Spotkali się z Iranem... i tyle

Aktualizacja:

Z dużej chmury mały deszcz. Choć w Genewie doszło w czwartek do spotkania stałych członków Rady Bezpieczeństwa i Niemców z Iranem, to międzynarodowym negocjatorom nie udało się wynegocjować z Teheranem niczego zadowalającego.

Do rangi wydarzenia urosła rozmowa podsekretarza w Departamencie Stanu USA Williama Burnsa z głównym irańskim negocjatorem w sprawach atomowych Sajedem Dżalilim. Doszło do niej podczas przerwy na lunch. Choć, jak pisze AP, to pierwsze od lat spotkanie USA-Iran na wysokim szczeblu, póki co nic z niego nie wynikło.

Jedyną rzeczą wartą odnotowania była zapowiedź wydania zgody na inspekcję irańskich zakładów nuklearnych w Kum, o czym zresztą Teheran mówił już wcześniej. W istotnych kwestiach nic się nie zmieniło. - Sajed Dżalili po raz kolejny podkreślił (niezadowalające grupę 5+1) stanowisko swojego kraju. Zapowiedział, że choć Iran będzie działał w ramach i zgodnie z zasadami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, to "jednocześnie będziemy postępować do przodu i trzymać się naszych nuklearnych praw w ramach Układu o Nierozprzestrzeniania Broni Jądrowej".

Irańska telewizja podała, że do ponownego spotkania grupy 5+1 z Iranem dojdzie jeszcze przed zakończeniem października.

Nadzieje świata i zapowiedzi Irańczyków

Przed negocjacjami wiele państw liczyło, że rozmowy w Genewie przyniosą przełom, jeśli chodzi o irański program atomowy. Nadzieję na to mieli szczególnie Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Niemcy, który zasiedli do stołu naprzeciwko Irańczyków razem z Chińczykami i Rosjanami. Szczególną ambicję dogadania się z Teheranem przejawiał prezydent Barack Obama, który od początku kadencji stawia na dialog.

Gorących uczuć wobec rozmów nie przejawiali jednak Iran. - Nie będziemy dyskutować na żaden temat związany z naszymi prawami nuklearnymi, ale możemy rozmawiać o rozbrojeniu, o nieproliferacji i innych sprawach ogólnych - zapowiedział pod koniec września wiceprezydent Iranu i szef Irańskiej Organizacji Energii Atomowej Ali Akbar Salehi.

Swoją zapowiedź wyraził tuż po tym, jak na jaw wyszło istnienie zakładów wzbogacania uranu w pobliżu świętego miasta szyitów Kum, na południowy zachód od Teheranu. Jest to już druga taka placówka w Iranie - pierwsza znajduje się koło miasta Natanz w środkowej części kraju.

Na ujawnienie nowego zakładu Zachód zareagował mocno. Prezydenci USA Barack Obama i Francji Nicolas Sarkozy oraz premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown oskarżyli Iran o potajemne budowanie podziemnych zakładów wzbogacania uranu oraz o ukrywanie przez lata faktu ich istnienia przed międzynarodowymi inspektorami.

Iran grozi, że rozmowy będą fiaskiem

Salehi odpowiedział jednak, że "ten nowy obiekt stanowi element naszych praw i nie ma potrzeby rozmawiania (na jego temat)". Dodał, że Teheran nie zrezygnuje ze swojej aktywności nuklearnej "nawet na chwilę".

Mocarstwa, choć nie mają nic przeciwko irańskiej energetyce atomowej - jedyny jak do tej pory irański reaktor wybudowali Rosjanie - to obawiają się, że nuklearne ambicje Teheranu nie kończą się na tanim wytwarzaniu energii.

Szczególnie zdaniem Zachodu połączenie posiadania przez Irańczyków materiałów rozszczepialnych z cały czas usprawnianą technologią rakietową może w niedługiej przyszłości grozić wybuchem konfliktu w regionie.

Teheran odrzuca oskarżenia o agresywne zamiary i stanowczo, ustami Salehiego, zapowiada: - Jeśli syjoniści i Ameryka będą kontynuować naciski na Iran i jeśli rozmowy(...) nie przyniosą konkluzji, parlament zajmie jasne i przejrzyste stanowisko, takie jak wycofanie się Iranu z NPT [zakaz rozprzestrzeniania broni atomowej - red.].

Niespodziewana wizyta ministra w Waszyngtonie

Niezależnie od zapewnień Salehiego w sprawie Iranu w środę, w przeddzień rozmów w Szwajcarii, nastąpił nieoczekiwany zwrot, którego znaczenie pozostaje niejasne. Z wizytą w Waszyngtonie pojawił się minister spraw zagranicznych Iranu Manuczahr Mottaki.

Podczas jego pobytu w Waszyngtonie nie są jednak przewidziane spotkania ministra z przedstawicielami administracji prezydenta Baracka Obamy - poinformował rzecznik Departamentu Stanu Philip Crowley.

Szef dyplomacji Iranu "chciał złożyć wizytę w ambasadzie Pakistanu (...) i wyraziliśmy na to zgodę" - powiedział Crowley. Ambasada pakistańska reprezentuje w Waszyngtonie Iran.

Obecność ministra Iranu w stolicy USA to niezmierna rzadkość, ponieważ kraje te nie utrzymują stosunków dyplomatycznych od 1980 roku - zerwanie kontaktów nastąpiło po rewolucji islamskiej w Iranie w 1979 roku.

Źródło: reuters, pap