestem coraz lepszy.
Pojawiło się po prostu inne życie, które polega na tym, że od rana do wieczora jestem zajęty swoim projektem. Mam już kolejne piosenki na następną płytę, cały czas piszę i dużo energii wkładam w promocje, planujemy kolejne teledyski. Myślę, że 2019 będzie rokiem solidnego powrotu.
Na twojej ostatniej solowej płycie "3" pojawiła się piosenka "Kochana Mamo", w której prosisz swoją mamę, aby nie wracała do Polski.
W liście do mamy chciałem zawrzeć emocje, które towarzyszą mi, kiedy rozmawiamy o Polsce i na temat jej ewentualnego powrotu. Mama ma trochę spaczony obraz kraju, ponieważ w Chorwacji nie ma dostępu do wszystkich wiadomości. Napisałem tę piosenkę, żeby opowiedzieć jej o kraju i mojej – również socjologicznej – ocenie sytuacji. Jestem trochę zawiedziony, że wszystko tu tak ciężko idzie do przodu, że tak wolno stajemy się krajem europejskim. Cały czas czuję, że jesteśmy na wschodzie i cały czas jest to - mimo wszystko - dziki kraj.
"Jestem trochę zawiedziony, że wszystko tu tak ciężko idzie do przodu, że tak wolno stajemy się krajem europejskim. Cały czas czuję, że jesteśmy na Wschodzie i cały czas jest to mimo wszystko dziki kraj." Sidney Polak
Mimo że od tylu lat mamy demokrację, to nie potrafimy ze sobą rozmawiać, a strony konfliktu politycznego są zero-jedynkowe – "albo jesteś z nami, albo przeciwko nam".
Z czego to według ciebie wynika?
Wydaje mi się, że wynika to między innymi z tego, że technologia cyfrowa wkroczyła do naszych głów – jesteśmy uzależnieni od mediów społecznościowych i algorytmów, które działają w ten sposób, że kiedy klikamy w jedną rzecz, to w prosty sposób rozpoznają nasze preferencje. Chodzi o to, abyśmy jak najwięcej korzystali z tych publikatorów, więc podsuwa się nam to, co będzie nam się podobać. W rezultacie zaczynamy być bombardowani konkretnymi treściami, propagandą którejś ze stron. Każdy żyje w swojej bańce. Socjologia nazywa takie zjawisko anomią – społeczeństwo przestaje być funkcjonalne. Spotykamy się na ulicy, gdzie jedni szarpią drugich, wyrywając sobie swój patriotyzm.
Kłócimy się, ale tak naprawdę – choć oczywiście są między nami różnice – różni nas dużo mniej niż nam się wydaje. Myślę, że gdybyśmy usiedli i stworzyli listę najważniejszych spraw i rzeczy, to w 95 procentach okazałoby się, że mamy zbliżone priorytety. Polska nie jest normalna, bo w normalnym kraju spory są na porządku dziennym, ale nie stanowią powodu do wojny.
Właśnie dlatego napisałem list do mamy – żeby tu nie wracała, bo mimo że tutaj najlepiej smakuje chleb i najpiękniej pachnie bez, to by się jej w Polsce chyba nie spodobało.
Poza byciem synem jesteś również tatą trójki dzieci.
Mój najstarszy syn jest już dorosły, ma prawie 24 lata i myślę, że dobrze go przystosowałem do życia w tej rzeczywistości. Ile mogłem mu dać dobrego, tyle dałem. Ile mogłem, tyle poświęciłem czasu i otworzyłem tyle furtek, ile umiałem. Nigdy nie dawałem mu ryby, bo zawsze uważałem, że lepiej jest dać wędkę i wydaje mi się, że on sobie dobrze radzi.
Ogólnie jestem raczej umiarkowanym optymistą i myślę, że będzie dobrze. Nie wiem, ile lat musi minąć, żeby społeczeństwo umiało się dogadać i przyzwyczaiło do demokracji, ale jestem dobrej myśli. Polska się mimo wszystko rozwija, następuje wzrost gospodarczy i wszystko jest ładniejsze. Teraz trzeba czekać, a dzieciom przekazywać dobrze rozumiany patriotyzm, który dla mnie polega na tym, żeby pokazywać, że fajnie jest być Polakiem.
Ja jestem dumny z mojego pochodzenia. Uważam, że nasza historia udowodniła, że mamy jaja i jesteśmy zdolnym narodem. To przekazuje swoim dzieciom – czytam im książki historyczne, uczę i tłumaczę.
Twoja kariera może powodować, że ktoś zapyta, co ty właściwie wiesz o codzienności zwykłego człowieka?
Mam kontakt z rzeczywistością. Nie jestem gościem, który szasta pieniędzmi, ćpa relanium i pije wódkę w swoim basenie. Normalnie żyję, zajmuję się dziećmi, chodzę do sklepu czy kina, a tworząc muzykę również dużo pracuję. Wyjeżdżając na koncerty, rozmawiam z ludźmi i absolutnie mam z nimi kontakt. Zupełnie nie myślę o sobie, jako o człowieku odizolowanym. Dzięki temu mogę pisać teksty, które poruszają ludzi, a mam takie sygnały.
Jak to się stało, że poza muzyką zająłeś się również socjologią?
Mam umysł ścisły w tym sensie, że muzyka jest trochę matematyką. Grając trzeba mieć pewną wyobraźnię geometryczną - widzi się nuty, pojawiają się sekwencje, ale to jest tyle, jeśli chodzi o ścisłość mojego umysłu. Cała reszta jest humanistyczna. Zawsze interesowało mnie, jak to się stało, że ludzie zorganizowali się w społeczeństwo - jak powstawały takie instytucje, jak kościół, jak się utrzymywały i do czego były ludziom potrzebne. Socjologia jest nauką o zmianie społecznej i oczywiście nie jest do końca określona, a matematycy mogą się z niej śmiać, ale ja to lubię. Całe szczęście jest moim hobby, a nie zawodem, bo nie chciałbym być zmuszony do jej uprawiania za pieniądze. Często słyszę rożnych socjologów w mediach i naprawdę pusty śmiech mnie bierze, kiedy zamiast naukowców wychodzą z nich marnej wody politykierzy.
Jestem dopiero na studiach doktoranckich, ale już swoje wiem i chyba trudniej mi wcisnąć telewizyjne banialuki. A gdy przychodzę na katedrę, to siadam pod ścianą i słucham, bo dyskutują ze sobą zawodowi naukowcy. Jestem muzykiem wśród naukowców - ta zmiana środowisk była zresztą dla mnie zawsze bardzo cenna. Lubiłem być muzykiem wśród studentów i studentem wśród muzyków, a teraz muzykiem wśród naukowców. Może w przyszłości będę naukowcem wśród muzyków. Mógłbyś zrezygnować z muzyki na rzecz kariery naukowej?
Nie. Nie przyjdzie taki moment, żebym zrezygnował z muzyki. Mogę chcieć na chwilę odpocząć i spędzić kilka miesięcy z dala od instrumentów, ale na pewno nie na stałe. To jest rzecz, która daje mi niesamowitą radość. Niedawno znowu słuchałem swojej ostatniej płyty i myślałem o tym, jak się cieszę, że ona powstała. Fajnie by było, gdyby kupiło ją mnóstwo ludzi, ale nie to jest najważniejsze. Cieszy mnie to, że ją skończyłem. Według mnie to moja najlepsza płyta. Nie zamieniłbym tego uczucia na nic innego. Nie ma szans.
Autor: Estera Prugar//plw
Źródło zdjęcia głównego: Warner Music Poland