Miało być referendum, była jedynie ankieta. Kierowcy z Miejskich Zakładów Autobusowych - co niedziwne - opowiedzieli się "za podwyżkami". Czy podejmą protest i nie wyjadą na ulice, wciąż jednak nie wiadomo.
Na początku roku związkowcy z MZA zapowiedzieli, że jeszcze w styczniu przeprowadzą referendum. Miało się odbyć pomiędzy 15 a 17 stycznia. Tak się jednak nie stało - zamiast tego 24 i 25 stycznia w zajezdniach przeprowadzono ankietę. Miał specyficzną formułę - do kierowców wystosowano prośbę: "Jeśli jesteś za podwyżkami wynagrodzenia dla pracowników spółki i popierasz związki zawodowe w dążeniu do wzrostu wynagrodzenia wrzuć ulotkę do urny".
Ulotki pobrało i wrzuciło 2771 kierowców - około 80 procent. - To bardzo dobry wynik. Nie wszyscy w tym czasie głosowali, bo na przykład przebywali na urlopach lub mieli wolne od pracy - zastrzega Michał Nowicki ze Związku Zawodowego Kierowców RP.
Ankieta nie jest jednak dla nikogo wiążąca i - w świetle prawa - nie może decydować o przystąpieniu do strajku. By przeprowadzić faktyczne referendum strajkowe, związki zawodowe musiałby wejść w spór zbiorowy z MZA. Czemu więc wcześniej zapowiadały referendum?
- Wystąpiliśmy o zgodę na referendum protestacyjne, które nie jest ujęte w prawie i nie jest tożsame z referendum strajkowym - odpowiada teraz Nowicki.- Związkom od początku chodziło o ankietę, sondaż i rozeznanie wśród pracowników - dodaje.
Prezes przeprasza
Wiążące czy nie, wyniki ankiety na pewno nie przyczynią się do uspokojenia atmosfery w MZA. A ta już jest nerwowa. Władze miejskiej spółki nie wydały zgody nawet na ankietę (dlatego na przykład przy Woronicza odbyła się ona... przed bramą zajezdni). Ostrzegły również pracowników: "Brak jest podstaw prawnych do przeprowadzenia referendum protestacyjnego. Akcja protestacyjna podjęta przed ogłoszeniem sporu, albo w trakcie koncyliacji jest nielegalna".
Ale związki zapowiadają, że przy 80-procentowym poparciu załogi nie zamierzają odpuszczać i w spór zbiorowy w końcu wejdą. Od tego do strajku droga jest jednak daleka. Najpierw odbędą się negocjacje, a jeśli nie przyniosą efektu - faktyczne referendum. - Referendum strajkowe odbędzie się jak najbardziej, w przypadku, gdy mediacje nie przyniosą porozumienia, co do postulatów płacowych, ale to już w czasie sporu zbiorowego do, którego podpisania dojdzie najprawdopodobniej w środę - zapowiedział Nowicki.
Oliwy do ognia dolał też prezes MZA Jan Kuźmiński, który w radiu Eska mało dyplomatycznie porównał kierowców do lekarzy rezydentów: - Ludzie się szkolą po kilka lat i dostają dwa tysiące z groszami na wejściu do pracy. A tutaj, po pięciu miesiącach szkolenia, człowiek, który - nie mówię, że nie jest inteligentny - ale nie wymaga się od niego nadmiernej wiedzy i inteligencji, tylko umiejętności prowadzenia pojazdu - dostaje takie pieniądze (nowy kierowca w MZA dostaje 3700 złotych brutto - red.).
Wypowiedź wywołała oburzenie kierowców. - Prezes Kuźmiński czuje się bardzo pewny i mocny na swoim stanowisku, obrażając i poniżając nas - komentował w rozmowie z nami jeden z nich.
W przesłanym nam później o oświadczeniu Kuźmiński stwierdził, że... nie odnosił się do kierowców. - Jestem pełen szacunku dla ciężkiej pracy kierowców naszej firmy, wymagającej nieustannej koncentracji oraz trudnych niejednokrotnie kontaktów z innymi osobami. Jednocześnie gorąco przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni cytowaną powyżej moją, wyrwaną z kontekstu, wypowiedzią - łagodził.
MZA stuka do ZTM
Przeprosiny z pewnością nie wystarczą, by uspokoić nastroje. Większe nadzieje kierowcy wiążą z niedawną deklaracją rzecznika prasowego MZA Adama Stawickiego. - Zarząd MZA rozpoczął negocjacje z Zarządem Transportu Miejskiego, żeby uzyskać wyższą stawkę za wozokilometr. To podstawowa stawka jeśli chodzi opłaty dla spółki ze strony ZTM. Liczymy na to, że dzięki temu będziemy mieli więcej pieniędzy na podwyżki dla kierowców. W ramach budżetu, którym dysponujemy, to co zaproponowaliśmy kierowcom, to maksimum - stwierdził w radiu Kolor Stawicki.
"Maksimum" to 200 złotych dla najmniej zarabiających kierowców i 100 dla zarabiających trochę lepiej. Ci, którzy zarabiają najwięcej, nie dostaliby nic. Taka propozycja padła podczas rozmów ze związkowcami, w połowie stycznia. Związkowcy oczekiwali 500 złotych podwyżki dla każdego kierowcy.
Na rozmowę z nami Stawicki nie znalazł czasu przez cały poprzedni tydzień. W piątek napisał jedynie: "Prowadzone są negocjacje z ZTM, natomiast jest za wcześnie aby mówić o szczegółach. Oczywiście wszelkie nasze działania są prowadzone tak aby zapewnić pracownikom satysfakcjonujące podwyżki".
Rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego także nie był rozmowny. Przez telefon zapytaliśmy go, czy miasto planuje podwyżkę stawki i ile będzie to łącznie kosztować. Igor Krajnow zapewnił, że oddzwoni, ale później napisał jedynie maila: "Rozpoczęliśmy rozmowy dotyczące utrzymania zwiększonego poziomu pracy przewozowej i szukamy możliwości podniesienia stawki".
Mateusz Dolak (m.dolak@tvn.pl)
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl