Syryjscy policjanci zostali rozstawieni w okolicach amerykańskiej szkoły w Damaszku. Ma ona zostać zamknięta, podobnie jak ośrodek kulturalny USA. To odpowiedź na niedzielny atak sił USA na syryjską wioskę przy granicy z Irakiem.
Na razie, wszystko funkcjonuje jak zwykle. Po zajęciach zjechały się szkolne autobusy, by odebrać dzieci ze szkoły. Uczniowie nie wiedzą o decyzji rządu Syrii. Przepytywany na tę okazję nauczyciel też nie wiedział, ale odmówił dalszych komentarzy.
Mówić nie chcą również pracownicy amerykańskiego ośrodka kultury. Jeden z nich potwierdził jedynie, że rozkład zajęć przewidziany na środę nie zmienił się.
Protest Bagdadu
Do nalotu miało dojść z terytorium Iraku, gdzie stacjonują amerykańskie siły. Stąd też szybka reakcja Bagdadu. - Żądamy od sił amerykańskich, by nie powtarzały tego rodzaju operacji - oświadczył rzecznik irackiego gabinetu Ali al-Dabbagh. Ali al-Dabbagh zapowiedział dochodzenie w sprawie. Jednocześnie podkreślił, że jego kraj dalej naciska na Syrię, aby położyła kres działaniu grup, które wykorzystują jej ziemię do szkolenia i wysyłania terrorystów.
"Zabiliśmy terrorystę"
Według strony syryjskiej, w ataku USA zginęło ośmiu cywilów. Amerykanie początkowo odcinali się od zarzutów. Później podali, że w nalocie zginął jeden, ale za to ważny terrorysta z Al-Kaidy, odpowiedzialny za przerzut do Iraku zagranicznych bojowników.
Źródło: PAP, tvn24.pl