Sarkozy odrabia straty, ale jego ludzie wątpią w wygraną


Walczący o fotel prezydenta Francji Nicolas Sarkozy i Francois Hollande docierają do finiszu swoich kampanii wyborczych. Obu zostały jeszcze dwa ostatnie wielkie wiece, po czym o północy zapadnie cisza wyborcza. Wynik głosowania, które odbędzie się w niedzielę, nie jest przesądzony. Przewaga Hollande nad obecnym prezydentem wynosi zaledwie pięć punktów procentowych.

Pomimo małej różnicy w sondażach, Sarkozy ma małe szanse na pokonanie kandydata socjalistów. Większość specjalistów wskazuje zdecydowanie na kandydata lewicy, który zwyciężył w pierwszej turze 22 kwietnia, uzyskując 28,6 proc. głosów, wyprzedzając centroprawicowego Sarkozy'ego - 27,2 proc.

Do głosowania w niedzielę uprawnionych jest 45 milionów Francuzów w tym liczącym prawie 66 milionów ludzi kraju. Lokale wyborcze będą otwarte w godz. 8-20. Pierwsze wstępne wyniki mogą być podane zgodnie z prawem krótko po zakończeniu głosowania.

Szukanie poparcia

Według ostatnich badań opinii publicznej, w drugiej turze socjalista może liczyć na 53-54 proc. głosów, a jego rywal - na 46-47 proc. Przewaga Hollande'a nie jest co prawda na tyle duża, by przesądzać o jego zwycięstwie, ale stawia ona Sarkozy'ego w bardzo trudnej sytuacji. Według francuskiej prasy, w prywatnych rozmowach nawet osoby z otoczenia prezydenta wątpią w jego sukces.

Także eksperci są zdania, że urzędującemu prezydentowi będzie bardzo trudno odrobić stratę i pokonać socjalistę. Zdaniem politologa z paryskiego Ośrodka Badań Politycznych Sciences-Po Bruno Cautresa na korzyść Hollande'a przemawia fakt, że cała lewica niezależnie od jej wewnętrznych podziałów, nie może doczekać się pierwszego od epoki Francois Mitterranda "swojego" prezydenta w Pałacu Elizejskim.

Politolodzy zwracają uwagę, że układ sił przed drugą turą sprzyja socjaliście. Zdaniem specjalistów, elektorat o poglądach lewicowych, w tym zwłaszcza zwolennicy radykała Jean-Luca Melenchona i kandydatki Zielonych Evy Joly, zmobilizuje się w niedzielę, aby zagłosować na Hollande'a. Ponadto centrysta Francois Bayrou, który w pierwszej turze wyborów zdobył 9 proc. głosów, oświadczył w czwartek, że zagłosuje w decydującej rundzie na socjalistę.

Na Hollande'a może także głosować pewna, choć niezbyt duża, liczba wyborców szefowej nacjonalistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen, która w pierwszej turze zajęła trzecie miejsce z wynikiem niemal 18 proc. Liderka skrajnej prawicy oświadczyła 1 maja, że w niedzielnych wyborach prezydenckich odda nieważny głos, nie wskazując przy tym swoim wyborcom, jak mają głosować.

Wątpliwy "Sarko"

Eksperci podkreślają, że Sarkozy jest w dużych tarapatach, gdyż wielu Francuzów nawet dalekich od lewicy osobiście go nie lubi, a według niedawnych sondaży ponad 60 proc. ankietowanych źle ocenia jego prezydenturę.

Media francuskie zauważają, że od pierwszej tury 22 kwietnia urzędujący centroprawicowy prezydent w swojej kampanii wyborczej "skręcił" bardzo mocno na prawo, szukając głosów elektoratu Le Pen. Wśród głównych tematów jego kampanii pod hasłem "Silna Francja" - obok kryzysu gospodarczego - występowała imigracja i walka z przestępczością.

Jeszcze przed pierwszą turą Sarkozy zagroził, że jeśli układ z Schengen nie zostanie zreformowany, aby ograniczyć napływ imigrantów, to Francja z niego wystąpi. Ten wątek powrócił potem z większą siłą w ostatnich dwóch tygodniach, gdy prezydent przedstawiał się jako obrońca Francuzów przed niekontrolowanym napływem imigrantów. W swoim ostatnim spocie wyborczym Sarkozy zapowiedział, że ograniczy w ciągu swojej kolejnej kadencji o połowę liczbę legalnych imigrantów we Francji.

Telewizja nie daje rozstrzygnięcia

Zwolennicy Sarkozy'ego mieli nadzieję, że losy wyborów odwróci na jego korzyść środowa debata telewizyjna obu kandydatów. Podczas trzygodzinnego pojedynku na żywo doszło do ostrych spięć i wzajemnych słownych ataków. Sarkozy zarzucił swojemu rywalowi, że jest "kłamcą" i "małym oszczercą", po tym jak socjalista wytknął mu forsowanie na kierownicze stanowiska w koncernach i bankach ludzi z otoczenia Pałacu Elizejskiego.

Prezydent zaatakował też konkurenta, przywołując aferę seksualną związaną z byłym szefem MFW i działaczem Partii Socjalistycznej Dominique'iem Strauss-Kahnem. - Panie Hollande, nie będę wysłuchiwał morałów od partii politycznej, która chciała z entuzjazmem poprzeć w wyborach prezydenckich Dominique'a Strauss-Kahna - powiedział Sarkozy.

Ze swojej strony niezbyt na ogół medialny Hollande zaskoczył widzów w trakcie debaty ofensywnym nastawieniem, nie szczędząc ciętych replik Sarkozy'emu. - Pan ciągle szuka kozłów ofiarnych i zrzuca odpowiedzialność na innych - zwrócił się do szefa państwa. Zarzucił też prezydentowi uległość w stosunku do kanclerz Angeli Merkel w negocjacjach nad paktem fiskalnym, kwitując to uwagą: "Nic Pan nie uzyskał od Niemiec".

Według obserwatorów, żaden z kandydatów nie wygrał zdecydowanie środowej debaty, więc raczej nie wpłynie ona znacząco na rezultat drugiej tury. "To był mecz remisowy. Hollande rozpoczynał go jako faworyt i nim wciąż pozostaje" - skomentował środową debatę dziennik "Le Monde". Także pierwsze sondaże przeprowadzone po telewizyjnym widowisku wskazują, że socjalista zachowuje przewagę około pięciu-sześciu punktów procentowych nad rywalem.

Źródło: PAP, TVN24