Nie mieliśmy w ogóle na to wpływu, ale mocno nas zabolało patrzenie, w jakich warunkach wyborcy oddają głos - tak szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak odpowiedziała na pytanie, czy w związku z długimi kolejkami chętnych na oddanie głosu podczas niedzielnych wyborów parlamentarnych członkowie Państwowej Komisji Wyborczej zamierzają podać się do dymisji. Reporter TVN24 Artur Molęda podczas ostatniej wtorkowej konferencji prasowej pytał także m.in. o niezależność i apolityczność PKW.
We wtorek po godzinie 18 odbyła się ostatnia konferencja PKW w sprawie wyborów do parlamentu. Poprzedziło ją wielogodzinne oczekiwanie od czasu, kiedy na stronie komisji pojawiły się oficjalne wyniki po przeliczeniu 100 procent głosów.
Dymisja członków PKW?
Reporter TVN24 Artur Molęda pytał członków Państwowej Komisji Wyborczej m.in. o powody opóźnienia wtorkowej konferencji PKW, a także czy w związku z problemami w komisjach wyborczych związanymi z długim czasem oczekiwania na oddanie głosu zamierzają podać się do dymisji.
Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak odpowiedziała, że jeśli chodzi o długie kolejki do komisji, to "nie mieliśmy w ogóle na to wpływu, ale mocno nas zabolało patrzenie, w jakich warunkach wyborcy oddają głos". Argumentowała, że zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego "obsługę i techniczno-materialne warunki pracy obwodowych komisji wyborczych oraz wykonanie zadań związanych z organizacją i przeprowadzeniem wyborów na obszarze gminy zapewnia wójt, burmistrz, prezydent miasta".
- Dziewięć osób wchodzących w skład Państwowej Komisji Wyborczej nie jest w stanie przygotować wyborów. (...) Przepisy przewidują, że te zadania wykonują na terenie gminy włodarze miast, czyli wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. (...) To po stronie włodarzy miast jest organizacyjne przygotowanie wyborów, tak żeby wyborcy mogli w godnych warunkach ten głos oddać, by nie stać w kolejkach - powiedziała Pietrzak. - Przeanalizujemy to - dodała.
"Nie jest proste przygotowanie tego"
Magdalena Pietrzak tłumaczyła następnie, że w organizację wyborów zaangażowanych jest kilka tysięcy ludzi, a uczestniczy w nich cały naród. - To nie jest proste przygotowanie tego. Setki tysięcy osób, każdy za coś odpowiada, jeden błąd wywołuje tak naprawdę efekt kuli śnieżnej, bo w momencie kiedy jest błąd w jakimś protokol, w jednej gminie, cała okręgowa komisja wyborcza nie może ustalić wyników - mówiła.
- Państwo oczekują od nas od razu zwrotnej informacji, kiedy się coś wydarzy. Kiedy są setki tysięcy osób zaangażowanych, naprawdę nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy będzie koniec. (...) To jest loteria, bo przy tak dużej skali zadań do wykonania to nieuprawnione jest w ogóle oczekiwanie tego, że my będziemy w stanie powiedzieć kiedy - podkreśliła szefowa KBW.
Dodała, że strona internetowa PKW była na bieżąco aktualizowana, więc tam można było szukać aktualnych i szczegółowych informacji. - Staraliśmy się to zrobić bardzo szybko, ale również i dobrze - zapewniała.
Pytania o kolejki do oddania głosu. PKW: obsługę i warunki zapewniają samorządy
Członek PKW Ryszard Balicki zwracał uwagę, że liczba wyborców, jak i liczba zaangażowanych członków komisji pokazują ogrom tego przedsięwzięcia. Zaznaczył, że dokumentacja formalna musi być przeprowadzona w trybie papierowym i precyzyjnie sporządzona, na przykład pod względem liczby podpisów.
- To nie jest tak, że my, jako członkowie komisji, chcieliśmy państwa przetrzymać dłużej i chcieliśmy wyborców przetrzymać dłużej. Proces sporządzenia wszystkich protokołów, z jednej strony komisji obwodowych, później komisji okręgowych, później Państwowej Komisji Wyborczej, to wszystko wymaga czasu i nawet jeśli jedna komisja ma problem ze sporządzeniem protokołu, to powoduje, że ten czas się wydłuża. (...) Stąd o tej godzinie możemy podać oficjalne, ostateczne wyniki, które w rzeczywistości państwo widzieliście w systemie dużo wcześniej. To sugerowało, że ta konferencja może być za chwilę, ale musiała być również dokumentacja papierowa - wyjaśnił Balicki.
Pytania o niezależność i apolityczność PKW
Artur Molęda pytał także o niezależność i apolityczność Państwowej Komisji Wyborczej. Jak ustalili autorzy reportażu "Do spółki z PiS. (Nie)zależni", czterech jej członków zasiadało, a część cały czas zasiada w radach nadzorczych państwowych firm i instytucji. Władzę nad tymi firmami i instytucjami mają ministrowie, którzy jednocześnie są kandydatami PiS w wyborach. Ponadto jeden z członków PKW, Dariusz Lasocki, w czasie poprzedniej kampanii wyborczej najpierw wpłacał pieniądze na kampanię PiS, a później uczestniczył w kontroli kampanijnych wydatków tej partii.
Sylwester Marciniak w odpowiedzi na to pytanie przytaczał zapisy Kodeksu wyborczego i tłumaczył, że PKW postępuje zgodnie z nimi. - Nie widzi pan moralnej sprzeczności, że ktoś w 2019 roku wpłaca pieniądze na kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości, a rok później je rozlicza? Ja pytam o zasady moralne, panie sędzio - mówił do przewodniczącego Marciniaka Artur Molęda.
- Rozlicza Państwowa Komisja Wyborcza, głosuje sześciu, co najmniej, z dziewięciu członków, bo musi być kworum - odpowiedział szef PKW.
Szef PKW: zwracaliśmy się o korektę demograficzną
Przewodniczący PKW zapytany na wtorkowej konferencji prasowej o potrzebę korekty demograficznej przypomniał, że PKW po raz pierwszy zwracała się w tej sprawie do ówczesnego marszałka Sejmu już w 2015 r. przed wyborami parlamentarnymi.
- Wówczas ta korekta wymagała około 10 procent, ale wiadomo, że kolejne zmiany ludnościowe w poszczególnych okręgach wyborczych następowały i w tej chwili jest to szersza kwestia, w granicach 20 procent okręgów wyborczych - zauważył Marciniak. Jak wskazał, nie była to ostatnia próba wprowadzenia korekty. - Ostatni raz zwracaliśmy się o to w ubiegłym roku - powiedział szef PKW. Zwrócił jednak uwagę, że okręgi wyborcze są określone jako załącznik do Kodeksu wyborczego. - My nie mamy władzy ustawodawczej i legislacyjnej. My możemy się tylko zwracać do Sejmu, zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego, i tylko Sejm jest władny i może ewentualnie zmienić ustawę - wskazał.
- Z uwagi na to, że ten podział mandatów jest załącznikiem do ustawy, to decyzja musi być podjęta przez polityków - dodał Ryszard Balicki. Przyznał, że "politycy nie zawsze są zainteresowani takimi zmianami". Ocenił, że "warto byłoby, żeby to był inny mechanizm uwzględniający demografię, a niewymagający decyzji polityków". Zaznaczył, że takie mechanizmy funkcjonują w różnych krajach i "być może wtedy byłoby prościej". Jego zdaniem obecny mechanizm okazał się nieskuteczny i stąd w 21 okręgach konieczne jest dokonanie zmian w liczbie mandatów.
Wskazał, że do okręgów wyborczych w Warszawie doliczane są wszystkie głosy zagraniczne. - To powoduje, że ten wynik jest nieadekwatny do liczby mandatów, które w Warszawie są dzielone - powiedział Balicki.
Źródło: TVN24, PAP