W muzyce metalowej teksty są często filozoficzne czy literackie, aczkolwiek spora ich część jest równocześnie mocno kiczowata. Dopóki człowiek się w te teksty nie zagłębi, żyje w nieświadomości - mówi Krzysiek Sokołowski, wokalista zespołu Nocny Kochanek w rozmowie z tvn24.pl. - Do dzisiaj spotykamy się z komentarzami, w których jasno widać, że niektórzy ludzie nie czają żartu - dodaje basista Artur Pochwała.
Estera Prugar: Który z was śnił o Nergalu? Krzysiek Sokołowski: Chyba każdy (śmiech). Chcieliśmy, aby wystąpił w naszym klipie do "Czarnej czerni". Nawet rozmawialiśmy z nim na ten temat, ale powiedział, że jest na nie. Oczywiście nie mamy pretensji, a spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze. Rozumiemy, dlaczego nie chciał wystąpić i wcale się nie dziwimy, ale postanowiliśmy zapytać. Zatem w pewnym sensie każdy z nas śnił o Nergalu. Na ile wasze teksty są autobiograficzne? Krzysiek: Ostatnio myślałem o wszystkich naszych płytach i nie wiem, czy jest kawałek, o którym można by powiedzieć, że przynajmniej w małym stopniu nie jest o którymś z nas. Krótko mówiąc, inspiracje zazwyczaj czerpaliśmy z własnych doświadczeń. Część historii dotykała nas bezpośrednio, część – na szczęście w większości przypadków – pośrednio. Pierwsze, co mi teraz przyszło do głowy, to pigułka samogwałtu – wydaje mi się, że kilku moich kolegów z zespołu miało z tym zjawiskiem do czynienia (śmiech). Znacie się długo, jakie jest wasze pierwsze wspólne wspomnienie? Artur Pochwała: Obaj pochodzimy ze Skarżyska-Kamiennej i znamy się od 1991 roku. Mieszkaliśmy klatka w klatkę przez jakieś piętnaście lat. Tak zakiełkowało to uczucie. Krzysiek: A pamiętasz jaką miałeś zabawę ze swoją siostrą? Artur: Mówisz o betoniarce? Krzysiek: A jak! Obok nas powstawało nowe osiedle i przy placu budowy stała betoniarka. Artur wskakiwał do środka, a siostra go w niej kręciła. Artur: To był początek lat 90. i betoniarki działały na ręczne korby. Wszystkie dzieci się tak bawiły, tylko Krzysiek nie (śmiech). Pamiętam, jak jechaliśmy na jeden z naszych pierwszych koncertów, jeszcze jako Nemesis (pierwsza nazwa zespołu Night Mistress – przyp. red.), wszyscy byli już gotowi i pakowali się do busa. Krzysiek był akurat po obiedzie i nagle w oknie bloku pojawiła się jego mama, wołając: "Krzysiu! Herbatki nie wypiłeś!", przez okno na parterze podała mu kubek, a Krzysiu wypił do dna. Krzysiek: I zazdrość jest do dziś. Od razu się zaprzyjaźniliście? Krzysiek: Początki naszej przyjaźni były dość intrygujące. Kiedy byliśmy mali, to bawiliśmy się zupełnie inaczej niż dzisiejsze dzieci. To były zabawy mocno opierające się na kreatywności. Jedna z nich polegała na tym, że do pudełka po zapałkach łapało się bąki siedzące na kwiatkach, zasuwało się opakowanie i przykładało do ucha, żeby posłuchać, jak bzyczą. Największy strach pojawiał się w momencie, kiedy trzeba było tego bąka wypuścić na wolność. W każdym razie, nie wiedzieć czemu, któregoś dnia Artur zaprosił mnie do siebie pod okno, gdzie był ogródek składający się z jednego kwiatka – malwy. Powiedział: "Chodź, zobaczysz, jakie tam okazy złapiemy!". Poszedłem. Przyczaiłem się, popatrzyłem i powiedziałem mu, że nic tam nie ma. Wtedy Artur spojrzał na mnie, złapał za głowę i uderzył nią o ścianę. Artur: Do dziś nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie pamiętam zbyt dobrze tej sytuacji. Krzysiek: Ja tym bardziej nie wiem. A pamiętasz, co zrobiłeś potem, o czym ja się dowiedziałem 15 lat później? Artur: Krzysio mnie za to zbił, a ja uciekłem płakać do piwnicy. Krzysiek: Zawsze tak było, że zaczynał, a potem płakał: mamo, mamo, bo Krzysiek…! I jego mama zawsze wychodziła i mówiła, że jestem w lesie chowany. Artur: Podsumowując: znamy się 27 lat i ten "związek" przechodził swoje wzloty i upadki. Kilka lat temu nawet mieszkaliśmy razem.
