Prezydent Barack Obama ogłosi w piątek zmiany w programach inwigilacji prowadzonej przez wywiad USA. Ale zgodnie z przeciekami nie będzie rewolucji, bo Obama chce, by decydował Kongres. Zbierane na masową skalę dane na razie pozostaną w bazie agencji NSA.
Prezydent Obama już kilka miesięcy temu zapowiedział reformę, by zapewnić Amerykanów, że stosowane przez wywiad USA programy inwigilacji elektronicznej nie są nadużywane. W tym celu powołał grupę niezależnych ekspertów, która w grudniu przedstawiła 46 rekomendacji. Gdyby zostały wdrożone, to w zgodnej opinii komentatorów kontrowersyjne praktyki Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) zostałyby znacząco ograniczone.
Reforma to odpowiedź na burzę, jaką wywołały ujawniane stopniowo od pół roku przez byłego konsultanta NSA Edwarda Snowdena przecieki o tym, że NSA zbiera na masowa skalę dane telefoniczne i internetowe zarówno obywateli USA, jak i obcokrajowców, w tym liderów państw sojuszniczych. Oburzenie wyrażali nie tylko obrońcy praw obywatelskich i inwigilowane rządy europejskie. Już dwóch federalnych sędziów oskarżyło NSA o naruszenie zapisów amerykańskiej konstytucji.
Rewolucji nie będzie?
Ale, jak donoszą amerykańskie media, w tym "New York Times", powołując się na osoby zaznajomione z przygotowywaną przez Biały Dom reformą, ogłoszone w piątek zmiany nie będą daleko idące. Prezydent Obama nie przyjmie najbardziej radykalnych propozycji swych ekspertów. Chce, by o bardziej ambitnych zmianach zdecydował Kongres. Ponieważ parlamentarzyści są w sprawie wywiadowczej inwigilacji bardzo podzieleni, nie będzie to łatwe zadanie. Jedną z najważniejszych rekomendacji ekspertów było pozbawienie NSA uprawnień do przechowywania tzw. metadanych telefonicznych Amerykanów (czyli informacji między jakimi numerami, gdzie i kiedy rozmowa miała miejsce). Dane, jak zasugerowali eksperci, miałyby być przetrzymywane przez firmy telekomunikacyjne lub inną trzecią stronę. Obama, jak zapewniały źródła w Białym Domu, jest pozytywnie nastawiony do wyprowadzenia bazy danych z NSA, ale firmy telekomunikacyjne nie chcą wziąć na siebie nowej odpowiedzialności. Prezydent USA ma pozostawić tę kwestię otartą do wypracowania z Kongresem.
Tylko za zgodą sądu?
Szef państwa, jak informował "NYT", nie poparł też rekomendacji, by dostęp do przetrzymywanych danych był umożliwiony tylko w przypadku każdorazowego uzyskania nakazu od specjalnego sądu FISC, który ma za zadanie nadzorowanie zagranicznego wywiadu (Foreign Intelligence Surveillance Court). Krytycy tego owianego tajemnicą sądu, w skład którego wchodzi 11 sędziów (w obecnym składzie 10 jest z nominacji prezydentów republikańskich), podkreślają, że sędziowie przed wydaniem decyzji słuchają obecnie tylko jednej strony - rządu.
W ramach reformy przed sądem ma teraz występować publiczny prokurator w obronie prywatności obywateli. Ta rekomendacja, jak wskazuje agencja Associated Press powołując się na źródła z otoczenia Obamy, została przez niego zaaprobowana, mimo że wywołała sprzeciw wśród samych sędziów. We wtorek były sędzia FISC John Bates napisał w liście do Obamy i kluczowych kongresmenów, że taki prokurator powinien być wysłuchiwany tylko w sytuacjach, gdy sąd uzna to za konieczne. Komentując inne rekomendacje ekspertów Bates napisał, że negatywnie wpłyną one na funkcjonowanie sądu. Obama ma też przyjąć rekomendacje o ograniczeniu skali zbieranych metadanych do tzw. drugiego kręgu osób powiązanych z podejrzanym. Obecnie NSA zbiera dane telefoniczne nie tylko osób, do których dzwonił podejrzany, ale też osób, do których oni dzwonili i kolejnych - czyli trzeciego kręgu. Prezydent chce też ograniczyć czas przechowywania danych, obecnie usuwanych dopiero po pięciu latach.
Co z obcokrajowcami?
Źródła rządowe zapewniają też, że Obama chce zwiększyć ochronę obcokrajowców, którzy nie mają gdzie się skarżyć, jeśli uznają, że NSA przekroczyła swe kompetencje. Zdaniem "NYT" w tej sprawie powstanie osobny raport z możliwymi rozwiązaniami.
Parlamentarzyści, którzy wspierają ograniczenie praktyk NSA, jak szef senackiej komisji wymiaru sprawiedliwości, Demokrata Patrick Leahy, argumentują, że program, który zbiera zapisy o niemal wszystkich rozmowach telefonicznych Amerykanów, nie miał kluczowego znaczenia w zapobieganiu terroryzmowi. Świadczą o tym wnioski raportu ekspertów Obamy, a także głosy ekspertów z think tanku New America Foundation po przeanalizowaniu 225 przypadków osób, którym postawiono w USA zarzuty o działania terrorystyczne od czasu zamachów z 11 września 2001 roku. Ci drudzy utrzymują, że to "tradycyjne metody śledcze", takie jak wskazówki od informatorów w terenie czy ukierunkowane operacje wywiadowcze, "dały początek śledztwom w większości spraw (dotyczących terroryzmu), podczas gdy wkład programów inwigilacji NSA był minimalny". Ustalili, że tylko w 1,8 proc. przypadkach program zbierania metadanych telefonicznych zapoczątkował śledztwo. Szef NSA generał Keith Alexander zapewniał tymczasem w Kongresie, że "informacje zebrane dzięki programom dostarczyły rządowi USA kluczowych wskazówek, by przyczynić się do zapobieżenia ponad 50 potencjalnym aktom terroryzmu w ponad 20 krajach na świecie".
Autor: mtom / Źródło: PAP