Liczba dzieci wymagających leczenia psychiatrycznego rośnie lawinowo. - Niszczy je pęd życia i kryzys rodziny - mówi psychiatra dziecięca Sabina Micorek. W szpitalu spędzają nawet trzy miesiące i boją się powrotu do szkoły. Po pierwsze, że będą wyśmiewane za to, że były w takim miejscu. Po drugie, boją się zaległości. Ruszyła akcja charytatywna z udziałem między innymi syrenki i Toma Hanksa.
TVN DISCOVERY POLSKA JEST GOSPODARZEM I PARTNEREM 28. FINAŁU WIELKIEJ ORKIESTRY ŚWIĄTECZNEJ POMOCY
Od rana w poniedziałek na Placu Ratuszowym stoi luksusowa syrenka aktora Toma Hanksa. Ten, kto ją wylicytuje, będzie mógł się przejechać z Hanksem (jeśli aktor przyleci do Bielska), a przede wszystkim pomoże dzieciom.
To druga akcja motoryzacyjna fundacji Moniki Jaskólskiej "Nie wypada nie pomagać". Bielszczanka rozsławia na świecie swoje miasto i produkowane tam samochody - przed syrenką był to fiat 126p. Ale to się stało przy okazji. Celem była pomoc dla bielskiego szpitala pediatrycznego.
Aukcja syrenki ma wesprzeć dziecięcy oddział psychiatryczny w Bielsku i nie tylko. - Chcemy nagłośnić problem polskiej psychiatrii dziecięcej, która jest w zapaści - mówi Jaskólska.
- Brak miejsc w szpitalach, brak zaplecza ambulatoryjnego, zagrożonych zamknięciem jest kilka ośrodków w kraju. Mamy problem z kadrą, a warunki pracy są nie do zniesienia. Musimy odmawiać przyjęcia pacjentom z myślami samobójczymi, bo brak miejsc, a oni nam grożą, że się zabiją - mówiła w Sejmie 15 stycznia 2019 roku konsultantka krajowa ds. psychiatrii dzieci i młodzieży profesor Barbara Remberk.
Największego problemu - braku lekarzy specjalistów - żadna akcja charytatywna nie rozwiąże. Ale pomoże otworzyć szkołę przyszpitalną.
Dzieci spędzają w szpitalu od jednego do trzech miesięcy. - Nie otwierają podręczników. Są jak na koloniach. Co drugie boi się powrotu do szkoły. Po pierwsze, że będą wyśmiewane za to, że były w takim miejscu. Po drugie, boją się zaległości. Bez szkoły nie ma kompleksowej rehabilitacji - mówi psychiatra dziecięca Sabina Micorek, ordynatorka dziecięcego oddziału psychiatrycznego w Bielsku-Białej.
Dziecko we wnęce
Dwupiętrowy budynek jest świeżo po remoncie. Opieka całodobowa na piętrze działa dopiero od roku. Wcześniej była tylko dzienna i poradnia na parterze. Drugie piętro jest puste - jest miejsce na szkołę.
Jest estetycznie. Na zielonych ścianach namalowane zwierzęta. Dzieci chcą tutaj wracać, jak mówią pracownicy, bo mają lepiej niż w domu. Nie używają telefonów, wracają do czytania książek, do gier planszowych, po raz pierwszy w życiu piszą papierowe listy wysyłane w kopertach ze znaczkiem, rozmawiają.
Nowe meble, przestronne sale na trzy lub cztery łóżka. W sumie miało być siedemnaście łóżek. Na razie dostawiono pięć.
Nie ma dramatycznych scen - małych pacjentów leżących na kocach i materacach, jak na podobnym oddziale w dziecięcym szpitalu klinicznym w Warszawie, który zawiesił działalność z końcem 2018 roku, gdy wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia z powodów, o których mówiła w Sejmie profesor Barbara Remberk.
Są listy kolejkowe. Na planowe przyjęcie dzieci będą czekać do marca przyszłego roku. Na pilne - do stycznia.
- Nie ma wolnych łóżek. W tym samym dniu, kiedy wypisywane jest dziecko, przyjmowane jest następne - mówi Sabina Micorek.
Kierowane są z powiatów: bielskiego, pszczyńskiego, oświęcimskiego, wadowickiego. Ale też z Krakowa, nawet z Warszawy. - Za chwilę będą z północy Polski, bo właśnie zamykany jest tam jedyny oddział dla dzieci - mówi pielęgniarka oddziałowa Agnieszka Pawełka.
Chodzi o oddział w wojewódzkim szpitalu psychiatrycznym w Gdańsku. Zawieszenie oddziału ogłoszono w połowie listopada. Powody te same co w Warszawie.
Tylko w środę do Bielska dzwonili z prośbą o przyjęcie pacjentów z pięciu śląskich szpitali pediatrycznych. Musieli odmówić.
Są miejsca na kolejne łóżka. - Ale najpierw trzeba zatrudnić więcej personelu - mówi ordynatorka.
Jak czytamy w raporcie Watchdog "Psychiatria dzieci i młodzieży w Polsce", opublikowanym w maju tego roku, standard WHO to 10 lekarzy specjalistów psychiatrii dzieci i młodzieży na 100 tysięcy dzieci. Czyli 100 na milion. W Polsce na dziewięć milionów dzieci według danych Naczelnej Izby lekarzy jest 379 psychiatrów. Czyli 42 na 1 milion. Ponad połowę za mało.
W bielskim oddziale pracuje dwóch lekarzy, jeden ratownik i 19 pielęgniarek, z czego tylko pięć jest na etacie, pozostałe przychodzą na zlecenie z innych oddziałów. Muszą mieć wiedzę z endokrynologii, bo pacjenci cierpią często na zaburzenia hormonalne, z chirurgii - bo "dzieci przenoszą ból wewnętrzny na zewnętrzny", okaleczają się.
- Musimy mieć czas na rozmowę. Jak dziecko zgłasza ból głowy, nie podajemy od razu leków. Musimy dociec, czy to dlatego, że płakało, że pokłóciło się z rodzicami, że był konflikt na sali - mówi ordynatorka.
- Musimy chodzić za pacjentami krok w krok. Mamy kamery, ale dziecko może schować się we wnęce i zrobić sobie krzywdę - mówi pielęgniarka oddziałowa Agnieszka Pawełko.
To jest mój pokój, mój telefon, nie wchodzić
W ciągu roku przez bielski oddział przewinęło się 260 dzieci. Najmłodsze miało 6 lat, najstarsze obchodziło w szpitalu osiemnaste urodziny. Średnia wieku: 13 - 16 lat.
- Najczęściej są w okresie adolescencji, w wieku gimnazjalnym, w pierwszych klasach szkoły średniej, kiedy uruchamiają się lęki szkolne - mówi Sabina Micorek.
Kiedy zaczynała pracę w zawodzie psychiatry dziecięcego 10 lat temu w szpitalu w Sosnowcu, na oddziale było 30 dzieci na 23 łóżek. - Dzisiaj jest 67 pacjentów. Liczba dzieci wymagających leczenia psychiatrycznego rośnie lawinowo - mówi.
- Niszczy je pęd życia i kryzys rodziny. Rodzice stawiają im wyśrubowane wymagania, mamy tutaj uczniów najlepszych bielskich liceów. Jeżdżą na rodzinne wczasy, ale każdy siedzi w swoim iPhonie. Dziewczyny chcą mieć długie szczupłe nogi, jak celebrytki z instagrama, chłopcy uzależniają się od gier. Cierpią na anoreksję albo otyłość, a rodzice wnoszą im na oddział słodycze, chipsy i colę. Nie rozmawiają z dziećmi i myślą, że tabletka wszystko załatwi - mówi ordynatorka.
- A przy tym nie potrafią dostosować się do prostych zasad. Nie mówią "dzień dobry", nie mówią "dziękuję", oddając talerz po posiłku, nie obleką pościeli, nie zaścielą łóżka. Pierwszego dnia buntują się, ale okazuje się, że jak już wiedzą, co mają robić i po co, czują się bezpiecznie - mówi oddziałowa.
Ordynatorka: w domu nie mają żadnych obowiązków. Mają tylko się uczyć. To nie jest wychowywanie. To jest wspólne zamieszkiwanie. A jak dziecko nie jest idealne, nie spełnia aspiracji rodziców, nie przynosi samych szóstek i nie bierze udziału w pięciu zajęciach dodatkowych w tygodniu, wykrzykuje im: to jest mój pokój, mój telefon, nie wchodzić.