Z tej przyjaźni narodził się zespół Night Mistress? Krzysiek: To była końcówka 2003 roku i wspominam to w ten sposób, że Artur kumplował się z Arkiem (Arkadiusz Majstrak, gitarzysta - przyp. red.) i jeszcze jednym kolegą. Byli harcerzami i dość często jeździli na wyjazdy, z których później nie byli w stanie za wiele opowiedzieć. Artur: Tam miałem swój pierwszy koncert – byłem statywem. Trzymałem koledze mikrofon. Mój pierwszy występ artystyczny na scenie. Krzysiek: W każdym razie Artur się z nimi zbratał, a ja zacząłem w tym czasie uczyć się gry na gitarze i siłą rzeczy musieliśmy się poznać. Chłopaki zaczynali pierwsze próby i potrzebowali kogoś na wokal. Ja chciałem być gitarzystą, ale odwiedził mnie jeden z chłopaków i powiedział, że widzi, że sobie pogrywam, ale jak śpiewam, to też brzmię całkiem do rzeczy. Nie widziałem się w roli wokalisty, ale udałem się do nich na próbę, bo czułem, że chciałbym mieć coś wspólnego z muzyką. Artur: Wyszło spontanicznie. Jeden z kolegów nie przyszedł na tę próbę, więc ja chwyciłem za bas i tak zostało. Heavy metal pojawił się naturalnie? Krzysiek: Oczywiście! W tamtych czasach dla nas istniało przede wszystkim Iron Maiden, potem długo nic. Artur: A potem znowu Iron Maiden. Krzysiek: Byliśmy zakochani w Żelaznej Dziewicy i dopiero później zainteresowaliśmy się innymi zespołami heavymetalowymi, powermetalowymi czy thrashmetalowymi. Natomiast spokojnie można powiedzieć, że przez pierwsze dwa, trzy lata istniał dla nas tylko ten jeden zespół. Night Mistress odnosiło pewne sukcesy, a później przyszedł rok 2012. Krzysiek: I okazało się, że wszystko, co do tej pory osiągnęliśmy, to pikuś. Odnaleźliśmy się w graniu muzyki rozrywkowej. Prawda jest taka, że zdecydowaliśmy się na nagranie całego albumu (Nocnego Kochanka – przyp. red.), bo poczuliśmy w tym potencjał, ale przede wszystkim dlatego, że dobrze się w tej muzyce czuliśmy. Wreszcie było luźniej i naturalniej – kto nas zna, ten wie, że nie jesteśmy specjalnie poważni. Artur: Zobaczyliśmy też, że publiczności to się podoba. Na początku zagraliśmy serię koncertów z Braćmi Figo Fagot, bo od nich ta przygoda się zaczęła i mogliśmy porównać reakcje słuchaczy na to, co graliśmy "na poważnie" z materiałem Nocnego Kochanka. Krzysiek: Nasza radość zazębiła się z radością publiki, więc skoro podobało się to obu stronom, to weszliśmy w to – nawiązując do tytułu nowej płyty ("Randka w ciemność" – przyp. red.) - w ciemno!
Co jest bardziej prawdziwe: teksty o człowieku z siekierą ("Hand of God", Night Mistress) czy te o tym, że nie jesteście gejami, ale śnicie o Nergalu ("Czarna czerń", Nocny Kochanek)? Artur: Zdecydowanie teksty Nocnego Kochanka, bo są o życiu. Krzysiek: W muzyce metalowej teksty są często filozoficzne czy literackie, aczkolwiek spora ich część jest równocześnie mocno kiczowata. Dopóki człowiek się w te teksty nie zagłębi, żyje w nieświadomości. Natomiast najciekawsze jest to, że nawet te kiczowate w muzyce metalowej robi się na serio. To jest ten szkopuł, który wykorzystaliśmy w tekstach Nocnego Kochanka. Po jakimś czasie, kiedy z niektórych rzeczy się wyrasta i można pod innym kątem spojrzeć na pewne kwestie i zachowania, człowiek zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę kiedyś przebywał w ciemności. To wykorzystujemy w naszych numerach. Koledzy się obrazili? Artur: Były takie sytuacje, że kiedy graliśmy jako Night Mistress, to było super, mimo że pierwsze utwory Nocnego Kochanka już istniały, ale z czasem – kiedy ten etap przejściowy się skończył – już tak fajnie nie było. Krzysiek: Można śmiało powiedzieć, że towarzystwo się podzieliło. Niektórzy nie rozumieją naszego podejścia i od razu przekreślają Nocnego Kochanka. Są też tacy, którzy chwytają konwencję, ale im po prostu nie odpowiada. Był moment, w którym zdecydowaliście się na pełną transformację? Krzysiek: Wszystko następowało bardzo naturalnie i stopniowo. Nie było konkretnego momentu, w którym powiedzieliśmy sobie, że kończymy z Night Mistress i zaczynamy z Nocnym Kochankiem. Zaczęło się od jednego numeru. Bartek Walaszek, znany z