- Prawdziwym celem sprawcy strzelaniny przed Kancelarią Premiera Włoch byli politycy - poinformował prokurator po przesłuchaniu 49-letniego mężczyzny, który w niedzielę w południe zaczął strzelać do karabinierów raniąc dwóch z nich. Obrażenia odniosła też ciężarna kobieta.
Do ataku przed Palazzo Chigi doszło, gdy w oddalonym o ponad kilometr pałacu prezydenta trwało zaprzysiężenie nowego rządu Włoch. Siły bezpieczeństwa natychmiast zatrzymały sprawcę, Luigiego Preitiego z Kalabrii. Prokurator
powiedział mediom po przesłuchaniu napastnika: - To człowiek pełen problemów, który stracił pracę, stracił wszystko, musiał wrócić do swego domu rodzinnego, był zdesperowany. Chciał strzelać do polityków, ale widząc, że są dla niego nieosiągalni, strzelił do karabinierów. Przyznał się do wszystkiego. Nie wydaje się być osobą niezrównoważoną - dodał Laviani.
Ranni karabinierzy i ciężarna
Z pierwszych doniesień największego dziennika we Włoszech wynikało, że jeden z mężczyzn stojący w tłumie na ulicy przed kancelarią premiera nagle otworzył ogień w kierunku drzwi. Oddał "siedem-osiem strzałów" i ranił dwóch policjantów. Inni funkcjonariusze "prawdopodobnie odpowiedzieli strzałami" i obezwładnili napastnika. Później okazało się, że poza karabinierami ranna została też przechodząca w tamtym momencie obok kancelarii kobieta w ciąży. Jej stan nie jest poważny, a lekarze zajęli się nią natychmiast w szpitalu.
Inne włoskie media, powołując się na świadków, poinformowały o szczegółach strzelaniny. Według nich napastnik spacerował po placu przed kancelarią premiera w marynarce i krawacie. Nagle otworzył ogień i po chwili sam został ranny po strzałach jednego z funkcjonariuszy.
- Usłyszałem dwa strzały. Spojrzałem w stronę skąd dochodził dźwięk i zobaczyłem mężczyznę w wieku około 45 lat, miej więcej. Wysoki, ubrany w szary garnitur z krawatem. Strzelał do policjanta. Nie słyszałem niczego przed. Byłem w odległości około 20-25 metrów. Widziałem jak strzela - relacjonował jeden ze świadków.
Nie strzelał na oślep
Napastnik ranił dwóch karabinierów. Jeden z nich został ciężko ranny w szyję i przeszedł poważną operację. Lekarze zapewnili, że życie obu nie jest zagrożone. Obrażenia odniosła także przechodząca obok kancelarii ciężarna kobieta.
W trakcie zatrzymania 49-letni napastnik miał powiedzieć: "zastrzelcie mnie, zabijcie mnie".
Marek Lenert z IAR, który komentował strzelaninę na antenie TVN24 powiedział, że niektórzy eksperci przepytywani przez miejscowe media wątpią w związku z tym, czy napastnik był niepoczytalny. Te informacje podało kilka dzienników za włoską agecją ANSA.
Tymczasem napastnik nie strzelał na oślep i wyraźnie chciał zrobić karabinierom krzywdę. Ci mieli na sobie kamizelki kuloodporne, a kule trafiły w szyję pierwszego z nich i nogę drugiego. Kobieta prawdopodobnie została postrzelona przypadkowo.
Brat napastnika: Miał kłopoty
Brat agresora powiedział mediom, że wbrew wcześniejszym doniesieniom nie jest on chory psychicznie. Wyjaśnił, że miał on natomiast problemy finansowe; stracił pracę i rozpadło się jego małżeństwo.
Prokurator w Rzymie postawił już napastnikowi zarzuty próby zabójstwa i posiadania broni.
Przed siedzibą premiera
Strzały zostały oddane przed wejściem do Pałacu Chigi, gdzie w poniedziałek ma rozpocząć swoje urzędowanie nowy premier Włoch, Enrico Letta.
W momencie incydentu trwało zaprzysiężenie premiera i jego ministrów w siedzibie prezydenta Giorgio Napolitano oddalonej o kilometr od kancelarii.
Dopiero pod koniec ceremonii jej uczestnicy dowiedzieli się o tym, co się wydarzyło. Podczas transmisji z siedziby szefa państwa było widać konsternację i przerażenie na twarzach prezydenta Giorgio Napolitano i premiera Letty oraz 21 ministrów.
Do strzelaniny doszło na oczach dziennikarzy, którzy stali przed kancelarią w oczekiwaniu na Lettę i jego ministrów. Gmach kancelarii premiera Włoch stoi przy publicznym placu, na którym zawsze są setki turystów. Nie jest otoczony żadnymi barierami ochronnymi. Po niedzielnym ataku wzmocniono ochronę pałacu.
Atak to efekt fatalnej atmosfery w kraju?
Wśród polityków pojawiły się głosy, że atak na karabinierów to rezultat klimatu politycznego ostatnich dni we Włoszech. Niektórzy wskazali nawet jako przyczynę zdarzenia strategię populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd. Założyciel ruchu Beppe Grillo w publicznych wystąpieniach nawoływał niedawno do "marszu na Rzym" - z czego potem się wycofał - i mówił o "śmierci republiki", jak nazywał wybór prezydenta Napolitano na drugą kadencję. Grillo apelował do swych zwolenników, by protestowali przeciwko temu.
Burmistrz Rzymu Gianni Alemanno z centroprawicy oświadczył: - To gest szaleńca, ale nie powinniśmy się dziwić, że do niego dochodzi, kiedy ciągle pomstuje się na pałace władzy, tak, jakby należało je zburzyć.
Pytany przez dziennikarzy, czy odnosi się do Ruchu Pięciu Gwiazd, odparł: - Nie odnoszę się do nikogo. Burmistrz dodał, że konieczna jest weryfikacja środków bezpieczeństwa, jakimi objęte są gmachy rządowe.
Grillo napisał na swym blogu w reakcji na falę komentarzy, że jego ruch jest "absolutnie przeciwny przemocy". Wyraził solidarność z siłami porządkowymi. - Mamy nadzieję, że jest to pojedynczy incydent i że taki pozostanie - dodał.
Gabinet pogodzonych
Enrico Letta został wskazany jako kandydat na premiera przez samego prezydenta, który objął rządy 20 kwietnia po serii sześciu głosowań w Zgromadzeniu Narodowym.
Napolitano został poproszony o wskazanie kandydatury na szefa rządu po tym, jak przez dwa miesiące od czasu zakończenia wyborów, politykom nie udało się stworzyć koalicji mającej większość.
Rząd Letty to gabinet szerokiego porozumienia. Utworzyły go pogodzone przez Giorgio Napolitano centrolewica i centroprawica.
Do gabinetu Letty weszli politycy centrolewicowej Partii Demokratycznej, centroprawicowego Ludu Wolności byłego premiera Silvio Berlusconiego oraz ministrowie z dotychczasowego rządu ekspertów Mario Montiego.
Autor: adso//tr/kdj / Źródło: Corriera della Sera, Reuters, PAP