"Ze skutkiem natychmiastowym wszystkie osoby ubiegające się o wizę nieimigracyjną w celu podjęcia nauki w Stanach Zjednoczonych (...) powinny zmienić ustawienia prywatności swoich kont w mediach społecznościowych na publiczne" - napisano w poście zamieszczonym przez ambasadę USA w Warszawie. Po co? W celu "ułatwienia niezbędnych procedur weryfikacyjnych".
Na koncie ambasady USA w Warszawie w mediach społecznościowych pojawił się wpis w nawiązaniu do ogłoszonej niedawno przez amerykański departament stanu zmiany dla studentów spoza kraju.
Przypomnijmy, że w maju administracja prezydenta Donalda Trumpa zawiesiła wydawanie wiz studenckich, by "zaostrzyć środki mające na celu ograniczenie wjazdu wnioskodawców uznanych za wrogich wobec USA". W zeszłym tygodniu ogłoszono, że proces zostanie przywrócony, ale pod pewnymi warunkami. Do tego właśnie odnosi się wpis ambasady w Polsce w mediach społecznościowych.
"Ze skutkiem natychmiastowym wszystkie osoby ubiegające się o wizę nieimigracyjną w celu podjęcia nauki w Stanach Zjednoczonych – zarówno w ramach akademickiego programu studiów (wiza F), jak i nieakademickiego kursu kształcenia (wiza M), a także osoby aplikujące o wizę nieimigracyjną w związku z udziałem w zatwierdzonym przez rząd USA programie wymiany akademickiej, naukowej lub kulturalnej (wiza J) – powinny zmienić ustawienia prywatności swoich kont w mediach społecznościowych na publiczne. Ma to na celu ułatwienie procedur weryfikacyjnych niezbędnych do potwierdzenia tożsamości i oceny dopuszczalności wjazdu do Stanów Zjednoczonych zgodnie z przepisami prawa USA".
Dalej we wpisie wskazano, że "od 2019 roku Stany Zjednoczone wymagają od osób ubiegających się o wizę – zarówno imigracyjną, jak i nieimigracyjną – podania informacji w formularzach wizowych, które umożliwią zidentyfikowanie ich w mediach społecznościowych. W szczególności konieczne jest wskazanie w formularzu DS-160 nazw użytkownika (tzw. handles) ze wszystkich platform społecznościowych używanych w ciągu ostatnich pięciu lat".
Po ogłoszeniu zmian w mediach, zarówno tradycyjnych jak i społecznościowych, zaczęto przypominać sytuację francuskiego naukowca, który w marcu został cofnięty na granicy, bo skrytykował Trumpa, a w jego telefonie znaleziono "nienawistne i spiskowe wiadomości, które można uznać za terroryzm".
Podobny przypadek spotkał nawet byłego prezydenta Kostaryki. Óscar Arias, laureat pokojowej nagrody Nobla, w kwietniu poinformował, że jego amerykańska wiza została cofnięta bez podania przyczyny. Sam zainteresowany wskazał, że chociaż nie podano mu powodów, to zbiegło się to w czasie z jego krytycznymi komentarzami na temat inwazji Rosji na Ukrainę, wojny handlowej USA z Chinami i działań Izraela w Strefie Gazy. Np. cła ogłoszone przez Trumpa nazwał "pozbawionymi sensu".
Trump kontra uczelnie wyższe
Jak wskazywało w zeszłym tygodniu BBC opisując zmianę w przepisach funkcjonariusze departamentu stanu otrzymali również polecenie sprawdzania, czy o wizy nie występują osoby, "które popierają, pomagają lub wspierają wyznaczonych zagranicznych terrorystów i inne zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Lub które dopuszczają się bezprawnego nękania lub przemocy na tle antysemickim".
Departament oświadczył wówczas, że osoby, które utrzymają prywatność swoich kont w mediach społecznościowych, mogą być uznawane za osoby próbujące ukryć swoją aktywność.
Decyzja ta jest częścią szerszych działań administracji Trumpa skierowanych przeciwko najbardziej elitarnym uniwersytetom w Ameryce. Wcześniej prezydent potępił je jako zbyt lewicowe i oskarżył je, że nieudało im się zwalczyć antysemityzmu, gdy na ich kampusach odbywały się protesty potępiające działania Izraela w Strefie Gazy przeciwko Palestyńczykom.
Czytaj także: "W bezprecedensowym amoku". Krytykują Donalda Trumpa Represje Trumpa obejmowały również zamrożenie setek milionów dolarów w finansowaniu uniwersytetów, a także deportację studentów lub cofnięcie wiz. Wiele z tych działań zostało zablokowanych przez sądy USA.
Wśród instytucji objętych kontrolą prezydenta znalazł się Uniwersytet Harvarda, któremu zamrożono dotacje federalne w wysokości 2,65 mld dolarów. Trump próbował również pozbawić Harvard możliwości przyjmowania studentów zagranicznych, jednak decyzja ta została tymczasowo zablokowana przez sędziego federalnego, gdyż sprawa jest rozpatrywana przez sąd.
Według Open Doors, organizacji gromadzącej dane na temat studentów zagranicznych, w roku akademickim 2023/2024 na amerykańskich uczelniach zapisało się ponad 1,1 miliona studentów zagranicznych z ponad 210 krajów.
Działania, a obietnice
Agencja AP News zauważyła niedawno, że obecne działania Trumpa leżą w sprzeczności z jedną z ego kampanijnych obietnic.
Powiedział wówczas, że jeśli zostanie wybrany, przyzna zielone karty wszystkim zagranicznym studentom, którzy ukończą amerykańskie uczelnie.
- To takie smutne, gdy tracimy ludzi z Harvardu, MIT, z najlepszych szkół – powiedział Trump podczas wywiadu w czerwcu ubiegłego roku. - To się skończy pierwszego dnia - dodał.
AP News zauważa, że ta obietnica oczywiście nigdy się nie spełniła. Stanowisko Trumpa w sprawie przyjmowania zagranicznych studentów uległo drastycznej zmianie. Zagraniczni studenci znaleźli się w centrum narastającej kampanii mającej na celu ich wyrzucenie lub uniemożliwienie im przyjazdu. Wskazano, że obecna administracja USA łączy represje wobec imigracji z wysiłkami na rzecz przekształcenia szkolnictwa wyższego.
Źródło: tvn24.pl/AP News/BBC
Źródło zdjęcia głównego: Leonard Zhukovsky / Shutterstock.com