Donald Trump, kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta, zmienił zdanie w sprawie akceptacji wyników wyborów. Podczas wiecu w Ohio zapowiedział, że uzna go jeśli uzna go za "przejrzysty". Zastrzegł jednocześnie prawo do zaskarżenia wyniku, jeśli będzie on wątpliwy.
- Składam uroczystą obietnicę moim wyborcom, że uznam wynik wyborów... jeśli je wygram - tak republikański pretendent do Białego Domu zaczął przemówienie w czwartek na spotkaniu z wyborcami w Delaware w stanie Ohio. Jego słowa zostały przyjęte owacjami zmieszanymi ze śmiechem, ponieważ zabrzmiało to jak żart albo potwierdzenie wypowiedzi z debaty z demokratyczną rywalką Hillary Clinton poprzedniego wieczora, która zaszokowała komentatorów. Trump odmówił tam deklaracji uznania każdego wyniku wyborów, nawet jeśli je przegra. Powiedział, że "będzie trzymał w napięciu" opinię publiczną w tej sprawie. Po kilku minutach wystąpienia w Delaware, kiedy atakował Hillary Clinton, kandydat Partii Republikańskiej wrócił do tematu wyniku wyborów i wyjaśnił bliżej swoje stanowisko.
- Zaakceptuję wyraźny rezultat wyborów, ale zastrzegam sobie prawo do zakwestionowania go w sądzie, jeśli wynik będzie wątpliwy - oświadczył.
Powołał się na Ala Gore'a
Powiedział, że po wyborach prezydenckich w 2000 roku ówczesny kandydat demokratów, wiceprezydent Al Gore, też nie uznał wyniku i zgłosił sprawę do sądu. Wybory te rozstrzygnął dopiero Sąd Najwyższy – na korzyść kandydata Republikanów George'a W. Busha. Gore zakwestionował wtedy wynik obliczenia głosów na Florydzie, według którego Bush wygrał tam minimalną większością. Wobec równego mniej więcej rozłożenia głosów elektorskich w pozostałych stanach wygrana na Florydzie przeważała szalę na rzecz zwycięzcy w tym stanie (bo wszystkie głosy elektorskie miał otrzymać Bush).
Clinton prowadzi w sondażach
Obecnie sondaże nie wskazują – przynajmniej na razie – by wybory, które odbędą się 8 listopada, miały wyrównany przebieg. Dają one przewagę Clinton, zarówno w liczbie głosów bezpośrednich, jak i elektorskich. W przemówieniu w Delaware Trump ponownie argumentował, że wybory są "ustawione" na korzyść Clinton i że prawdopodobnie będą sfałszowane. Powołał się tu m.in. na wypowiedź szefa kampanii kandydatki demokratów, Johna Podesty, który miał powiedzieć, że "nielegalni imigranci mogą głosować, byle tylko mieli prawa jazdy". Prawo jazdy jest w USA głównym dowodem tożsamości – nie ma tam osobnych dowodów osobistych, jak w Polsce. Przypomniał też najnowsze doniesienia mediów, że niektórzy działacze kampanii Clinton byli opłacani, żeby zakłócać przebieg wieców z jego udziałem. Demokraci wyjaśnili, że działacze ci zostali natychmiast zwolnieni albo sami podali się do dymisji i że chodziło o jeden incydent. Trump powołał się też na doniesienia, jakoby przed drugą debatą telewizyjną w St. Louis p.o. przewodniczącej Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) Donna Brazile przekazała niektóre pytania Clinton, przygotowane zawczasu przez organizatorów. - Oszukańcza Hillary dostała te pytania, mogła je przestudiować i potem udzieliła na nie doskonałych odpowiedzi. Ona jest najbardziej skorumpowaną kandydatką w historii wyborów prezydenckich!.. - oświadczył Trump.
Autor: kło\mtom / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: Nathan Congleton/Fllickr ( CC BY-NC-SA 2.0)