Mandela jeszcze żyje, a rodzina już walczy o jego zwłoki


Rodzina będącego w ciężkim stanie 94-letniego Nelsona Mandeli podzieliła się i zaciekle walczy w sądzie o miejsce pochówku jego dzieci. Faktycznie ma jednak chodzić o to, gdzie zostanie pochowany sam legendarny przywódca walki z apartheidem. I o kontrolę nad jego majątkiem.

Mandela trafił do szpitala z infekcją płuc na początku czerwca. Od kilku tygodni jest w stanie ciężkim, a nawet krytycznym, ale stabilnym. Jak wynika z przedstawionych przez rodzinę byłego prezydenta dokumentów, 94-latek jest podłączony do aparatury podtrzymującej życie.

Kwestia nieuchronnej śmierci legendarnego przywódcy jest w RPA sprawą bardzo delikatną. Oficjalnie wszyscy unikają tego tematu. Rodzina zapewnia, że Mandela "nie cierpi".

Walka nad szpitalnym łóżkiem

W tle gasnącego życia Mandeli, jego rodzina rozpoczęła już zaciętą walkę o jego ciało. Członkowie klanu podzielili się odnośnie tego, gdzie były prezydent powinien zostać pochowany.

Obecnie w sądzie zakończyła się sprawa pomiędzy Mandla Mandelą, wnukiem prezydenta i formalnym przywódcą rodziny, wyznaczonym na to stanowisko w 2007 roku przy poparciu samego Mandeli, a kilkunastoma innymi członkami rodziny. Chodzi o miejsce pochówku trójki dzieci przywódcy ruchu walki z apartheidem.

Mandla zadecydował o ich przeniesieniu z wioski Qunu, gdzie jego dziadek dorastał, do wioski Mvezo, gdzie się urodził. Wnuk przywódcy twierdzi, że to tam Mandela chce zostać pochowany. Inni członkowie rodziny, w tym jego obecna żona Machel i córka Makaziwe, twierdzą, że jest inaczej. Mandela ma chcieć spocząć w Qunu.

Sąd poparł żonę i córkę i ciała zostaną przeniesione z powrotem. W czwartek Mandla stwierdził, że to tylko "tymczasowe", do momentu gdy dziadek będzie w stanie wyrazić swoją wolę. - Teraz wygląda na to, że każdy może wystąpić i stwierdzić: "ja też jestem z klanu Mandela" i domagać się prawa do podejmowania decyzji. Wszyscy chcą się załapać - twierdzi wnuk przywódcy.

W tle pieniądze

Zdaniem Mandli żona i córki dziadka są do niego wrogo nastawione, ponieważ nie wsparł ich w przejęciu kontroli nad jego majątkiem. Przywódca klanu twierdzi, że nie zagłosował zgodnie z nimi za wyrzuceniem z zarządów spółek założonych przez Mandelę trzech jego współpracowników.

Makaziwe i inna córka byłego prezydenta, Zenani, w kwietniu złożyły do sądu pozew w tej sprawie. Twierdzą, że trójka współpracowników Mandeli znalazła się w zarządach dwóch spółek wartych 1,7 miliona dolarów w sposób bezprawny.

Autor: mk//kdj / Źródło: BBC News