Amerykańska dyplomacja już 5 lat temu w dużym stopniu przewidziała rozwój wypadków w Tunezji - wynika z tajnej depeszy ujawnionej przez Wikileaks, a wysłanej przez ambasadora USA w Tunisie Williama Hudsona. Trafnie odgadnięto m.in. kto może zastąpić rządzącego od ponad dwóch dekad prezydenta.
Amerykański ambasador opierał się głównie na relacjach z rozmów z niewymienionymi z nazwiska i funkcji wysokimi urzędnikami.
"Biorąc pod uwagę porządek konstytucyjny i kształt sceny politycznej, następca Ben Alego najprawdopodobniej będzie z Biura Politycznego RCD. Żadna z opcji nie sugeruje, że Tunezja stanie bardziej demokratyczna" - napisał 9 stycznia 2006 roku.
Trzy cele prezydenta: władza, władza, władza
Ambasador przytacza jeden z popularnych dowcipów w Tunezji: Prezydentura Ben Alego ma trzy cele: zostać u władzy, zostać u władzy, zostać u władzy.
W tym kontekście przypomina poprawkę konstytucyjną z 2002 roku, która dała Ben Alemu możliwość utrzymania władzy co najmniej do 2014 roku.
Depesza wymienia dwóch głównych rywali do przejęcia schedy po Ben Alim. „Technokratę”, ekonomistę premiera Mohammeda Ghannouchiego i Fouada Mebazę, spikera parlamentu, człowieka rządzącej partii RCD.
"Gdyby Ben Ali umarł w trakcie sprawowania urzędu, zrezygnował z jakiegokolwiek powodu albo stał się tak chory, że nie mógłby dalej pełnić swojego urzędu, Rada Konstytucyjna mogłaby uznać, że urząd prezydenta wakuje i przejściowa władza przypadłaby Mebazie, obecnemu prezydentowi Zgromadzenia Narodowego" - czytamy w depeszy Wikileaks.
I rzeczywiście - to właśnie Mebaza przejął obowiązki prezydenta po ucieczce Ben Alego.
Wśród potencjalnych kandydatów na nowego prezydenta rozmówcy amerykańskich dyplomatów wymieniali nawet Pierwszą Damę, Leilę Ben Ali.
Trudno uwierzyć, że dobrowolnie ustąpi
W depeszy zamieszczono też krótką charakterystykę nowego-starego premiera: „Premier Ghannouchi (ur. 18.08.1941) – technokrata karierowicz, doświadczony ekonomista, Ghannouchi pracował jako premier od 1999 r. Krążą plotki, że chciałby wyjechać z kraju, ale nie miał takiej możliwości. Długi staż na stanowisku premiera sugeruje, że Ben Ali nie postrzega go jako zagrożenia i dlatego jego szanse na sukcesję nie są zbyt duże. Jednak przeciętni Tunezyjczycy generalnie darzą go szacunkiem i jest całkiem dobrze oceniany w porównaniu z innymi urzędnikami i działaczami RCD.”
„Biorąc pod uwagę fakt, że Ben Ali sprawuje władzę dyktatorską w Tunezji, trudno wierzyć, że dobrowolnie ustąpi” - czytamy w depeszy.
Pod koniec dokumentu znajdujemy takie - prorocze, jak się okazało - słowa: „Znaczący jest jednak fakt, że coraz więcej Tunezyjczyków mówi o sukcesji i końcu ery Ben Alego”.
Nowy prezydent, nowy rząd
Antyrządowe protesty rozpoczęły się w Tunezji w połowie grudnia. Wywołała jej śmierć młodego Tunezyjczyka, bezrobotnego absolwenta uniwersytetu. Policja zabrała mu wózek z warzywami i owocami, bo nie miał pozwolenia na sprzedaż. Wtedy w proteście 26-latek dokonał samospalenia.
Protesty miały bardzo poważne konsekwencje polityczne. W piątek z kraju uciekł rządzący krajem od ponad 20 lat prezydent Zin el-Abidin Ben Ali. Rządy w kraju przejął tymczasowo przewodniczący niższej izby parlamentu Fuad Mebaza. W sobotę Rada Konstytucyjna poinformowała, że konstytucja wymaga, by wybory prezydenckie odbyły się nie później niż w ciągu 60 dni.
W poniedziałek Mohammed Ghannouchi, ostatni premier obalonego prezydenta, ogłosił utworzenie rządu jedności narodowej, do którego ma wejść trzech przywódców partii opozycyjnych.
Źródło: guardian.co.uk, tvn24.pl