W Rosji nie brakuje opinii, że obywatele Ukrainy mogli mieć związek z zamachem w metrze w Petersburgu. Aleksandr Michajłow, emerytowany generał Federalnej Służby Bezpieczeństwa oświadczył na łamach gazety "Moskowskij Komsomolec", że na Ukrainie rozlegają się wezwania do zabijania Rosjan.
Opinię generała Michajłowa, który w przeszłości był rzecznikiem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, zamieścił we wtorek "Moskowskij Komsomolec". To wysokonakładowy dziennik publikujący wiele materiałów sensacyjnych.
Komentatorem politycznym tej gazety jest Aleksandr Budberg, prywatnie - mąż Natalii Timakowej, rzeczniczki premiera Rosji Dmitrija Miedwiediewa.
"Wtopić się w tłum"
Michajłow wypowiadał się dla gazety "Moskowskij Komsomolec", zanim podana została informacja o tym, że sprawca zamachu pochodzi z Kirgistanu. Generał ocenił, że związek z wybuchem w metrze mogły mieć różne grupy i wśród nich wymienił obywateli Ukrainy.
- Od dość dawna słyszymy od wojskowych i polityków ukraińskich oraz nacjonalistycznie nastawionej młodzieży, że będą nas zabijać - oświadczył Michajłow.
Podkreślił, że Ukraińcy mogą wtopić się w tłum, mają słowiański wygląd i świetnie znają rosyjski.
Generał dopuścił też związek radykalnych islamistów z zamachem, a nawet nie wykluczył, że mogła za nim stać rosyjska opozycja. - Trudno uwierzyć, że opozycja pójdzie na tak otwartą walkę z państwem, jednak historia rosyjska zna niemało przykładów i niczego nie można wykluczać całkowicie - ocenił.
Oskarżenia pod adresem "radykałów ukraińskich" wytoczyła też "Komsomolskaja Prawda", dodając, że "dla ukraińskich nacjonalistów głównym celem pozostaje Moskwa".
"Z Ukrainy nie raz i nie dwa brzmiały wezwania z żądaniem przeniesienia wojny na terytorium kraju-agresora" - napisał ten dziennik.
Polska jako "strona pośrednio zainteresowana"
Konflikt Rosji z Ukrainą trwa od marca 2014 roku, gdy Moskwa dokonała nielegalnej aneksji Krymu i wsparła w Donbasie prorosyjskich separatystów. Wspólnota międzynarodowa nie uznała zorganizowanego na Krymie referendum, które przypieczętowało aneksję.
Oficjalnie FSB oskarżała dotąd Ukrainę o próby zdestabilizowania sytuacji na Krymie i zatrzymała na półwyspie latem i jesienią zeszłego roku kilku obywateli Ukrainy. Postawiono im zarzuty dywersji.
"Moskowskij Komsomolec" opublikował też opinię o Polsce jako stronie "pośrednio zainteresowanej". Jej autor, Michaił Polikarpow, przedstawiany jest przez dziennik jako politolog i ekspert wojskowy. W latach 90. Polikarpow walczył w Bośni w grupie Rosjan, którą dziennik nazywa "oddziałem ochotniczym". Wówczas zawarł znajomość z Igorem Girkinem, ps. Striełkow, który później był jednym z dowódców separatystów w Donbasie.
Według ukraińskich i zachodnich służb specjalnych "Striełkow" jest związany z rosyjskim wywiadem wojskowym GRU. Polikarpow publikował książki o wojnie w Donbasie, a w wywiadach prasowych twierdził na przykład, że w konflikcie "uczestniczą wszystkie zainteresowane strony, w tym Polacy".
W rozmowie z "MK" po poniedziałkowym zamachu Polikarpow oświadczył, że zamach należy rozpatrywać również "jako ostrzeżenie dla Alaksandra Łukaszenki", sposób na zademonstrowanie prezydentowi Białorusi, że "nie trzeba tak bardzo zbliżać się z Rosją, że w samej Rosji nie wszystko jest tak gładko". Dodał następnie: - W tym zamachu jako strony pośrednio zainteresowane można wymienić i Kijów, i Warszawę. Właśnie Polska najbardziej ze wszystkich nie chciałaby naszego zbliżenia i cieszyłaby się z możliwego zerwania kontaktów.
Do poniedziałkowego zamachu w metrze doszło, gdy w rezydencji pod Petersburgiem trwało spotkanie prezydentów Putina i Łukaszenki.
Autor: tas//plw / Źródło: PAP