Rosjanie bardzo lubią podkreślać swoje sukcesy w podboju kosmosu. W 2013 roku telewizja RT pisała na swoim portalu o udanym starcie "rosyjsko-amerykańskiej" rakiety Antares. Po tym jak wczoraj taka sama wybuchła, nagle stała się "amerykańsko-ukraińską".
Przysłowie mówi, że "sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą". To, jak bardzo jest ono trafne, pokazuje sposób podawania informacji o rakiecie Antares w telewizji RT (kiedyś Russia Today).
Sukcesy nasze, klęski wasze
Przemysł kosmiczny i loty rakiet to czuły punkt Kremla. Wraz z przemysłem zbrojeniowym jedyny obszar, w którym Rosja naprawdę znajduje się w światowej czołówce technologicznej. W sposób oczywisty stanowi to źródło dumy Kremla i wygodne narzędzie do udowadniania, że Rosjanie nie mają się czego wstydzić. W związku z tym każdy sukces, nawet bardzo "naciągany", jest powodem do świętowania. Tak było też z drugim lotem rakiety Antares we wrześniu 2013 roku. Wówczas wszystko zadziałało jak powinno i statek transportowy Cygnus przybił do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Tytuł na stronie internetowej RT głosił: "Udany start rosyjsko-amerykańskiej rakiety Antares z USA". Co ciekawe, Rosja znalazła się nawet przed USA, choć chociażby kolejność alfabetyczna wskazywałaby inaczej.
W środę czwarty lot Antaresa nie przebiegł już tak bezproblemowo. Rakieta eksplodowała chwilę po oderwaniu się od ziemi. Tytuł na stronie RT głosi: "W USA podczas startu wybuchła amerykańsko-ukraińska rakieta". Jak widać, "porażka jest sierotą", a przynajmniej nie może być "synem" Rosji. Wkład rosyjskiego przemysłu kosmicznego w Antaresa pozostał na podobnym poziomie i jest bardzo mały.
Rosyjska perspektywa
Co ciekawe przeobrażenie się rakiety z "rosyjsko-amerykańską" na "amerykańsko-ukraińską" dokonało się tylko na rosyjskojęzycznej wersji strony RT. Na stronie anglojęzycznej kwestia "korzeni" Antaresa nie jest w ogóle poruszana. Widocznie tego rodzaju sprawy są ważne tylko dla lokalnych czytelników, zwłaszcza, że ci z Zachodu mogliby silniej zareagować na przypisywanie sobie przez Rosję nieuprawnionych zasług. Z dwóch tytułów przytoczonych wcześniej, prawdziwy jest tylko ten drugi. Antares to rzeczywiście rakieta amerykańsko-ukraińska. Całość jest finansowana, składana i odpalana przez firmę Orbital Sciences, która zawarła umowę z NASA na dostarczanie ładunków na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Największy element, czyli pierwszy stopień rakiety, pochodzi z Ukrainy. Został zaprojektowany i zbudowany w Dniepropietrowsku. Jedyny wkład Rosji to główne silniki rakiety. Pierwotnie zbudowano je na potrzeby radzieckiej rakiety księżycowej N-1 na przełomie lat 60. i 70. Po klęsce programu silniki NK-33 miały zostać zezłomowane, ale zostały ukryte w magazynie. W latach 90. 150 sztuk kupili Amerykanie, którzy poddali jest modernizacji i gruntownemu odświeżeniu. Teraz są to silniki AJ26 oferowane przez firmę Aerojet, która kupił też licencję na produkcję kolejnych. Nazywać rakietę Antares w połowie rosyjską jest daleko idącym nadużyciem. Firmy z Rosji nie biorą udziału w jej produkcji. Bezpośredni rosyjski wkład to wynajęci specjaliści pracujący dla Aerojet i Orbital Sciences. Silniki NK-33 są natomiast pamiątką po ZSRR i obecny rosyjski przemysł kosmiczny nie ma w nie wkładu.
Autor: mk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: rt.com