Nieziemski wysiłek i mordercza walka - nie tylko z dystansem, ale też z samym sobą. Podczas Maratonu Warszawskiego zmarł jeden z uczestników. Sport to zdrowie, ale w sporcie wyczynowym najpierw trzeba je mieć i dobrze się przebadać, a dopiero potem startować.
Kolejny maraton i kolejny dramat. Jeden z uczestników w trakcie biegu stracił przytomność i już jej, pomimo szybkiego przyjazdu karetki i reanimacji, nie odzyskał.
- Przyjechała też druga karetka i zabrała biegacza do szpitala Bielańskiego. Stamtąd, niestety, przyszła informacja, że biegacz zmarł - mówi Jakub Karasek z portalu magazynbieganie.pl.
Bieg maratoński jest ciężkim wysiłkiem. O tym jak bardzo, pokazuje przypadek Kenijki Recho Kosgei, która osiemset metrów przed metą warszawskiego maratonu, po przebiegnięciu ponad czterdziestu jeden kilometrów, upadła na asfalt i długo nie była w stanie się podnieść. Najprawdopodobniej była zbyt odwodniona.
Najpierw zdrowie, potem sport
- Sport wyczynowy, z przykrością muszę powiedzieć, nie ma nic wspólnego ze zdrowiem. Wręcz przeciwnie. Trzeba być zdrowym, aby uprawiać sport wyczynowy - tłumaczy kardiolog dr Robert Pietruszyński z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM w Łodzi.
Problem polega na tym, że zdecydowana większość osób biorących udział w maratonach to oczywiście nie wyczynowcy, tylko amatorzy, którzy z tak dużym wysiłkiem rzadko mają do czynienia. Dlatego zgon podczas warszawskiego maratonu nie jest wyjątkiem - podobne wypadki mają miejsce w biegach długodystansowych na całym świecie. Co więc robić? Trzeba się badać.
- Ważne jest, żeby nie podejmować takiej decyzji z dnia na dzień, powinno to być raczej poprzedzone rzetelnym treningiem i sprawdzeniem możliwości organizmu. A nieraz także diagnostyką w kierunku nierozpoznanych wcześniej chorób - tłumaczy Michał Kosowski z Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, mówiąc o udziale w maratonie.
Ukryte wady serca
W czasie dużego wysiłku, kiedy organizm dochodzi do progu beztlenowego, mogą ujawnić się na przykład istniejące, ale dotąd nie dające żadnych objawów, wady serca. Doświadczył tego Adam Kszczot, lekkoatleta, medalista mistrzostw Europy. Na szczęście lekarze zrobili mu na czas ablację serca.
- Robi się odpowiednią operację. W moim przypadku było to podgrzewanie serca od środka, powodowanie małego zbliznowacenia, żeby usunąć dodatkową drogę przewodzenia. Wiele osób ma taki problem bezobjawowo, tak jak to było w moim przypadku. A jeżeli to nie daje objawów, to może się bardzo źle skończyć - ostrzega Kszczot.
Dlatego dopiero po porządnym przebadaniu i przygotowaniu wysiłkowym powinno się stanąć na starcie maratonu. I biec ostrożnie, nieustannie wsłuchując się w swój organizm. Bo nawet doświadczeni i zdrowi biegacze mogą zasłabnąć na tak długiej i męczącej trasie.
Marek Nowicki, "Fakty" TVN