Relacje świadków: "To była dziewczyna, nie miała siły iść". "Wszystko było we krwi"


W piątkowy wieczór w modnej 11. dzielnicy Paryża, pełnej kawiarni i restauracji, bawiły się tysiące ludzi. Gdy rozpoczęły się zamachy, wielu turystów i mieszkanców sądziło, że doszło do bójek albo zamieszek. Dzień po zamordowaniu 129 osób przez terrorystów nikt nie chciał być sam - ludzie, mimo strachu, wychodzili z domów, zbierali się w kawiarniach i starali pocieszać.

Korespondent BBC Russian rozmawiał z Rosjanami, którzy przyjechali do Paryża na kilka dni i zatrzymali się w pobliżu teatru Bataclan, w którym zamachowcy wzięli zakładników i zabili 89 osób.

Opowieść Gajane

Gajane Dżangirian, mieszkająca w Moskwie specjalistka ds. marketingu, przyjechała do Paryża na tydzień, by spotkać się z przyjaciółmi. W piątkowy wieczór umówiła się z przyjacielem na roku ulicy Rue Oberkampf i bulwaru Woltera (tam również doszło do ataku zamachowców). Niedaleko mieści się klub Bataclan.

- Gdy tylko przyszłam na miejsce, zobaczyłam, że coś się dzieje. Zobaczyłam kilka biegnących gdzieś osób - opowiada Gajane. - Pomyślałam, że zaczęła się bójka, ponieważ na rogu mieści się bar, w którym zawsze zbiera się dużo młodzieży i często dochodzi do głośnej wymiany zdań. Dlatego postanowiłam obejść to miejsce i szłam równoległą ulicą do kawiarni, która znajduje się naprzeciwko wejścia do stacji metra Oberkampf. Tam czekałam na swojego przyjaciela i wtedy zrozumiałam, że dzieje się coś poważnego - opowiada Gajane.

- Wokół było dużo uzbrojonych policjantów. Później zobaczyłam pierwszą ranną. To była dziewczyna, szła z trudem, była blada. Przeszła kawałek i usiadła na chodniku - widać było, że nie ma siły iść. Później z tej samej strony przyszedł chłopak, też był blady i poruszał się z trudem. W tamtej chwili nie słyszałam żadnych strzałów, ale policjanci zaczęli rozwijać taśmy i zablokowali cały kwartał - mówi kobieta.

- Gdy w końcu spotkałam się z moim przyjacielem, poszliśmy na plac Republiki. Obok nas przejeżdżały karetki i wozy strażackie. Wszystkie służby. Usiedliśmy w restauracji i zaczęliśmy słuchać wiadomości. Najpierw mówiono o zabitych w restauracji Petit Cambodie, która znajduje się w innej dzielnicy Paryża. Później jednak usłyszałam o ataku na Bataclan i okazało się, że mieszkam tuż obok ogniska zamachu - opowiada Gajane Dżangirian.

- O północy zamknięto restaurację, musieliśmy wyjść, chociaż nie mogliśmy wrócić z powrotem, ponieważ metro zamknięto. Gdy przechodziliśmy obok klubu Lampade, jeden z pracowników zawołał, żebyśmy weszli do środka. Kluby w ogóle zapraszały przechodniów, by zapewnić im bezpieczeństwo. Zamykano przy tym drzwi, żaluzje. W klubie Lampade przesiedzieliśmy do drugiej w nocy. Postanowiliśmy wrócić do domu, choć wszystkim proponowano, by przeczekali do rana. Tym, którzy chcieli iść, radzono, by szli grupami. My wracaliśmy na piechotę. Tej nocy ludzie publikowali na Twitterze tweety z hashtagiem #porteouverte, oznaczające, że mogą przyjąć kogoś pod swój dach. Moja koleżanka, której udało się złapać taksówkę na lotnisku, wracała z Londynu i przenocowała kobietę, która przyleciała tym samym samolotem - relacjonuje Rosjanka.

Dzień po

- W sobotę, dzień po zamachu, atmosfera była bardzo napięta. Działała tylko jedna kawiarnia, w której siedzieli dziennikarze. Obejrzałam nagranie z Bataclan, to było przerażające. Wszystko działo się cztery minuty drogi od mojego mieszkania. Całą sobotę spędziłam z przyjaciółką na zewnątrz, postanowiłyśmy, że nie będziemy się chować i siedzieć w domu - stwierdza.

- To nie był ten sam Paryż, który znałam. Na ulicach widziałam tylko policjantów z bronią. Francuzi starają się wprowadzać dodatkowe środki bezpieczeństwa, jednak działać tak, by nie wywoływać paniki. To nie to samo, co w Moskwie, gdzie od razu stawia się płoty, ogrodzenia i otacza teren - informuje kobieta.

- W niedzielę większość kawiarni była już otwarta - podkreśla Gajane.

"Nie mogłem usiedzieć w domu"

Fotograf Wiktor Bojko często bywa w Paryżu, w którym zdarza mu się pracować dla francuskich wydawnictw. W piątek widział dramat zakładników z teatru Bataclan.

- Mieszkam w domu, który mieści się naprzeciwko teatru Bataclan. Wieczorem w piątek wyszedłem z metra na placu Republiki i od razu zrozumiałem, że coś jest nie tak. Myślałem, że w barze na rogu doszło do bójki, ale policja zaganiała ludzi do środka, a nie wyprowadzała stamtąd - opowiada mężczyzna w wywiadzie dla BBC Russian.

- Postanowiłem wrócić do domu. Zatrzymał mnie policjant, który powiedział, że "tam nie wolno, tam strzelają z kałasznikowów". Uśmiechnął się przy tym, chyba sam nie wierzył, że coś takiego jest możliwe. Powiedziałem, że muszę przejść, bo tam mieszkam, wtedy mnie przepuścił - dodaje.

- Na ulicy zobaczyłem mnóstwo uzbrojonych policjantów, zaglądali za róg domu, to wyglądało jak film. Wszedłem do baru, w którym często przesiaduję, wszyscy mnie tam znają. Barman zamknął drzwi kratą. Siedzieliśmy tam jakiś czas, później przyszedł policjant i powiedział "Ewakuujemy was". Osłaniali nas tarczami, przebiegliśmy na sąsiednią ulicę. Po 20 minutach zaczął się koszmar. Wynoszono rannych, ludzie byli w szoku. Później przyjechał Francois Hollande, ale rannych wciąż wynoszono - podkreśla Bojko.

- W końcu dotarłem do swojego domu, a tam wszystko było we krwi. Klatka schodowa, winda, klamki. Drzwi do mieszkania sąsiada, od którego wynająłem mieszkanie, były otwarte, działał telewizor. Nikogo nie było w środku. Zadzwoniłem do niego. Okazało się, że jest w szpitalu. Wybiegł na ulicę pomagać rannym, a sam został ranny w rękę [chodzi o dziennikarza dziennika "Le Monde" Daniela Psenny'ego, który nagrał dramatyczną ucieczkę widzów z teatru Bataclan - red.] - dodaje fotograf.

- W sobotę wystawa, na którą przyjechałem do Paryża, została odwołana. Chodziłem przez cały dzień po mieście, nie mogłem usiedzieć w domu. Spotkałem się z moimi francuskimi przyjaciółmi, spacerowaliśmy. W niedzielę było już więcej ludzi na ulicach, można powiedzieć, że życie toczy się dalej - podkreśla.

- O tym właśnie rozmawialiśmy z przyjaciółmi. Choć mówiliśmy: "Spacery są teraz niebezpieczne", i tak poszliśmy na miasto. Jeśli ludzie zostaną w domach, przestraszą się, będzie to oznaczało, że terroryści wygrali. Ich zadaniem było nie zabicie 100 osób, a zastraszenie 100 tys., sprawienie, by się bali - stwierdza Bojko.

#paris now

Film zamieszczony przez użytkownika Victor Boyko (@boykoyan) 13 Lis, 2015 o 3:26 PST

[object Object]
Belgia: Salah Abdeslam zatrzymany, trwa operacja policjiTVN24 BiS
wideo 2/23

Autor: asz\mtom / Źródło: BBC Russian

Tagi:
Raporty: