Nie potrzebuję boskiej ręki ani jakiejkolwiek substancji, która dyktowałaby mi co i jak mam robić. To po prostu pieprzony nonsens. Ludzie gadają tak, żeby mieć wymówkę dla swoich głupich zachowań w stylu gwiazd rocka, cokolwiek to znaczy - podkreśla w rozmowie z tvn24.pl Alexis S. F. Marshall, frontmen Daughters.
Kiedy zaczyna się koncert Daughters, lider formacji Alexis S. F. Marshall niemal od razu zamienia się w sceniczne zwierzę. Powiedzieć, że przed publicznością daje z siebie wszystko to powiedzieć za mało. Jednak kiedy spotykamy się przed koncertem zespołu na OFF Festivalu mówi tak spokojnie i cicho, że dyktafon, który podczas rozmów zwykle trzymam na stole, decyduję się trzymać w dłoni, aby na pewno utrwalić wszystkie wypowiedziane słowa.
Daughters zaczęli karierę 17 lat temu w Providence w Stanach Zjednoczonych. Ich mieszanka noise'u, metalu, post-punku i industrialu zyskała pozycję muzyki kultowej.
Lider zespołu, którego ostatni album "You Won’t Get What You Want" zebrał mnóstwo pozytywnych recenzji i znalazł się na czołowych miejscach zestawień najlepszych płyt 2018 roku, opowiedział nam o przemianach nie tylko w Daughters, ale też w życiu prywatnym.
Martyna Nowosielska-Krassowska: Wasz przedostatni i ostatni album dzieli osiem lat. Wiem, że wiąże się z tym długa historia. Może mógłbyś o tym opowiedzieć - co się stało, dlaczego zespół miał przerwę?
Alexis S. F. Marshall: Samo nagrywanie nie zajęło długo. Nieco dłużej trwało pisanie utworów. Ale przede wszystkim spędziliśmy kilka lat nie robiąc nic razem. Nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Potrzebowaliśmy trochę czasu. Graliśmy już jakiś czas, a nie odnosiliśmy dużych sukcesów. Byliśmy z tym pogodzeni, po prostu lubiliśmy grać. Ale myślę, że byliśmy w pewnym sensie nieszczęśliwi i potrzebowaliśmy czasu spędzonego osobno. Może teraz za dużo o tym myślę, pewnie dlatego, że dopiero się obudziłem. To sprawia, że jestem mocno analityczny.
Tak czy inaczej, potrzebowaliśmy przerwy. Kiedy już wróciliśmy do grania, wszystko potoczyło się szybciej. Nagraliśmy parę wersji demo kilka lat przed ukończeniem albumu, chyba jakieś dwa lata wcześniej. Część z tego została użyta. Co do pewnych rzeczy nie byliśmy pewni, w którą stronę pójść. Długo nie byliśmy zespołem i pomyśleliśmy, że po prostu ustalimy datę i od niej będziemy nagrywać. Wydawało nam się, że trochę za bardzo się spieszymy, że coś jest nie tak. Musieliśmy przypomnieć sobie, że to powinno być po prostu naturalne. To nie powinien być obowiązek. A pod koniec, tuż przed przerwą, którą sobie zrobiliśmy, czuliśmy jakby to był obowiązek: nieprzyjemny, pozbawiony zabawy.
Jak czuliście się już po powrocie do wspólnego grania? Zmieniło się coś czy czuliście się jak dawniej?
Jest inaczej. Nie uznajemy już tego za oczywistość, tak jak kiedyś, bardziej to doceniamy. Teraz jestem trzeźwy, więc jest to inne doświadczenie. Granie i bycie w trasie jest zupełnie czymś innym. Powiedziałbym, że to główne różnice, ale znaliśmy się wcześniej tak długo, że to nie było jak stąpanie po cienkim lodzie, nie zastanawialiśmy się, czy czegoś nie wypada powiedzieć. Po prostu zaczęliśmy grać. Dogranie się działo się samo. To dobra rzecz.
Skoro sam o tym wspomniałeś. Jak to jest być tworzyć i grać na trzeźwo?
To coś zupełnie innego. Jeżdżę w różne miejsca, które wydają się znajome i wtedy na przykład Jon (Syverson, perkusista Daughters - red.) mówi, że graliśmy tu już kilka razy, a ja tego nie pamiętam. Spotykam ludzi, których podobno już spotkałem i nic z tego nie pamiętam. Myślę, że mam teraz bardziej osobiste, owocne interakcje oraz doświadczenia. I, mówię to tylko ze swojego doświadczenia, nie mogę odpowiadać za wszystkich, ale dla mnie jest to bardziej satysfakcjonujące niż było wtedy, kiedy byliśmy w trasie i się opieprzaliśmy.
Znam ludzi, którzy twierdzą, że jeśli artysta nie jest pod wpływem, to nie jest to to samo, że to jakoś wpływa na proces twórczy. Myślę odwrotnie, a ty?
Pieprzenie głupot. Jeśli ktoś potrzebuje jakiegoś doświadczenia zmieniającego umysł, aby tworzyć, to nie tworzy nic, co jest naprawdę jego. Niektórzy ludzie potrzebują czegoś, co pomaga im tworzyć coś innego, co jest poza nimi. Nie potrzebuję boskiej ręki ani jakiejkolwiek substancji, która dyktowałaby mi co i jak mam robić. To po prostu pieprzony nonsens. Ludzie gadają tak, żeby mieć wymówkę dla swoich głupich zachowań w stylu gwiazd rocka, cokolwiek to znaczy - zalewanie się w trupa, czy zachowywanie się jak głupek. Sam świetnie się bawiłem robiąc to, ale to była inna część mojej osobowości niż ta kreatywna. Ale kim w sumie jestem, żeby takie rzeczy mówić?
Mówiąc o kreatywności i procesie tworzenia, sam powiedziałeś kiedyś, że w swoich utworach lubisz opowiadać historie. Skąd je czerpiesz? Z życia, snów, wyobraźni?
Tworzę scenariusze, ale wszystko jest pewną wariacją życiowych doświadczeń. Jednocześnie jednak pisałem o kimś w stylu sprzedawcy cudownych mikstur, który został powieszony w centrum miasta w latach trzydziestych. To na pewno nie jest moje życiowe doświadczenie (śmiech). Czasami to adaptacja tego, co mi się przydarzyło. Dużo też czytam, oglądam masę filmów, lubię sztukę, słucham sporo muzyki. Czasami pamiętam jakąś frazę i wydaje mi się, że gdzieś ją usłyszałem, ale potem przypominam sobie, że sam to wymyśliłem. Teraz staram się od razu zapisywać takie myśli. Od czasu do czasu coś z nich tworzę. Nieraz więc myślę, że coś było czyimś pomysłem, a tak naprawdę było moim. Cieszę się ze wszystkiego, co do mnie przyjdzie z którejkolwiek strony.
Powiedziałbyś, że inspirację można znaleźć wszędzie?
Tak, oczywiście. Życie jest wszędzie i jest inspirujące. Takie powinno być.
Wspomniałeś, że znasz muzyków z zespołu już bardzo długo. Minęło 16 lat od debiutanckiej albumu waszej grupy. A wcześniej tworzyłeś w innych projektach. Co powiedziałbyś sobie na początku tej drogi?
Myślę, że po prostu: rób więcej. Czasami żałuję, że nie mam więcej własnej twórczości. Przez parę lat za bardzo spoczywałem na laurach. Może wcześniej bylibyśmy w lepszym położeniu, jeśli konsekwentnie wkładalibyśmy w to pracę. Tak jest ze wszystkim, jeśli chce się być lepszym. Jeśli chcesz budować mięśnie, musisz podnosić ciężary, jeśli chcesz robić coś dobrze, musisz to ciągle robić. Powinienem być bardziej aktywny.
Doradziłbyś sobie po prostu więcej pracy?
Tak, więcej pracy. Zdecydowanie. Poradziłbym to każdemu. Ludzie czasami o to mnie pytają, ponieważ sam napisałem książkę, co zrobić kiedy mają pisarską blokadę, jak się zainspirować. Po prostu pracuj dalej. Nie przestawaj. Można przejść przez wszystko. Nic nie jest od samego początku dobre. Ernest Hemingway powiedział, że pierwszy szkic czegokolwiek to gówno. Trzeba tworzyć dalej.
Kiedy coś tworzysz, co chcesz aby ludzie czuli i myśleli, kiedy już słuchają gotowych kawałków Daughters?
Po prostu coś osobistego dla nich. Nie próbowałbym powiedzieć komukolwiek jak powinni się czuć, albo myśleć. Ja stworzyłem te kawałki, wiem co dla mnie znaczą i nie muszą znaczyć tego samego dla słuchacza. To powinno być ich doświadczenie. Są takie piosenki, które kocham i nie chciałbym, żeby ktokolwiek mówił mi, że to jest właściwie o tym i o tamtym. To jest teraz spersonalizowane, moje. Wydałeś to na światło dzienne, ale teraz ja miałem z tym jakieś doświadczenia i znaczy to dla mnie już coś innego.
Zostawiasz pole do interpretacji.
Sztuka jest otwarta na interpretacje, to jest w niej piękne. Nie jest jak polityka albo cokolwiek w tym stylu. Jest w niej wiele szarych stref. I powinny być. Nie ma dla mnie żadnych definitywnych postaw, ani stanowisk. Wszystko jest płynne i tego potrzebujemy. Ten świat ciągle wymaga różnych odpowiedzi i potrzebujemy miejsca, w którym nie potrzebujemy odpowiedzi.
Jakie są teraz twoje plany muzyczne? Czy na kolejny album też będziemy musieli tak długo czekać, myślisz, że może się przydać kolejna przerwa?
Zajmie to tak długo jak musi. Wszyscy pracujemy w swoim czasie nad własnymi projektami, ale ten zespół to nasza praca i chcemy ją kontynuować. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku zabierzemy się za pisanie. Mamy już trochę materiału, więc mam nadzieję, że się zbierzemy, usiądziemy razem i nad tym popracujemy.
Przed ostatnim albumem pamiętam jak mówiłeś, że nie macie problemu z pomysłami, że jest ich mnóstwo. Może więc trochę takich niewykorzystanych pomysłów na "You Won’t Get What You Want" wam jeszcze zostało i czekają na swoją kolej.
Tak. Starzejemy się i mamy coraz mniej czasu, jeśli jeszcze w ogóle go mamy. Dlatego, jak mówiłem wcześniej, uświadamiamy sobie, że po prostu musimy cały czas pracować. Nic innego nie mam do roboty. Nie mam żadnych innych zdolności. Muszę to robić.
To po prostu praca?
Fajnie jest mieć pracę, na której mi zależy i którą chcę robić, a nie napełniać baki albo kelnerować. Nie żeby było w tym coś złego, ale po prostu to by mnie ostatecznie nie satysfakcjonowało.
Autor: Martyna Nowosielska-Krassowska / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mmurawski/OFF Festival