O wysokiej inflacji, działaniach rządu i próbach hamowania wzrostu cen, wpływie Polskiego Ładu i tarczy antyinflacyjnej oraz o tym czy warto brać teraz kredyt mówili w "Faktach po Faktach" na antenie TVN24 ekonomistka Alicja Defratyka, autorka projektu ciekaweliczby.pl, dziennikarz ekonomiczny Maciej Samcik z "Subiektywnie o finansach" oraz ekonomista i analityk gospodarczy Rafał Mundry.
Inflacja w listopadzie wyniosła 7,8 procent rok do roku - wynika z danych przekazanych przez Główny Urząd Statystyczny (GUS). To więcej niż podawano wcześniej we wstępnym szacunku GUS. W październiku inflacja wyniosła 6,8 proc. Obserwowane odczyty inflacji są najwyższe od grudnia 2000 roku, kiedy wzrost cen sięgał 8,5 procent rok do roku.
Według rządu wzrost cen ma zahamować tak zwana tarcza antyinflacyjna. Od 20 grudnia w ramach programu obowiązuje obniżona czasowo akcyza na paliwa.
Jak długo będziemy zmagać się z wysoką inflacją?
Na pytanie jaka sytuacja będzie podczas kolejnych świąt - na Wielkanoc 2022 - Defratyka odpowiedziała: - Niestety nie mam dobrej informacji. Musimy się spodziewać, że będzie drogo. Nawet jeżeli dynamika nie będzie tak wysoka, jak jest obserwowana w ostatnich miesiącach, to nie znaczy, że ta inflacja nie będzie w okolicach 7, 8, 9, a może nawet 10 procent.
Dodała, że "musimy szykować się, że będziemy płacić więcej niż teraz".
Mundry wyraził podobną opinię i stwierdził, że "ceny będą wyższe". Samcik z kolei zwrócił uwagę, że być może w przyszłym roku osoby, które ponoszą duże koszty na paliwa, "mogą odczuć ulgę, bo za kilka miesięcy benzyna może być tańsza".
- Polacy muszą się liczyć z tym, że pieniądz traci na wartości - podkreśliła Defratyka. Dodała, że według zrealizowanego przez nią sondażu wynika, że co czwarty Polak nie ma świadomości, że przez inflację wartość nabywcza pieniądza spada. - Wysoka inflacja na poziomie ośmiu procent rocznie powoduje, że mamy jedną pensję mniej. Czyli za te nasze pieniądze, które wcześniej zarabialiśmy, możemy sobie pozwolić na to samo tylko przez 11 miesięcy - stwierdziła ekonomistka.
Wpływ tarczy antyinflacyjnej i Polskiego Ładu
- Wszyscy się przyzwyczaili, że rozwiązaniem będzie dosypanie pieniędzy, ale teraz w kontekście tego co się dzieje - wysokiej inflacji - widzimy, że to dosypywanie pieniędzy w tej tarczy antyinflacyjnej spowoduje, że ta inflacja będzie wysoka i długotrwała. To się rozłoży na dłuższy okres. Dosypywanie pieniędzy powoduje jeszcze gorsze konsekwencje - stwierdziła Defratyka.
Dodała, że "rozwiązanie są bardziej złożone". - Władza powinna słuchać ekspertów-ekonomistów, którzy ostrzegali znacznie wcześniej, że trzeba podnosić stopy procentowe. Efekt jest widoczny po dłuższym czasie. Minimum trzy kwartały i dlatego ta tarcza antyinflacyjna została wprowadzona teraz, ma być do maja i się szacuje, że pod koniec maja będą widoczne pierwsze efekty podnoszenia stóp procentowych, które zaczęły się w październiku. Wtedy możemy widzieć te efekty. To jest tak zrobione, by płynnie przejść z tarczy do działań związanych z podnoszeniem stóp procentowych - wyjaśniła.
- Od początku roku wchodzi w życie Polski Ład i przedsiębiorcy odczują podwyżki podatków. Czyli jeżeli mamy piekarza i będzie musiał obniżyć VAT z pięciu procent na zero procent, a z drugiej strony musi utrzymać piekarnię, zapłacić wyższe rachunki za energię, zapłacić wyższe pensje pracownikom, zapłacić wyższe podatki i obciążenia składkowe, to może sobie pomyśleć, że VAT jest obniżony, ale zostawię sobie tę nadwyżkę jako minirekompensatę tych podwyżek, które mi "rząd przyłożył" z drugiej strony - mówiła Defratyka.
Zerowy VAT na żywność i podatek od sprzedaży detalicznej
Zdaniem ekonomistki nie odczujemy mocno obniżki VAT-u na żywność.
- Zakładałbym, że wielkie sieci handlowe w Polsce, jeżeli rząd zdecyduje się na obniżkę VAT-u na żywność do zera, nie pozwolą sobie na to, by konsumenci tego nie zauważyli. Mamy konkurencję w Polsce między sieciami handlowymi i te sieci będą chciały to wykorzystać na rzecz promocji. Te ceny w dużych sieciach handlowych pójdą w dół - stwierdził Mundry.
Dodał, że rząd wprowadził w tym roku podatek od sprzedaży detalicznej. - Z jednej strony rząd obniża podatek VAT do zera na żywność, z drugiej strony wprowadza podatek od sprzedaży detalicznej. Mało tego, on nie jest od zysku, a od przychodu, więc tak naprawdę mimo tego, że wynosi 1,4 procent, jest większym obciążeniem. Więc bym postulował nie tylko obniżenie VAT-u na żywność, ale także obniżenie podatku od sprzedaży detalicznej. Jest to możliwe i rząd to wprowadził w przypadku paliw - powiedział ekonomista.
Czy warto brać teraz kredyt?
- Dzisiaj to nie jest najlepszy moment na branie kredytu - stwierdził Samcik.
Dodał, że "Narodowy Bank Polski, żeby ratować stabilność pieniądza musi podwyższać stopy procentowe, bo inaczej zniszczy wartość złotego". - W związku z tym stopy procentowe będą wyższe, kredyty będą droższe i jeśli dziś ktoś chciałby wziąć kredyt, zwłaszcza duży kredyt hipoteczny, to nie ma przeciwwskazań, jeśli pójdzie do banku i zrobi sobie wyliczenie: stać mnie na dzisiejszą ratę, na przykład 2000 złotych miesięcznie, ale będzie mnie również stać na to, gdy rata będzie wynosiła 2800 złotych - powiedział dziennikarz.
Jego zdaniem jeśli stać daną osobę, by płaciła miesięcznie w przyszłości ratę o kilkaset złotych wyższą, to nie ma problemu. - Wiele osób, które się teraz zadłuża, tego rachunku nie robi i to się niestety może kiepsko dla nich skończyć - zaznaczył Samcik.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podczas grudniowego posiedzenia, po raz trzeci z rzędu, zdecydowała o podniesieniu stopy referencyjnej. Tym razem o 50 punktów bazowych do 1,75 procent. W październiku główna stopa banku centralnego wzrosła z 0,1 do 0,5 procent. Była to pierwsza podwyżka od maja 2012 roku. W listopadzie główna stopa znowu poszła w górę, do 1,25 procent.
"Gospodarki jeszcze się nie dostosowały"
Zdaniem Mundrego jednym z powodu wysokiej inflacji jest pandemia. - Gospodarki jeszcze się nie dostosowały, są wciąż w procesie dostosowania, w ekonomii nazywamy to szokami. Mamy obecnie do czynienia z szokami popytowymi i podażowymi - stwierdził.
Opisał to na przykładzie: - W Stanach Zjednoczonych przez pandemię zmieniły się nawyki konsumentów. O 30 procent wzrosło zapotrzebowanie na dobra trwałego użytku, takie jak lodówka, piekarnik czy kuchenka. Amerykanie mniej chętnie wychodzą na miasto i kupują, a chętniej konsumują usługi, z których wcześniej korzystali na mieście, w domu.
Ekonomista wspomniał również o niedoborze mikroprocesorów w samochodach. - Okazuje się, że one są wykorzystywane gdzie indziej. Konsumenci zmienili nawyki, boją się i nie chcą się poruszać komunikacją miejską, a wolą samochodem. To są te czynniki, które na to wpłynęły - podkreślił.
Źródło: TVN24