Republikanie zaczynają konwencję. Czarne Pantery zapowiadają, że przyjadą z bronią


Fala przemocy z użyciem broni palnej w USA kładzie się cieniem na rozpoczynającej się przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej (GOP) - komentują media amerykańskie ostatnie incydenty, w tym zabójstwo trzech policjantów w Baton Rouge w niedzielę.

Protesty przeciw kandydatowi GOP na prezydenta, Donaldowi Trumpowi, ataki terrorystyczne, a ostatnio strzelaniny na tle rasowym, tworzą atmosferę napięcia, która – jak obawiają się organizatorzy konwencji – zwiększa prawdopodobieństwo burzliwych demonstracji w Cleveland w stanie Ohio, gdzie odbędzie się partyjny zjazd. Władze miasta zmobilizowały nadzwyczajne siły bezpieczeństwa, które mają chronić ponad 50 tysięcy gości konwencji, w tym około 5000 delegatów i ich zastępców (tzw. delegatów alternatywnych) i 15 tysięcy akredytowanych dziennikarzy.

Po zastrzeleniu trzech policjantów w Baton Rouge szef stowarzyszenia policjantów w Cleveland, Stephen Loomis, wezwał gubernatora stanu Ohio, aby przynajmniej czasowo – na czas konwencji – zawiesił tamtejsze prawo pozwalające jawnie nosić na ulicach broń palną, w tym nawet karabiny. Gubernator John Kasich odpowiedział, że "nie może arbitralnie zawiesić praw stanowych, ani konstytucyjnych praw obywateli".

Tymczasem działacze radykalnej organizacji afroamerykańskiej Black Panthers (Czarne Pantery) zapowiedzieli, że przyjadą do Cleveland z bronią. Organizatorzy konwencji obawiają się też protestów ruchu Black Lives Matter (Życie czarnych ma znaczenie), który od kilku lat domaga się surowego karania policjantów pochopnie używających broni przy zatrzymaniach czarnoskórych podejrzanych. Zabójca trzech policjantów w Baton Rouge, czarnoskóry Gavin Eugene Long, były żołnierz piechoty morskiej, należał przez kilka lat do organizacji czarnych nacjonalistów Nation of Islam, głoszącej nieufność do białych. Motywy jego czynu nie są na razie do końca jasne, ponieważ jeden z zabitych przez niego policjantów sam był Afroamerykaninem. Zabójstwo w Baton Rouge poprzedziło zastrzelenie pięciu białych policjantów w Dallas w Teksasie ponad tydzień temu. Jego sprawca, czarnoskóry Micah Johnson, powiedział, że mści się w ten sposób za śmierć dwóch czarnych mężczyzn w Falcon Heights w Minnesocie i Baton Rouge, zabitych przez białych policjantów podczas zatrzymania. Po tych wydarzeniach przez całą Amerykę przeszła fala protestów ulicznych.

Woda na młyn Trumpa

Trump i jego obóz wykorzystuje wszystkie te incydenty i atmosferę rasowego napięcia przeciwko prezydentowi Obamie. Po morderstwie w Baton Rouge w niedzielę kandydat GOP napisał na Twitterze, że Ameryka jest "podzieloną sceną zbrodni", ponieważ prezydent nie zapewnia odpowiedniego przywództwa. Prawicowi stronnicy Trumpa w telewizji Fox News oskarżają Obamę i demokratów, że podsycają rasowe animozje, gdyż niedostatecznie rzekomo bronią policji przed zarzutami, iż zbyt pochopnie używa broni i kieruje się rasowymi uprzedzeniami. Obama ostro potępił zabójstwa policjantów, ale jednocześnie podkreślił, że uprzedzenia rasowe w USA wciąż są faktem.

Protesty

W Cleveland, mimo betonowych barier rozstawionych na ulicach i licznych kordonów sił bezpieczeństwa, kilkaset osób demonstrowało w niedzielę pod hasłami: "Nie ma sprawiedliwości – nie będzie spokoju" i "Mówimy nie rasistowskiej policji". Szef kampanii wyborczej Trumpa, Paul Manfort, powiedział w telewizji Fox News, że na rozpoczynającej się w poniedziałek konwencji "będziemy mówić o tym, jak znowu uczynić Amerykę bezpieczną". W swej kampanii w prawyborach Trump mówił, że "uczyni Amerykę znowu wielką". Ostatnio coraz częściej powtarza, że "będzie prezydentem prawa i porządku".

Autor: mtom / Źródło: PAP