Niezależnie od tego, czy Izrael zdecyduje się na operację lądową w Strefie Gazy przeciwko strukturom Hamasu czy nie, sytuacja w regionie Bliskiego Wschodu zmieniła się w ostatnich latach wyraźnie na niekorzyść państwa żydowskiego.
Cztery lata temu, gdy wojsko izraelskie prowadziło ofensywę w Strefie Gazy pod kryptonimem Płynny Ołów, Izrael miał większe pole manewru na Bliskim Wschodzie niż teraz.
W Egipcie rządy sprawował prezydent Hosni Mubarak, który miał niewiele sympatii dla działań radykałów z Hamasu, Turcja dopiero w trakcie operacji w Gazie wypowiedziała sojusz wojskowy z państwem żydowskim, a inne kraje regionu nie były skłonne do prowokowania Izraela. Na dodatek w Białym Domu rządził jeszcze przez prawie miesiąc przychylny Izraelowi rząd George’a Busha juniora.
Sytuacja się zmieniła
Dzisiaj przywódcy izraelscy zdają sobie sprawę, że decydując się na operację lądową w Strefie Gazy mogą rozpalić potężne, niekontrolowane antyizraelskie emocje w świecie arabskim, w którym obywatele, tzw. ulica, nastawiona bardzo źle do Izraela i Izraelczyków, ma coraz więcej do powiedzenia.
W Egipcie, najważniejszym państwie regionu, rządy sprawują islamiści, którzy mogą być skłonni do aktywnego poparcia Hamasu, choć można spodziewać się też, że wojskowi egipscy nie będą ciążyć ku wojnie obawiając się przegranej wojny oraz zerwania więzów z armią amerykańską.
Akcje antyizraelskie Hamasu może dyplomatycznie a nawet czynnie wspierać Turcja, która praktycznie zamroziła stosunki z Izraelem i staje się powoli jednym z ważniejszych rywali państwa żydowskiego w świecie bliskowschodnim. Na dodatek bardzo zainteresowany wciągnięciem Izraela w wojnę z sąsiadami jest Iran, który odwróciłby w ten sposób uwagę świata od swoich zbrojeń nuklearnych. Iran chętnie popchnie szyicki Hezbollah z Libanu do rakietowych ataków na Izrael.
Jest jeszcze Baszar el-Asad z Syrii, który ucieszyłby się z wojny izraelsko-palestyńskiej, ponieważ to ułatwiłoby mu krwawą rozprawę z syryjskimi powstańcami. I jeszcze sami Palestyńczycy – szef palestyńskiej władzy na Zachodnim Brzegu Jordanu lada moment może doczekać się uznania Palestyny za państwo nie-członkowskie ONZ, co da mu asa w rękawie w relacjach z premierem Netanjahu. Łatwo można wyciągnąć z tego opisu prosty wniosek - wrogość do Izraela łączy skonfliktowane kraje i stronnictwa w świecie muzułmańskim.
Psychologiczna przewaga Hamasu
Mimo, iż Izrael jest kolosem wojskowym, a Hamas jest dużo słabszy, to psychologiczna przewaga jest po stronie Hamasu. Izrael zdaje sobie sprawę z trudnego położenia geostrategicznego – na dodatek opinia publiczna i dyplomatyczna w świecie zachodnim bardzo szybko zapomina o sympatii do Izraela – początkowe wyrazy solidarności w obliczu rakietowych ataków na izraelskie miasta wyparowują w momencie, gdy na skutek działań odwetowych armii izraelskiej zaczynają pojawiać się ofiary wśród cywilów.
Decydenci polityczni i wojskowi w Izraelu oraz szykujący się do drugiej kadencji prezydent Barack Obama mogą – co zdarzy się po raz pierwszy od wielu, wielu lat – nie być w stanie kontrolować sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Autor: Jacek Stawiski / Źródło: tvn24