W zeszłym miesiącu sąd uznał ją winną prowadzenia sieci luksusowych prostytutek. W czwartek Deborah Palfrey, właścicielka przybytku rozkoszy, w którego progach witano m.in. kongresmenów i członków rządowej administracji, popełniła samobójstwo.
Palfrey, znana jako "DC Madam", zabiła się na Florydzie w szopie koło domu jej matki. Zostawiła list wyjaśniający motywy odebrania sobie życia, ale policja nie ujawnia jego dokładnej treści.
W zeszłym miesiącu Palfrey została uznana winną prowadzenia sieci prostytutek, prania pieniędzy i innych przestępstw. Nie przyznawała się do winy twierdząc, że kobiety zatrudnione w jej agencji nie świadczyły usług seksualnych, a jedynie oferowały klientom swoje towarzystwo. Przesłuchane w sądzie pracownice agencji zeznały jednak, że uprawiały seks z klientami, tylko szefowa o tym nie wiedziała.
Wyrok na Palfrey miał być ogłoszony w lipcu. Groziło jej wieloletnie więzienie.
Zabawy towarzyskiej śmietanki
Sprawa budziła niezwykłe zainteresowanie w Waszyngtonie, bo z usług prostytutek korzystały osoby ze stołecznego świecznika. Klientami byli m.in. republikański senator z Luizjany David Vitter i administrator federalnej Agencji Pomocy Zagranicznej Randall Tobias.
Pikanterii aferze dodaje to, że niektóre z prostytutek, na co dzień również należały do waszyngtońskiej elity. Jedna z nich jest komandorem amerykańskiej marynarki. Dorabiając jako callgirl zarabiała 250-300 dolarów za godzinę usług.
Nie chciała wrócić do więzienia
Palfrey, która odpowiadała z wolnej stopy, była już karana - w latach 90. spędziła już w więzieniu kilkanaście miesięcy. W wywiadzie dla prasy powiedziała, że będzie się odwoływać od obecnego wyroku. Oświadczyła też, że nie chce wracać do więzienia i nie spędzi tam już "ani jednego dnia".
W akcie oskarżenia stwierdzono, że przez 13 lat działalności jej agencja zarobiła kilka milionów dolarów.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu