Nie ma porozumienia między zarządem spółki Marywilska 44 a protestującymi handlowcami. Zarządzający centrum proponują obniżenie stawki podwyżek czynszu za wynajem boksów. Kupcy zarzucają im nadużycia w zapisach umów najmu i piszą skargę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Punktem zapalnym trwającego już dwa tygodnie protestu kupców centrum handlowego Marywilska 44 była ogłoszona podwyżka czynszów za wynajmowane boksy handlowe. Handlarze wyliczali, że w niektórych przypadkach czynsz wyniesie nawet 10 tysięcy złotych miesięcznie.
W piątek akcja protestacyjna przeniosła się na plac Bankowy, przed budynek stołecznego ratusza. - Marywilska miała być naszą ostoją, miejscem bezpiecznym dla naszego biznesu, a co się z tym wiąże - naszych rodzin. A dziś mamy Marywilską, która nas oszukuje. Czujemy się tam zastraszeni, jesteśmy tam niepotrzebni. Zaczął się dla nas niewolniczy czas - mówiła jedna z protestujących. - Nie damy się zastraszyć, walczymy o naszą godność i szacunek do nas. Nie poddamy się - dodała.
Z delegacją protestujących spotkał się wiceprezydent Warszawy Tomasz Bratek. Zapewnił, że w ciągu dwóch tygodni odbędzie się spotkanie władz miasta z przedstawicielami kupców z Marywilskiej 44, podczas którego omówią możliwe rozwiązania.
Zarządca hali proponuje: 5,5 zamiast 11 procent
W przesłanym naszej redakcji oświadczeniu chęć ugody z protestującymi deklaruje zarząd spółki Marywilska 44. W poniedziałek odbyło się spotkanie, podczas którego zarządzający centrum handlowym złożyli propozycję ograniczenia podwyżki cen najmu do 5,5 procent wobec wskaźnika waloryzacji ogłoszonego przez Główny Urząd Statystyczny na poziomie 11,4 proc.
"Zastosowanie wskaźnika waloryzacji w wysokości 5,5 proc. oznacza wzrost czynszu za lokal handlowy standardowej wielkości (Typ-20, Typ-30, Typ-25, Typ-31) w zależności od jego wielkości i lokalizacji w przedziale od 136 zł do 333 zł netto miesięcznie" - wyjaśniła w komunikacie spółka Marywilska 44. Oceniła też, że "uzyskane z tego tytułu przychody nie pokryją nawet w połowie wzrostu kosztów związanych z utrzymaniem budynków i nieruchomości".
Zarząd spółki wskazał, że wystąpił do stołecznego ratusza o ograniczenie podwyżki stawki za dzierżawę gruntu przy Marywilskiej. Pod koniec stycznia tego roku miasto ustaliło, że podwyżka wyniesie 10 procent.
"Mimo tak znaczącego, niezależnego od Spółki, wzrostu kosztów dzierżawy gruntu, podatku od nieruchomości oraz kosztów utrzymania i mediów, Zarząd zadecydował zrealizować wcześniej składane najemcom obietnice i obniżyć urealnienie wysokości płaconych czynszów jedynie do 5,5 proc." - zapewnił w komunikacie zarząd. Zaznaczył przy tym, że "nie może sobie pozwolić na głębsze obniżenie poziomu waloryzacji".
Spółka podkreśliła, że głównymi czynnikami wpływającymi na podwyżkę czynszu najemcom są: skutki inflacji, wzrost kosztów usług zewnętrznych związany ze wzrostem płacy minimalnej. "Spółka do dziś ponosi konsekwencje pandemii COVID-19 i ponadrocznego wsparcia, jakiego udzielała najemcom, w postaci rabatów w czynszach na poziomie od 30 do 90 proc. przy zachowaniu nieprzerwanej pracy obiektu" - czytamy w oświadczeniu.
Kupcy o dodatkowych opłata. Jest skarga do UOKiK
Stowarzyszenie Prawdziwa Marywilska, skupiające protestujących najemców, twierdzi jednak, że ze strony zarządu spółki "nie ma chęci współpracy". 1 lutego handlarze złożyli zawiadomienie do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Z jego treści wynika, że głównym problemem nie są podwyżki czynszu, ale nadużycia, jakie - według najemców - stosuje wobec nich spółka Marywilska 44.
W piśmie do UOKiK stowarzyszenie zaznaczyło, że spółka uzależnia zawarcie umowy od "spełnienia przez najemców innego świadczenia, nie mającego rzeczowego ani zwyczajowego związku z przedmiotem umowy". Chodzi o konieczność uiszczenia opłaty w wysokości powyżej 30 tysięcy złotych na poczet wykupu prawa do korzystania z lokalu. Jak twierdzą najemcy, spółka zobowiązuje ich również do kolejnych opłat po pięciu latach najmu w ramach przedłużenia umowy, nawet w sytuacji, gdy została ona zawarta na czas nieokreślony lub dłuższy niż pięcioletni okres.
Ponadto handlarze skarżą się, że warunki umowy są uciążliwe, że zakres kar umownych jest ustalany jednostronnie. Twierdzą również, że najemcy nieposługujący się językiem polskim nie mogą korzystać z tłumacza przy zawieraniu umów (przy Marywilskiej pracuje wiele osób pochodzących z Wietnamu). Natomiast za wydanie egzemplarza umowy pobierana jest opłata w wysokości 100 złotych.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl