Syria "wita" obserwatorów, ale bezpieczeństwa nie zapewnia


- Nie zapewniamy bezpieczeństwa obserwatorom ONZ - przestrzegła przedstawicielka syryjskiego rządu. Rzeczniczka Bouthaina Shaaban ponadto oświadczyła, że władze rezerwują sobie prawo odmawiania wpuszczenie wysłanników ONZ w zależności od ich narodowości. Pomimo zgody na wjazd obserwatorów i formalnie trwającego zawieszenia broni, nadal trwają walki. Według władz "ataki terrorystów" stały się nawet częstsze od początku rozejmu.

Pierwsi obserwatorzy mają się pojawić w Syrii w niedzielę i wyruszyć w teren w poniedziałek. Docelowo ma być ich nawet 250. Decyzję o ich wysłaniu podjęła Rada Bezpieczeństwa ONZ w sobotę. Syryjska dyktatura najpierw oficjalnie "powitała" obserwatorów, a później przestrzegła, że nie będzie im zagwarantowane bezpieczeństwo, o ile nie będą w pełni uzgadniać swoich działań z władzami.

Trudna misja

Jednak jak wykazuje praktyka, obserwatorzy muszą działać niezależnie od władz, aby móc realnie obserwować sytuację w kraju. W Syrii będzie to bardzo trudne, ponieważ od oficjalnego wejścia w życie zawieszenia broni w czwartek, nieustannie dochodzi tam do starć. Zarówno władze jak i opozycja oskarżają się nawzajem o prowokacje i ataki.

Jak oświadczył w niedzielę reżim, od zawieszenia broni ilość "ataków terrorystów" wręcz wzrosła. Również opozycja twierdzi, iż siły władz nieustannie prowadzą działania ofensywne. Od czwartku reżim miał zabić 32 osoby. Pomimo tego pewne jest to, iż od zawieszenia broni walki zdecydowanie przygasły i dochodzi do nich sporadycznie.

Dochodzi za to do okazjonalnych wymian ognia na granicy z Turcją. Nie ma jednak doniesień o jakichkolwiek rannych żołnierzach lub zniszczeniach.

Zagraniczni obserwatorzy będą mieli trudne zadanie lawirowania pomiędzy bardzo ostrożnym, jeśli chodzi o tolerancję obecności wysłanników ONZ, reżimem oraz opozycją, która ma bardzo duże oczekiwania. Nie wiadomo na ile swobodnie będą mogli się przemieszczać po kraju.

Źródło: BBC News, Reuters