Dwaj polscy himalaiści Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka, którzy we wtorek razem z kolegami Arturem Małkiem i Adamem Bieleckim zdobyli szczyt Broad Peak, nie dotarli do obozu na wysokości 7400 m. Już w środę rano polskiego czasu zostali uznani za zaginionych. Ich dwóch kolegów, którzy mieli na nich czekać kolejną noc w obozie IV zaczęło się wycofywać.
Polacy w środę o godzinie 10.00 naszego czasu zostali uznani za zaginionych.
- Jesteśmy zmuszeni uznać dwóch z czterech polskich himalaistów, którzy zdobyli Broad Peak, za zaginionych. Jeden z Pakistańczyków dotarł na wysokość 7600 m n.p.m. i nie widział Polaków - poinformował Hajzer.
Nadal bez wieści
- Nie doszli do obozu w wyznaczonym terminie i od rana nie ma z nimi kontaktu - mówił w środę około 7.00 rano naszego czasu szef projektu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015".
- Sytuacja jest niesłychanie trudna. Trzeba się niepokoić. Oni znaleźli się w sytuacji zagrożenia życia, są bardzo zmęczeni - podkreślał.
W czwartkowy poranek czasu polskiego nadal nie było żadnych nowych informacji na temat zaginionych.
Nie tracą nadziei
Nadziei na szczęśliwy powrót polskich himalaistów nie tracą ich koledzy, ale musieli się wycofać z najwyżej położonego IV obozu. W środę ok. 17.30 czasu polskiego himalaista Adam Bielecki oraz dwaj pomocnicy Amin Ullah i Shaheen Baig dotarli do bazy na wysokości 4900 m. Na miejscu był z nimi kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki. Także dzisiaj, późnym wieczorem czasu lokalnego, na polecenie kierownika, z obozu IV na 7600 m do bazy zaczęli sie wycofywać również Artur Małek i Karim Hayyat. Są już poniżej obozu III na 7000 m. Początkowo mieli oni zostać w obozie IV do czwartku rana i czekać na dwóch zaginionych.
Dobre warunki na Broad Peak mają się utrzymać do czwartku do przedpołudnia. Około godz. 10.00 okno pogodowe się zamknie. Ma rozpocząć się zimowy huragan.
"To się w głowie nie mieści"
Według planu, Polacy mieli pojawić się na szczycie ok. południa czasu lokalnego. Byli na nim jednak sześć godzin później, ponieważ po drodze napotkali na duże trudności.
Hajzer przyznawał, że on i koledzy w pewnym momencie myśleli nawet, że atak zakończy się kolejnym niepowodzeniem. - Wydawało nam się, że się załamuje. Na przełęczy na wysokości 7900 m n.p.m. nie mogli przekroczyć szczeliny lodowej. Potem przekroczyli ją, ale na szczycie byli późno. Godzina 18 zimą to się w głowie nie mieści - mówił w "Faktach po Faktach".
Co się stało po zdobyciu góry
24 godziny po zdobyciu szczytu udało się ustalić jak przebiegał atak Broad Peak i zejście w kierunku bazy. Uporządkowane informacje przekazał w środę po południu Artur Hajzer.
Czterej himalaiści: Tomasz Kowalski, Maciej Berbeka, Adam Bielecki i Artur Małek zdobywali szczyt w niewielkich odstępach czasowych pomiędzy godz. 17 a 18 czasu miejscowego, po czym bez zwłoki rozpoczynali schodzenie. Chodziło o zejście jak najniżej zanim zapadną ciemności.
Jako pierwsi schodzili Adam Bielecki i Artur Małek, a za nimi kolejno Maciej Berbeka i ostatni Tomasz Kowalski. Choć każdy z uczestników posiadał radiotelefon to łączność była utrzymywana jedynie z Tomkiem Kowalskim i Arturem Małkiem (u Adama Bieleckiego przestroiła się częstotliwość, Maciej Berbeka nie używał radia z niewiadomych względów).
Wolne tempo
"Tempo schodzenia Tomasza Kowalskiego i idącego przed nim Macieja Berbeki zaraz po zdobyciu szczytu od pierwszych minut zejścia było dramatycznie wolne. Do ok. godz. 2.00, 6 marca, wciągu aż 7-8 godzin marszu i wspinaczki w dół, pokonali oni odcinek prawie do przełęczy, który standardowo zajmuje ok. godzinę" - podał Hajzer. Adam Bielecki osiągnął obóz IV na 7400 m ok. 21.00 5 marca, Artur Małek ok. 2.00 w nocy 6 marca.
Problemy ze zdrowiem i upadek
Podczas schodzenia Tomasz Kowalski zgłosił kierownikowi, Krzysztofowi Wielickiemu, trudności z oddychaniem i ogólne osłabienie. Miał zażyć lekarstwa według instrukcji. "W czasie schodzenia z przedwierzchołka Rocky Summit zaliczył mały upadek w efekcie którego wypiął mu się rak. Podczas ostatniej łączności o 6.30 rano 6 marca meldował trudności z zapięciem tego raka. Mówił też, że widzi Macieja Berbekę", poinformował szef projektu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015".
Wedłu relacji przekazanych przez Hajzera tuż przed świtem widać było z bazy na wys. 4950 m światełko latarki na siodełku przełęczy. "Rano jeden z pracowników bazy mówił, że widział postać pod przełęczą w okolicy szczelin. Uznano, że to Maciej Berbeka" - przekazał szef projektu.
Od 6.30 czasu lokalnego nie ma żadnego kontaktu z zaginionymi. "Ostatnia rozmowa z Maciejem Berbeką miała miejsce na szczycie o 18.00. Maciej rozmawiał najprawdopodobniej z radia Tomasza Kowalskiego" - poinformował Hajzer.
Na ratunek
O świcie 6 marca z obozu II na 6200 m wyszedł do góry oczekujący tam w odwodzie Karim Hayyat i ok. 13.00 dotarł do szczelin. To wysokość ok. 7700 m. Nie napotkał żadnych śladów Kowalskiego i Berbeki. Widział wszystkie szczegóły drogi aż do przełęczy i wycofał się do obozu IV. Od tego mementu dwójkę himalaistów uznano oficjalnie za zaginionych.
Ścianę przez lunetę z bazy (ok. 4900 m) lustruje Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy.
Polacy zdobywają szczyty
Wyprawa na Broad Peak realizowana jest w ramach projektu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015" pod patronatem prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Broad Peak leży na granicy Pakistanu i Chin. To 12. najwyższy szczyt świata. Jego wierzchołek jest oddalony zaledwie o dziewięć kilometrów od szczytu K2 - najtrudniejszej zdaniem wielu himalaistów góry do zdobycia.
Na dziewięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi zimą wspięli się Polacy. We wtorek do tej listy dopisali Broad Peak. "O godzinie od 17.30 do 18.00 czasu lokalnego wszyscy 4 wspinacze zespołu szturmowego dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt Broad Peak 8047 m" - poinformowano wtedy na profilu wyprawy na Facebooku.
Niezdobyte pozostały jeszcze dwie góry: Nanga Parbat (8126 m) i właśnie K2 (8611 m).
Autor: nsz/bgr/rs/mj//mm/rs,mtom / Źródło: PAP, TVN24