Siedemnasty dzień powstania w getcie warszawskim. "Podczas powstania w getcie miała miejsce największa dla mnie tragedia, którą widziałem bezpośrednio ze swojego okna. Bodajże 5 maja dom naprzeciwko został podpalony. Wtedy rozegrały się w nim dwie równoległe sceny" - opowiada Eugeniusz Maciąg, który w 1943 roku miał 11 lat. Mieszkał w kamienicy tuż przy murze. Wszystko widział z okna.
Generał Władysław Sikorski, premier na uchodźstwie i naczelny dowódca Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie zwraca się w audycji BBC do Polaków w kraju o udzielanie pomocy bojownikom getta:
W połowie kwietnia o 4 rano Niemcy przystąpili do likwidacji getta warszawskiego. Zamknęli resztki Żydów kordonem policji, wjechali do środka czołgami i samochodami pancernymi i prowadzą swe dzieło niszczycielskie. Od tego czasu walka trwa. Wybuchy bomb, strzały, pożary trwają dzień i noc. Dokonuje się największa zbrodnia w dziejach ludzkości. Wiemy, że pomagacie umęczonym Żydom jak możecie. Dziękuję Wam rodacy w imieniu własnym i rządu. Proszę Was o udzielenie im wszelkiej pomocy w imieniu własnym i rządu. Proszę Was o udzielenie im wszelkiej pomocy, a równocześnie tępienie tego strasznego okrucieństwa.
Eugeniusz Maciąg mieszkał w kamienicy tuż przy getcie. Z okna swego pokoju widział płonące domy i ludzi wyskakujących z okien. Miał 11 lat. Tak wspominał to w relacji przekazanej Muzeum Historii Żydów Polskich:
"Podczas powstania w getcie miała miejsce największa dla mnie tragedia, którą widziałem bezpośrednio ze swojego okna. Bodajże 5 maja dom naprzeciwko został podpalony. Wtedy rozegrały się w nim dwie równoległe sceny.
Na pierwszym piętrze, dokładnie w pomieszczeniu na wprost mojego okna, ukrywał się Żyd. Dym ogarniał cały budynek, a on stał bez ruchu. Modlił się. Niżej znajdowało się kilka kobiet. Zaczęły uciekać przed ogniem. I tak kolejno wchodziły po piętrach. Doszły do pierwszego – przystanęły i rozejrzały się, doszły do drugiego – spojrzały przez okno, wbiegły na trzecie i znowu przez okno. I tak do ostatniego piętra. Nie pamiętam czy budynek był cztero- czy pięciopiętrowy. Był wysoki.
Wkrótce od strony ul. Dzikiej przyjechała polska straż pożarna. Wysunęli drabinę, jeden ze strażaków wszedł do środka. Rozległ się karabin maszynowy. Wycofali się z akcji, a ludzie pozostali w płomieniach. Czy Niemcy nie pozwolili gasić? Ogień ogarnął wszystkie piętra.
Na szczycie pozostało osiem kobiet i dziecko. Kolejno zaczęły wyskakiwać przez okno. Czepiały się parapetów, wisiały w powietrzu dopóki miały na to siłę, spadały. W oknie wisiała zasłonka.
Zobaczyłem kobietę z dzieckiem. Usiedli na parapecie, wyciągnęli przed siebie nogi i owinęli je zerwanym materiałem. Po chwili przechylili się na bok i polecieli w dół. Ostatnia była kobieta w średnim wieku. Przystojna i młoda. Stanęła w oknie, popatrzyła na świat i odważnie wyskoczyła".
Generał SS Juergen Stroop, dowodzący akcją likwidacji getta warszawskiego melduje: "Również dzisiaj w różnych miejscach Żydzi przed schwytaniem stawiali opór". Niemcy chwytają tysiąc siedemdziesiąt osób, sto dwadzieścia sześć rozstrzeliwują. Tego dnia likwidują czterdzieści bunkrów.
Film "Marek Edelman. Życie. Po prostu"
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rudolf Damec, Kolekcja Muzeum POLIN, archiwum rodziny Rudolfa Dameca / skan negatywu: Muzeum POLIN, Fundacja Archeologia Fotografii