W ciągu kilku najbliższych dni powiatowy inspektor nadzoru budowlanego wyda decyzję o usunięciu samolotu z placu Defilad - dowiedział się portal tvnwarszawa.pl. Zarządca terenu twierdzi, że sam wywiózłby iła, gdyby nie dziura, którą wykopali przed jego dziobem wodociągowcy.
Samolot "wylądował" na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej półtora miesiąca temu. Stanął na prywatnej działce, które usłana jest budami z jedzeniem, choć plan miejscowy przewiduje w tym miejscu zieleń.
Z samowolami walczyć próbuje Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, ale gdy już jakąś uda się wywieźć, w jej miejscu szybko pojawia się następna. Wtedy procedurę trzeba uruchamiać od początku. Poza wątkiem prawnym jest też estetyczny. Budy są po prostu tandetne, kojarzą się z dzikim kapitalizmem, jaki szalał w okolicy Pałacu Kultury i Nauki na początku lat 90. Do dzisiejszej rzeczywistości nie przystają.
Ale samolot przebił je wszystkie. Urzędnicy postawili sobie za punkt honoru, aby stąd zniknął. Póki co stoi jak stał.
Kontrola inspektoratu
Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, ratusz powiadomił kilka instytucji o konieczności kontroli. Pracownicy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej skontrolowali dwa pawilony znajdujące się na tym terenie. Stwierdzili "uchybienia i nieprawidłowości w zakresie utrzymania właściwego stanu sanitarno-higienicznego". Ale skończyło się na mandatach – łącznie na kwotę tysiąca złotych.
Samolot nie był kontrolowany, bo - jak poinformował nas Sanepid - "nie był przedmiotem zgłoszenia dotyczącego uzyskania pozwolenia na prowadzenie działalności w zakresie produkcji i obrotu żywnością".
Legalność ustawienia samolotu sprawdzał Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego.
- Decyzja o rozbiórce będzie wydana w ciągu kilku najbliższych dni - zdradza nam Andrzej Kłosowski. Powiatowy inspektor informuje, że "wątków, które wzbudziły jego wątpliwości jest dużo", a jeden z najważniejszych dotyczy zbiornika na ścieki. - Jest duże, graniczące z pewnością, prawdopodobieństwo, że na terenie tego obiektu jest wybudowane dość duże szambo. Nie podejrzewam, żeby ktokolwiek wydał zgodę na taką instalację w centrum Warszawy, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem - dodaje.
Legalny prąd
Ratusz chciał też wyjaśnień od spółki innogy, która domniemaną samowolę podłączyła do źródła energii elektrycznej. My także zadaliśmy firmie kilka pytań. Jakub Zajdel z innogy odpowiedział, że nieruchomość ma prąd już od 2015 roku. - Podmiot występujący z wnioskiem o przyłączenie, przedstawił tytuł prawny do korzystania z przedmiotowej nieruchomości. Wówczas nie znajdował się tam obiekt będący samowolą budowlaną - tłumaczy przedstawiciel innogy.
Dalej Zajdel przekonuje, że prawo energetyczne nie daje wyboru: jeśli wnioskodawca ma tytuł prawny do nieruchomości, musi zostać podłączony. - W momencie ubiegania się o realizację przyłącza, podmiot wnioskujący przedstawił należyte dokumenty - twierdzi. I dodaje, że innogy Stoen Operator nie posiada uprawnień do badania legalności inwestycji budowlanych. - Do tego są powołane odpowiednie organy państwa - kończy.
Miesiąc temu burmistrz Śródmieścia zaapelował do władz Warszawy o wywłaszczenie właściciela, który tak ostro pogrywa sobie z miastem. Ale jest bardzo wątpliwe, żeby miasto sięgnęło po ostateczne narzędzie. A na pewno nie zrobi tego od razu.
- Nie każda prywatna działka wskazana w planie miejscowym jako teren publiczny musi być przedmiotem wykupu. Robimy to w sytuacji, kiedy prowadzimy pewien rodzaj inwestycji na tym terenie. Czy uzasadnieniem wykupu jest chęć poradzenia sobie z samowolą budowlaną? - pyta retorycznie wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski i dodaje, że odpowiednią formą zabezpieczenia powinien być przede wszystkim plan miejscowym, który w tym miejscu obowiązuje.
Dziura wodociągowców
Być może wszczynanie takiej procedury będzie bezzasadne, bo zarządca działki deklaruje usunięcie samolotu. Problem w tym, że taką obietnicę składał już w połowie lipca, a od tego czasu samolot został pomalowany, pojawiły się schody wejściowe, a w tym tygodniu w jego sąsiedztwie wyrósł rząd małych tuj.
- Będziemy go zabierać, ale obecnie nie mamy jak. Miasto zrobiło jakiś wykop przed samolotem i fizycznie nie da się go zabrać. Do tego jest potrzebny specjalistyczny sprzęt, który nie podjedzie, gdy połowę dojazdu zajmuje dziura i płot - przekonuje Michał Kłos, który w imieniu właściciela Tadeusza Kossa zarządza tym terenem. - Dopytywaliśmy, kiedy to zostanie zasypane, ale nie dostaliśmy informacji - rozkłada ręce.
Za wykop, który zrobiono kilka tygodni temu, odpowiadają wodociągowcy. - Prowadzimy prace eksploatacyjne związane przeglądem sieci wodociągowej w rejonie. W związku z odkryciem podczas robót ziemnych fragmentów zabudowań prace zostały wstrzymane przez konserwatora zabytków. Do czasu otrzymania decyzji konserwatora, prace zostały wstrzymane - wyjaśnia Marzena Wojewódzka, rzeczniczka MPWiK.
Ale stołeczny konserwator zabytków twierdzi, że pracownicy jego biura zakończyli już pracę w tym miejscu. - Nasi archeolodzy rzeczywiście tam byli. Okazało się, że znalezisko to elementy fundamentów kamienicy, która stała w tym miejscu. Na razie nie ma powodów do wstrzymania prac. Oczywiście poprosiliśmy pracowników o informowanie o ewentualnych kolejnych odkryciach - mówi nam Michał Krasucki,
Zreprywatyzowana działka
Grunt na przedłużeniu Parku Świętokrzyskiego został zwrócony Kossowi w ramach reprywatyzacji. Kilkadziesiąt lat temu stał tu dom jego dziadka. O odzyskanie gruntu zabiegał wiele lat, w ratuszu i w sądach. Udało się dopiero, kiedy prezydentem stolicy została Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wtedy szczęśliwy właściciel chwalił prezydent stolicy, w kolejnych latach głownie ją krytykował. Za blokowanie jego "inwestycyjnych" planów.
Piotr Bakalarski