Tysiące osób usuwa ropę


Ponad 10 tysięcy żołnierzy, ochotników i mieszkańców stara się zminimalizować szkody wyrządzone przez największy w historii Korei wyciek ropy naftowej.

Do katastrofy ekologicznej doszło 7 grudnia, gdy barka uderzyła w tankowiec przewożący ropę naftową i wyryła w nim dziurę. Do morza Żółtego wyciekło ponad dziesięć i pół tysiąca ton paliwa.

Południowi Koreańczycy twierdzą, że osiągnęli postęp w usuwaniu skutków katastrofy, jednak zdaniem ekologów przywracanie środowiska naturalnego do stanu sprzed katastrofy potrwa latami. - Nie da się oszacować, jak długo zajmie powrót do stanu pierwotnego. To może być pięć lat, dziesięć lat - oceniają ekolodzy.

Ponad 70 procent ropy usunięto z plaży Mallipo, w jednej z najbardziej dotkniętych przez katastrofę części kraju. Wiele kilometrów wybrzeża, prawdopodobnie około 50, wciąż jednak pokrytych jest dziesięciocentymetrową warstwą oleju.

W okolicy tragedii turystów praktycznie nie ma. Narzekają też rybacy, a wiele przetwórni ryb zostało zamkniętych. - Nie możemy nic wyprodukować. Życie morskie, zwierzęta i rośliny wzdłuż wybrzeża są martwe. To po prostu tragedia - powiedział agencji Reutera Lee Wn-jae, producent przetworów rybnych.

Zeszłotygodniowa katastrofa jest trzy razy mniejsza od najbardziej kosztowej w historii. W 1999 roku po wycieku ropy na Alasce wydano ponad 2,5 miliarda dolarów na oczyszczanie brzegów. Jednak po doliczeniu kar cena ta wzrosła do koło 9,5 miliarda.

jak

Źródło: Reuters, TVN24