Najpierw Damaszek zapowiedział zamknięcie amerykańskiej szkoły i ośrodka kultury. Teraz Amerykanie obawiają się, że los placówek podzieli ich ambasada w Syrii, która może zostać bezterminowo zamknięta.
Rzecznik ambasady USA w Damaszku już ostrzegł Amerykanów przebywających w Syrii, że "nieoczekiwane wydarzenia i okoliczności" mogą doprowadzić do zamknięcia placówki i to na czas nieokreślony.
Nie wiadomo, czy zmieniłyby się liczba i status amerykańskich dyplomatów, pracujących w Damaszku. Sam rzecznik odmówił odpowiedzi na podobne pytania.
Wet za wet
Seria środków wymierzonych w Stany Zjednoczone jest odpowiedzią na śmiercionośny nalot, jaki miało przeprowadzić lotnictwo amerykańskie na terenach graniczących z Irakiem. Strona amerykańska do ataku przyznała się jedynie nieoficjalnie.
Grupa Syryjczyków, określająca się jako związek politycznie niezależnych, już zapowiedziała antyamerykańską demonstrację na czwartek. Wcześniej protestowały władze w Damaszku. W rządowym liście skierowanym do sekretarza generalnego ONZ-u, Ban Ki-moona czytamy, że Syria "oczekuje, że Rada Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych weźmie na swoje barki odpowiedzialność: przeciwstawi się takim groźnym naruszeniom w przyszłości i pociągnie do odpowiedzialności agresora".
Zima w relacjach USA-Syria
Relacje amerykańsko-syryjskie znacząco pogorszyły się w lutym 2005 roku, po tym jak w sąsiadującym Libanie zabito tamtejszego byłego premiera Rafika Haririego. Za zabójstwem - jak twierdzi amerykańskie środowisko wywiadowcze - stoi Damaszek.
Waszyngton wycofał wówczas swojego ambasadora. Zresztą Syria od lat widnieje na amerykańskiej czarnej liście sponsorów ugrupowań terrorystycznych.
Źródło: Reuters, AP