- I jedynym wyjściem z impasu jest próba samobójcza - dodaje oddziałowa.
Szkoły przyszpitalne
- Rozmawiałem już wstępnie z kuratorium o szkole w szpitalu. Za dwa tygodnie mamy dostać odpowiedź, jak to zorganizować - mówi Czesław Kapala, zastępca dyrektora szpitala pediatrycznego w Bielsku.
W szpitalach mogą być i są prowadzone lekcje. Działają szkoły przyszpitalne, stworzone wyłącznie dla małych pacjentów, albo oddziały istniejących w mieście lub okolicy szkół specjalnych.
- W województwie śląskim funkcjonują między innymi w Goczałkowicach-Zdroju, Istebnej, Jaworzu, Jastrzębiu-Zdroju, Katowicach, Rybniku, Zabrzu, Sosnowcu. Mamy Zespół Szkół Specjalnych przy Ośrodku Terapii Nerwic dla Dzieci i Młodzieży w Orzeszu, szkołę przy Ośrodku Leczniczo-Rehabilitacyjnym dla Dzieci Kamieniec - Zakład Pielęgnacyjno–Opiekuńczy Psychiatryczny dla Dzieci i Młodzieży. W szpitalu psychiatrycznym w Toszku, gdzie jest Oddział Psychiatryczny Sądowy dla Nieletnich o Wzmocnionym Zabezpieczeniu, działają oddziały szkół specjalnych z Pyskowic: podstawowej i branżowej pierwszego stopnia - wymienia Anna Kij, rzeczniczka śląskiego kuratorium.
Chociaż - jak mówi Kij - nie ma ustawowego obowiązku zapewnienia edukacji w szpitalu, to warto, zwłaszcza że "możliwości organizacyjnych jest dużo i można je dostosować do lokalnych potrzeb".
W praktyce - jak wyjaśnia - szkołę przyszpitalną lub oddział szkoły specjalnej w szpitalu prowadzi ten sam organ założycielski. - Jeśli powiat prowadzi szkołę specjalną, to może w szpitalu powiatowym uruchomić oddział specjalny tej szkoły, także liceum ogólnokształcące i przedszkole. Organem założycielskim Szpitala Pediatrycznego w Bielsku jest powiat bielski, który prowadzi szkoły specjalne w Czechowicach-Dziedzicach. Ale w samym Bielsku są szkoły specjalne prowadzone przez miasto - podpowiada rzeczniczka kuratorium.
Syrenka Toma Hanksa
- Nie wypada nie pomagać - mówi Tom Hanks na filmiku, który zamieściła w grudniu 2018 roku na Youtubie Monika Jaskólska.
Ich znajomość zaczęła się kilka lat temu.
Najpierw Hanks, miłośnik motoryzacji wrzucił do internetu zdjęcie, na którym pozuje z fiatem 126p.
W reakcji Jaskólska w swoim mieście, które produkowało "malucha", zorganizowała zbiórkę pieniędzy na prezent urodzinowy dla aktora - fiata 126p. Zakupiony w Polsce i odrestaurowany pojazd poleciał do aktora do Los Angeles.
Fiata udało się pozyskać i przerzucić przez Atlantyk za darmo. W ten sposób zgromadzone pieniądze zasiliły konto szpitala bielskiego.
Hanks postanowił się odwdzięczyć i zaczął poszukiwania innego zabytku motoryzacyjnego polskiej marki - syrenki. Jak mówi Jaskólska, wiedział już wtedy od niej o problemach polskiej psychiatrii i postanowił pomóc.
Syrenka została podarowana Hanksowi przez rajdowca, który wylicytował ją na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Rajdowca, który kiedyś wygrał syrenką wyścig.
Maska z serduszkiem WOŚP i autografem Jurka Owsiaka została zdjęta i przekazana na inną aukcję. Natomiast nowa maska poleci do Los Angeles, by Tom Hanks mógł ją podpisać. Mechanicy rozebrali syrenkę na części i kończą remont. To ta sama ekipa, która pracowała nad maluchem dla Hanksa.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24, Monika Jaskólska