Sannikau: Próbowano mnie zmusić do samobójstwa


Zwolniony z kolonii karnej po ułaskawieniu przez prezydenta białoruski opozycjonista Andrej Sannikau powiedział w pierwszym wywiadzie po odzyskaniu wolności, że w więzieniu próbowano go zmusić do samobójstwa.

- Mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem postawiono sobie za cel zniszczyć mnie fizycznie, a najchętniej doprowadzić do samobójstwa, popychając do bezterminowej głodówki. Czyli zrobić tak, żeby likwidację fizyczną można było uzasadnić dobrowolną decyzją odebrania sobie życia - powiedział Sannikau opozycyjnemu portalowi Karta'97, który sam założył.

Mogę tylko powiedzieć, że moim zdaniem postawiono sobie za cel zniszczyć mnie fizycznie, a najchętniej doprowadzić do samobójstwa, popychając do bezterminowej głodówki. Czyli zrobić tak, żeby likwidację fizyczną można było uzasadnić dobrowolną decyzją odebrania sobie życia. Andrej Sannikau

Kandydat na prezydenta Białorusi odmówił przy tym odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób się nad nim znęcano, tłumacząc, że jego rodzina, koledzy i ludzie podzielający jego poglądy są "zakładnikami" jego wypowiedzi. - Wiem po sobie, w jaki sposób każde nieostrożne słowo może być wykorzystane przeciwko nim - dodał.

"Chodzi o to, żeby zniszczyć fizycznie..."

Sannikau wyraził przekonanie, że w stosunku do wszystkich więźniów politycznych na Białorusi władze zdjęły wszelkie ograniczenia na stosowanie bezprawia.

- To, co działo się ze mną i co dzieje się z innymi - bezprecedensowe znęcanie się i katowanie, nie ma na celu wymuszenia podpisania prośby (o ułaskawienie - red.) czy przyznania się do winy. Prawda jest dużo straszniejsza: chodzi o to, żeby zniszczyć fizycznie i moralnie - zaznaczył.

Jego zdaniem służby specjalne posuwają się dziś w doborze metod dużo dalej niż za czasów stalinowskich. - Nawet za Stalina nie stosowano wobec więźniów politycznych tak nikczemnych metod, jak teraz na Białorusi - ocenił.

To, co działo się ze mną i co dzieje się z innymi - bezprecedensowe znęcanie się i katowanie, nie ma na celu wymuszenia podpisania prośby (o ułaskawienie - red.) czy przyznania się do winy. Prawda jest dużo straszniejsza: chodzi o to, żeby zniszczyć fizycznie i moralnie. Andrej Sannikau

Skutek presji

Sannikau wyraził przekonanie, że jego ułaskawienie przez Łukaszenkę "to oczywiście skutek środków podjętych przez Unię Europejską". - Chcę jednak podkreślić, że tylko dzięki solidarności Białorusinów, rodzin więźniów politycznych, naszych przyjaciół i faktycznie całego kraju w decyzjach wpływowych struktur międzynarodowych zaczęła się krystalizować wyraźna i pryncypialna polityka wobec Białorusi - zaznaczył.

Nawiązując do demonstracji po wyborach prezydenckich z grudnia 2010 r., kiedy to został zatrzymany wraz z ponad 600 innymi osobami, wyraził przekonanie, że były to "chwile najwyższego uniesienia, które władze przeobraziły w największą tragedię ostatnich lat".

- Do tej pory uważam, że była wtedy możliwość rozpoczęcia rzeczowego dialogu w celu wyjścia z impasu, ale wśród urzędników nie znalazł się ani jeden odważny człowiek, który byłby gotów wziąć na siebie odpowiedzialność - podsumował.

Wywiad zakończył podziękowaniami za wsparcie i solidarność oraz słowami "Niech żyje Białoruś!".

Skazany po wyborach

Sannikau został zatrzymany w wieczór rozbicia opozycyjnej demonstracji powyborczej 19 grudnia 2010 r. W połowie maja 2011 roku dostał wyrok pięciu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Sąd uznał go za winnego organizacji masowych zamieszek. Pod koniec stycznia 2012 r. żona Sannikaua Iryna Chalip powiadomiła o podpisaniu przez niego pod wpływem tortur prośby o ułaskawienie do prezydenta Alaksandra Łukaszenki.

57-letni Sannikau, lider opozycyjnego ruchu "Europejska Białoruś" jest z wykształcenia dyplomatą; w latach 1995-1996 był wiceministrem spraw zagranicznych Białorusi. Wyrok na niego był jednym z najwyższych w serii procesów wytoczonych po wyborach opozycyjnym kandydatom i uczestnikom demonstracji.

Nawet za Stalina nie stosowano wobec więźniów politycznych tak nikczemnych metod, jak teraz na Białorusi. Andrej Sannikau

Uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi domaga się Unia Europejska, która 23 marca po raz kolejny rozszerzyła sankcje wobec Mińska. Ministrowie spraw zagranicznych 27 państw UE podjęli decyzję o zamrożeniu aktywów 29 firm należących do trzech oligarchów wspierających reżim Łukaszenki. W przyjętej deklaracji ministrowie zapowiedzieli wprowadzanie kolejnych sankcji, "dopóki wszyscy więźniowie polityczni nie zostaną uwolnieni".

Po poprzednim rozszerzeniu sankcji 28 lutego władze Białorusi zwróciły się do ambasadorów UE i Polski, aby opuścili ten kraj i udali się na konsultacje, oraz wezwały swoich ambasadorów w Brukseli i Warszawie na konsultacje do Mińska. W odpowiedzi wszystkie kraje UE podjęły decyzję o wycofaniu swych ambasadorów z Białorusi. Według źródeł dyplomatycznych decyzja w sprawie powrotu ambasadorów ma zapaść na początku przyszłego tygodnia.

Źródło: PAP