Braci Figo Fagot, zapytał nas, czy chcielibyśmy nagrać kawałek do filmu o Kapitanie Bombie – miał zrobioną linię melodyczną i gotowy tekst. Dopiero po nagraniu tego kawałka, usłyszawszy efekt, poczuliśmy oddech i luz, którego brakowało nam w heavy metalu. Wtedy pomyśleliśmy o zrobieniu następnej piosenki, nawiązującej do naszych lat świetności, kiedy siedziało się w parku i piło winko – tak powstał "Wielki wojownik", ale ciągle żadnych dalszych planów nie było. Kiedy te plany się pojawiły? Krzysiek: Pociągnęliśmy temat i zrobiliśmy kawałek o Andżeju, który pojawił się już w poprzednim utworze. Następnie mieliśmy kompozycję, która miała być dla Mistressów, ale stwierdziliśmy, że jest zbyt wesołkowata i w ten sposób powstał "Wakacyjny". A potem kolejny numer. Zmierzam do tego, że nie było momentu, w którym zorganizowaliśmy sobie obrady okrągłego stołu, tylko wszystko docierało do nas stopniowo. Mając kilka kompozycji, postanowiliśmy, że warto nagrać całą płytę i zobaczyć, co się stanie, ale ciągle nie było powiedziane, czy to jednorazowy wyskok, czy zamykamy Night Mistress. Obawialiście się reakcji? Krzysiek: Zdawaliśmy sobie sprawę, że znajdą się osoby, które w ogóle nie mają poczucia humoru albo mają, ale inne. Artur: Do dzisiaj spotykamy się z komentarzami, w których jasno widać, że niektórzy ludzie nie czają żartu. Tak jest na przykład ze słowem "weszłeś", którego użyliśmy w jednym z tekstów celowo, a ostatnio przeczytałem gdzieś komentarz: "moje uszy krwawią". Krzysiek: To może być ciężko zmienić, ale może przynajmniej od teraz będę śpiewać "Andżeja" przez "rz"…
Próbowaliście przekonywać krytyków? Krzysiek: Sami się przekonali. Oczywiście nie wszyscy. W każdym razie w pewnym momencie zdali sobie sprawę, że nie mogą nas ignorować. Artur: Wyprzedany jeden koncert w Progresji (klub muzyczny w Warszawie – przyp. red.), potem drugi następnego dnia. Później to, co powiedział Jurek Owsiak, czyli rekord frekwencyjny podczas naszego koncertu na Woodstocku. To są takie momenty, dzięki którym nie można już udawać, że nie ma tego zespołu. Jesteście fenomenem? Krzysiek: Fenomen jest takim słowem, które niesie ze sobą bardzo pozytywny ładunek i mi od razu kojarzy się z przymiotnikiem "fenomenalny"... Artur: Który do Krzysztofa pasuje idealnie. Krzysiek: ...a my się za fenomenalnych nie uważamy. Natomiast zwracając się w stronę języka angielskiego - "phenomenon" oznacza przede wszystkim zjawisko i myślę, że śmiało można powiedzieć, że jakimś zjawiskiem jesteśmy. Tak naprawdę zjawiskiem może być wszystko – osoba, zespół, rodzaj muzyki, więc zdecydowanie możemy czuć się fenomenem. Wspomnieliście o obyczajowości tekstów Nocnego Kochanka. Podobno na najnowszej płycie poruszacie również tematy damsko-męskie? Krzysiek: Najpierw zrobiliśmy dwa, trzy utwory i zobaczyliśmy, że nie poruszamy w nich tematu alkoholu. Artur: Tak, te kawałki były o relacjach damsko-męskich i miłości, ale kiedy teraz przejrzy się te teksty, to jest w nich jednak kilka nawiązań do alkoholu. Krzysiek: Oczywiście, nie mieliśmy założenia, że robimy numery o alkoholu lub odwrotnie – nagrywamy płytę antyalkoholową, bo poprzednia była typowo o piciu, więc na tej już nie chcemy przeginać, bo wyjdziemy na alkoholików. Zrobiliśmy pierwszy kawałek i faktycznie wyszedł o relacji damsko-męskiej, podobnie było z jeszcze kilkoma, ale w między czasie pojawiły się też inne, a wśród nich jeden o przypakowanych gościach – siłaczach czy też o kierowcy tira. Koniec końców płyta jest o miłości: damsko-męskiej, do własnego ciała, motoryzacji, alkoholu, a nawet o miłości rodzicielskiej, bo w jednej piosence ojciec wyrywa dziewczyny swojego syna.
"Randka w ciemność" to trzeci studyjny album zespołu Nocny Kochanek, którego premiera miała miejsce 11 stycznia 2019 roku. Grupa prezentuje kolejną porcję humoru w warstwie lirycznej, tym razem skupiając się głównie na relacjach damsko-męskich. Kto myślał, że heavymetalowi jajcarze niczym już nie zaskoczą, wkrótce usłyszy, jak bardzo się pomylił.
Autor: Estera Prugar//plw
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe