Tureckie władze uniemożliwiły pochodzącemu z Dagestanu 26-latkowi dołączenie do Państwa Islamskiego - informuje dziennik „Hurriyet”. Niedoszłego dżihadystę zgubiła nieznajomość geografii - rodzicom powiedział, że wyjeżdża na wakacje do Ankary, a następnie pochwalił się w smsie hotelem "położonym dwa kilometry od morza". Problem w tym, że z tureckiej stolicy nad morze jest znacznie dalej.
26-latek określany inicjałami H.A. pochodzi z wchodzącej w skład Federacji Rosyjskiej Republiki Dagestanu.
Jego rodzice opowiedzieli w rozmowie z tureckim dziennikiem "Hurriyet", że pół roku temu H.A. przyłączył się do środowiska związanego z radykalnym meczetem. Jak wyjaśnili, zaczęli wtedy bacznie obserwować syna. Zaalarmowały ich zwłaszcza informacje o wyjeżdżających na dżihad jego znajomych. H.A. udało się jednak uśpić czujność rodziców. Powiedział, że zamierza spędzić wakacje w Turcji i wyjechał.
Jak pisze "Hurriyet", H.A. skontaktował się z komórką Państwa Islamskiego w Stambule i spędził tam kilka dni. Następnie wspólnie z innymi trzema aspirującymi dżihadystami pochodzącymi z republik kaukaskich ruszył do graniczącej z Syrią prowincji Hatay.
Do tej pory podróż przebiegała pomyślnie - trzej mężczyźni w czasie jazdy autobusem udawali, że się nie znają i nie wzbudzili niczyich podejrzeń.
"Wakacje nad morzem w Ankarze"
H.A. popełnił jednak błąd. Jeszcze ze Stambułu wysłał smsa do swojego brata bliźniaka. Poinformował, że wakacje spędza w Ankarze i pochwalił się hotelem położonym "tylko dwa kilometry od morza".
To właśnie zdanie zaniepokoiło ojca H.A., który najwyraźniej bardziej uważał na lekcjach geografii niż jego syn. Ankara znajduje się bowiem w samym sercu Turcji i aby dostać się na wybrzeże, trzeba przebyć znacznie więcej niż dwa kilometry.
Zaalarmowany ojciec pojechał do Turcji i o pomoc w poszukiwaniu syna poprosił służby.
Wrócił z rodzicami do domu
H.A. nie zdążył przekroczyć granicy turecko-syryjskiej. Został zatrzymany, a dwa dni później odebrali go rodzice.
- Dziękujemy Allahowi i jesteśmy bardzo wdzięczni Turcji - podkreślał w rozmowie z dziennikarzami ojciec H.A.
- Było nam bardzo ciężko. Modliłam się całymi dniami. Sądzę, że to dar od Allaha. To jak zaczynanie życia od nowa - mówiła matka. Sam 26-latek zapewnia jednak, że wcale nie chciał walczyć z dżihadystami.
Twierdzi, że został porwany przez "spotkanego na lotnisku nieznanego mężczyznę", a następnie siłą wywieziony do Hatay.
Dagestan "narażony na wpływy dżihadystów"
W marcu wysłannik prezydenta Rosji na Północny Kaukaz Siergiej Mielikow ocenił, że około 1500 mieszkańców tego regionu walczy u boku dżihadystów z organizacji Państwo Islamskie w Syrii i Iraku.
Wskazał wtedy na Dagestan jako na miejsce najbardziej narażone na Kaukazie na wpływy dżihadystów z Państwa Islamskiego.
Autor: kg/tr / Źródło: Hurriyet Daily News, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24