Wczesnym rankiem w czwartek do Turcji wróciło ponad 500 aktywistów, którzy płynęli w zaatakowanym przez izraelskie siły konwoju z pomocą dla Strefy Gazy. Ośmiu Turków i jeden Amerykanin pochodzenia tureckiego - to, według tureckiej agencji Anatolia, dziewięć ofiar ataku izraelskich sił na konwój.
Nad ranem do Turcji powróciło kilkuset pochodzących z tego kraju propalestyńskich aktywistów, którzy zostali zatrzymani przez izraelskich komandosów.
W Stambule witano ich jak bohaterów. Na lotnisku czekał na nich m.in. turecki wicepremier Bulent Arinc wraz z kilkoma posłami. - Zetknęli się z barbarzyństwem i opresją, lecz wrócili z dumą - mówił o powracających członkach flotylli wicepremier. Setki osób skandowały w tym czasie "Bóg jest wielki".
Wracają do domu
Trzema tureckimi samolotami z Tel Awiwu do Stambułu przyleciało w czwartek 466 osób, w większości Turków, choć było między nimi kilku obywateli brytyjskich, norweskich i hiszpańskich. Do kraju w czwartek nad ranem powróciło również z Tel Awiwu ponad 30 aktywistów greckich.
Łącznie do Grecji i Turcji Izrael deportował siedmioma samolotami 527 aktywistów - powiedziała rzeczniczka izraelskiego MSW Sabine Haddad.
Jak wskazała, Izrael zatrzymał podczas poniedziałkowego ataku 709 osób. Siedem z nich pozostaje w izraelskich szpitalach, a blisko 20 deportowano z kraju samolotami komercyjnymi. Ponad 120 obywateli państw muzułmańskich, które nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Izraelem, deportowano w czwartek nad ranem do Jordanii.
Zginęli od kul
Również w czwartek nad ranem ciała dziewięciu ofiar izraelskiego ataku trafiły do Instytutu Medycyny Sądowej w Stambule.
Jak poinformowała agencja Anatolia, lekarze sądowi ustalili, że każda z tych osób zginęła od kul.
Izraelska armia utrzymuje, że podczas napaści zginęło dziewięć osób. Niektórzy aktywiści sugerują natomiast, że liczba ofiar była wyższa. Oskarżają oni izraelską armię o ukrywanie ciał i zniszczenie dowodów.
Źródło: lefigaro.fr, PAP